Polski dystrybutor skrócił tytuł „Triangle of Sadness” pewnie po to, by móc liczyć na publiczność, którą bardziej zainteresuje „trójkąt miłosny” niż głębsza refleksja. Nie bez znaczenia jest inna kwestia: dlaczego nowy film autora entuzjastycznie ocenianego „The Square” o paradoksach nowoczesnej sztuki nie zyskał jednoznacznie pozytywnych recenzji, a zdobył Złotą Palmę, Złoty Glob i statuetki Europejskiej Nagrody Filmowej.
Odpowiedź przynosi pierwsza godzina 147-minutowego filmu o luksusowym statku z miliarderami na pokładzie. Można się wtedy obawiać, że jesteśmy świadkami katastrofy świetnego pomysłu w trójkącie bermudzkim niemocy reżysera i scenarzysty.
Teoretycznie wszystko perfekcyjnie zaplanował w tej przypowieści o współczesności. Carl (Harris Dickinson) jest modelem, zaś sceny castingów pokazują miałkość mediów i talent showów, okrucieństwo dzisiejszego „wyścigu szczurów” oraz zagubienie młodzieżowych idoli.
Apetyt na ciekawą konfrontację postaw podkręca randkowa kolacja Carla z piękną influencerką Yaya (południowoafrykańska aktorka i modelka Charlbi Dean). Dostajemy na filmowym talerzu idealnie dobranych „bohaterów naszych czasów”, a jednak przystawka rozczarowuje. Spór kochanków o znaczenie pieniędzy z kwestiami manipulacji oraz troski o miłosne i finansowe bezpieczeństwo w tle – ostatecznie jest jeszcze ciekawy. Problem polega na tym, że Östlund zaraził się miałkością portretowanych idoli i sam dłuższy czas dryfuje po mieliznach i banałach.
Czytaj więcej
Kochamy społeczne nierówności i swoje przywileje – mówi Ruben Östlund, twórca „W trójkącie”.