Nic dziwnego, że w partii panuje fatalna atmosfera. Od niezadowolonych działaczy można m.in. usłyszeć, że kierownictwo SLD powinno było wystawić kamienicę na otwarty przetarg, zamiast wynajmować kancelarię prawną, która szukała kupca i negocjowała cenę.
Tomasz Kalita, rzecznik SLD, pytany o kłopoty ze sprzedażą kamienicy robi dobrą minę do złej gry: – Z tego, co wiem, sprawa nie jest jeszcze przesądzona, ciągle toczą się negocjacje, a poza tym mamy jeszcze drugiego kupca w odwodzie.
Oszczędności, o których huczy na Rozbrat, tłumaczy obcięciem dotacji budżetowej dla partii.
Sojusz od dawna planował sprzedaż warszawskiej siedziby partii i przylegającego do niej hotelu. Stary gmach, który wymaga sporych nakładów finansowych, stał się własnością partii w 2002 roku. Sojusz kupił go od gminy za 20 mln złotych. Ponieważ jednak partie nie mogą prowadzić działalności gospodarczej, SLD nie mógł podnajmować części powierzchni, żeby z tych dochodów finansować utrzymanie budynków.
W grudniu ubiegłego roku politycy SLD triumfalnie ogłosili, że znaleźli kupca na nieruchomość i wynegocjowali cenę dwukrotnie wyższą, niż partia zapłaciła za budynki.
Grzegorz Napieralski, lider Sojuszu, mówił, że partia po pozbyciu się nieruchomości na Rozbrat wynajmie sobie pomieszczenia w jakimś nowoczesnym biurowcu. Choć według nieoficjalnych informacji „Rz” Sojusz planował ulokować centralną siedzibę w budynku OPZZ przy ul. Kopernika w Warszawie, gdzie wynajmuje już pomieszczenia Polskie Stronnictwo Ludowe.