Grzegorz Schetyna ma spore szanse, by nie tylko formalnie zostać drugą, może trzecią co do znaczenia osobą w państwie. Różni się znacznie od swoich poprzedników. Zarówno charakterem, jak i pozycją polityczną. To jego duży atut. Wiele wskazuje na to, że ten atut wykorzysta i będzie ważnym graczem w trójkącie z premierem Donaldem Tuskiem i prezydentem Bronisławem Komorowskim. Może grać i z jednym, i z drugim, osłabiając w ten sposób pozycję tego zdradzonego. Może oczywiście się zadryblować i polec. – Ale znając jego usposobienie, to mało prawdopodobne – dodaje jego polityczny znajomy od lat, dzisiaj konkurent.
[srodtytul]Co daje lans[/srodtytul]
Czy dotychczasowy szef Klubu PO chciał zostać marszałkiem Sejmu, czy też dostał propozycję „nie do odrzucenia”? I co zamierza zrobić z funkcją, która jest prestiżowa, ale niewiele więcej?
Dla większości jego poprzedników marszałkowanie okazało się raczej polityczną zapadnią niż trampoliną. Mówiło się nawet, że nad marszałkami Sejmu ciąży jakaś klątwa. Dotychczas marszałek był drugą osobą w państwie wyłącznie według konstytucji. Zgodnie z protokołem dyplomatycznym miał zapewnione miejsce tuż za prezydentem. – Marszałek to idealny uczestnik wszelkich dożynek, nadaje takim imprezom splendoru – ironizuje socjolog Jarosław Flis. – To funkcja, która zapewnia publiczną rozpoznawalność, bez specjalnego ponoszenia odpowiedzialności.
Czyli mówiąc inaczej, tzw. druga osoba w państwie często występuje w przyjaznych dla siebie światłach jupiterów, a jednocześnie trudno ją obarczać odpowiedzialnością za cokolwiek. – Jeśli ktoś chce mieć polityczny lans, to idealne stanowisko – ocenia europoseł PiS Ryszard Czarnecki. Takiego marszałkowania Schetyna nie chciał. Po raz pierwszy o scenariuszu „Schetyna marszałkiem” jeszcze zimą opowiedział publicznie poseł Janusz Palikot, jego rywal. Wówczas Schetyna był przeciw.