Schetyna: gracz w trójkącie

Nowy marszałek Sejmu stał się potężniejszy, niż tego chciał i oczekiwał Donald Tusk

Publikacja: 13.07.2010 02:50

Wybór Grzegorza Schetyny na marszałka Sejmu to złamanie niepisanej zasady, że funkcję tę pełni osoba

Wybór Grzegorza Schetyny na marszałka Sejmu to złamanie niepisanej zasady, że funkcję tę pełni osoba bez własnego politycznego zaplecza i nikomu specjalnie niewadząca

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Grzegorz Schetyna ma spore szanse, by nie tylko formalnie zostać drugą, może trzecią co do znaczenia osobą w państwie. Różni się znacznie od swoich poprzedników. Zarówno charakterem, jak i pozycją polityczną. To jego duży atut. Wiele wskazuje na to, że ten atut wykorzysta i będzie ważnym graczem w trójkącie z premierem Donaldem Tuskiem i prezydentem Bronisławem Komorowskim. Może grać i z jednym, i z drugim, osłabiając w ten sposób pozycję tego zdradzonego. Może oczywiście się zadryblować i polec. – Ale znając jego usposobienie, to mało prawdopodobne – dodaje jego polityczny znajomy od lat, dzisiaj konkurent.

[srodtytul]Co daje lans[/srodtytul]

Czy dotychczasowy szef Klubu PO chciał zostać marszałkiem Sejmu, czy też dostał propozycję „nie do odrzucenia”? I co zamierza zrobić z funkcją, która jest prestiżowa, ale niewiele więcej?

Dla większości jego poprzedników marszałkowanie okazało się raczej polityczną zapadnią niż trampoliną. Mówiło się nawet, że nad marszałkami Sejmu ciąży jakaś klątwa. Dotychczas marszałek był drugą osobą w państwie wyłącznie według konstytucji. Zgodnie z protokołem dyplomatycznym miał zapewnione miejsce tuż za prezydentem. – Marszałek to idealny uczestnik wszelkich dożynek, nadaje takim imprezom splendoru – ironizuje socjolog Jarosław Flis. – To  funkcja, która zapewnia publiczną rozpoznawalność, bez specjalnego ponoszenia odpowiedzialności. 

Czyli mówiąc inaczej, tzw. druga osoba w państwie często występuje w przyjaznych dla siebie światłach jupiterów, a jednocześnie trudno ją obarczać odpowiedzialnością za cokolwiek. – Jeśli ktoś chce mieć polityczny lans, to idealne stanowisko – ocenia europoseł PiS Ryszard Czarnecki. Takiego marszałkowania Schetyna nie chciał. Po raz pierwszy o scenariuszu „Schetyna marszałkiem” jeszcze zimą opowiedział publicznie poseł Janusz Palikot, jego rywal. Wówczas Schetyna był przeciw.

[srodtytul]Nie chcę, ale muszę?[/srodtytul]

Ale po kilkunastu tygodniach wiele się zmieniło. Schetyna w trakcie kampanii prezydenckiej uznał, że warto być marszałkiem. Nawiązał dobre kontakty z Komorowskim. – Wcześniej go nie cenił, mówiąc delikatnie, nie wypowiadał się o nim z poważaniem – twierdzi polityk z władz PO. 

Teraz jednak pomagał mocno Komorowskiemu nie tylko podczas prawyborów, ale przede wszystkim we właściwej kampanii. – Naradzali się nie tylko w sztabie, ale i w innych miejscach – mówi tajemniczo poseł z władz Platformy. Jakich? Brak odpowiedzi.

Zresztą ta tajemniczość i prośby o anonimowość są znamienne. Dzieje się tak w sytuacjach, kiedy przewidywane są poważne zmiany polityczne, ale nie ma mądrego, który by powiedział, w jakim kierunku tak naprawdę pójdą. Co więc przeważyło, że sekretarz generalny Platformy i szef jej klubu zaczął, choć na początku dyskrecjonalnie, walczyć o marszałkowanie?

[srodtytul]To nie jest singiel[/srodtytul]

Gdy Donald Tusk wystąpił z pomysłem (który zresztą natychmiast przedostał się do mediów albo – mówiąc żartobliwie – trafił do nich, jeszcze nim powstał), by sekretarz generalny miał mniejszą władzę i był takim technicznym menedżerem, a wiceprzewodniczących PO było kilkunastu, Schetyna już wiedział, o co chce walczyć. Było to dziesięć dni przed I turą wyborów.

Zapewne ocenił, że bycie marszałkiem to dla niego nowa szansa. Tusk – premierem,  Komorowski – prezydentem, a on – marszałkiem. Wszyscy z jednej partii. 

Takie sytuacje się zdarzyły. Kiedy prezydentem był Aleksander Kwaśniewski, premierem Leszek Miller, a marszałkami kolejno Marek Borowski i Józef Oleksy. A potem w latach 2005 – 2007 za rządów PiS i prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Wówczas marszałkami byli kolejno politycy związani z PiS: Marek Jurek i Ludwik Dorn.  

Jednak dotychczasowa parada marszałków (nawet Oleksy – bo już wtedy był po sprawie „Olina” i w trakcie kolejnego procesu lustracyjnego) składała się z politycznych singli. Bez politycznego zaplecza i własnej drużyny.

Zresztą właśnie na takiej zasadzie ich wybierano. Singiel i osoba nikomu specjalnie niewadząca. Także Komorowski został marszałkiem w myśl powyższej zasady. Nie miał w chwili wyboru żadnego zaplecza. Piskorczyków, czyli ludzi Pawła Piskorskiego na Mazowszu, porzucił grubo wcześniej. A nowych żołnierzy nie zgromadził. Zasłynął natomiast tym, że w przełomowym dla relacji PO – PiS roku 2005 był głównym atakującym obóz braci Kaczyńskich. Co w 2007 roku po przegranej PiS okazało się bardzo trendy.

[srodtytul]Są konfitury, rodzi się główny rozgrywający[/srodtytul]

Schetyna ocenił sytuację na zimno i uznał, że w marszałkowaniu mogą być dla niego konfitury. Nie dość, że słodkie, to jeszcze dużo.

Politycznym solistą dotychczasowy szef Klubu PO z całą pewnością nie był i nie jest. Po wiosennych zjazdach regionalnych PO rządzi za pośrednictwem „swoich przewodniczących” w większości wojewódzkich struktur. Ma duży wpływ na partię, być może nawet dominujący.

Nie jest – jak Maciej Płażyński czy choćby Marek Borowski – człowiekiem z drugiej partyjnej linii. Nie musi też wyczekiwać na wyjątkowy splot okoliczności jak Komorowski, by marszałkowanie stało się dla niego trampoliną (rezygnacja Tuska z kandydowania na prezydenta była powszechnym zaskoczeniem).

Schetyna ma też inny charakter niż jego poprzednicy. Sam, gdy jeszcze próbował stworzyć wrażenie, że niespecjalnie chce być marszałkiem, mówił, że to nie jego dystans.

Rzeczywiście będzie miał charakterologiczny kłopot z prowadzeniem obrad. Zajęcie jest sprzeczne z jego usposobieniem. „Przechodzimy do 27 punktu obrad, kto jest za...”, itp. – to najczęstsze frazy wypowiadane przez marszałka. Teraz będzie musiał to polubić albo przynajmniej udawać, że lubi. Prestiż związany z zajmowaniem pozycji nad wszystkimi posłami zapewne mu to polubienie ułatwi.

Polityk, który był tak naprawdę szarą eminencja PO i jej numerem dwa, dzięki marszałkowaniu dopiero teraz przechodzi do ekstraligi. Chciał być w niej, już gdy był wicepremierem. Gwałtowna dymisja przecięła jego wzlot. Teraz nie tylko w przekazie medialnym może być równorzędnym partnerem dla Tuska i Komorowskiego.

Schetyna stał się podstawą najważniejszego trójkąta w polskiej polityce. Na razie z boku towarzyszy mu Komorowski, a na górze jest Tusk. Chociaż wiadomo, że premier na zarządzie partii chciał przeforsować na stanowisko marszałka minister Ewę Kopacz. Dziś bez Schetyny nie będzie mógł forsować prawie niczego.

Grzegorz Schetyna ma spore szanse, by nie tylko formalnie zostać drugą, może trzecią co do znaczenia osobą w państwie. Różni się znacznie od swoich poprzedników. Zarówno charakterem, jak i pozycją polityczną. To jego duży atut. Wiele wskazuje na to, że ten atut wykorzysta i będzie ważnym graczem w trójkącie z premierem Donaldem Tuskiem i prezydentem Bronisławem Komorowskim. Może grać i z jednym, i z drugim, osłabiając w ten sposób pozycję tego zdradzonego. Może oczywiście się zadryblować i polec. – Ale znając jego usposobienie, to mało prawdopodobne – dodaje jego polityczny znajomy od lat, dzisiaj konkurent.

Pozostało 90% artykułu
Polityka
Beata Szydło o Karolu Nawrockim: Grupa osób, która go kojarzyła, była niewielka
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Nawrocki zdecydował. Przedstawił „obywatelską rzeczniczkę obywatelskiego kandydata”
Polityka
Adrian Zandberg kandydatem na prezydenta? Paulina Matysiak: Na pewno jest kandydatem na kandydata
Polityka
Donald Tusk życzy zdrowia politykom PiS. W tle sprawa Marcina Romanowskiego
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Donald Tusk podsumował pierwszy rok rządu. „Wiemy, jakie są priorytety”