Fiskus każe płacić podatek osobom, które korzystają z auta służbowego do celów prywatnych, ale ministrowie sami omijają ten wymóg. Jak? Uznając, że podróże służbowe kierownictwa resortu to także codzienny dojazd do pracy i z powrotem, a nawet wyjazdy w dni wolne od pracy do domu rodzinnego, np. w Szczecinie czy Rzeszowie.
Takie zasady obowiązują m.in. w Ministerstwach Finansów i Gospodarki dzięki zarządzeniom dyrektorów generalnych. Z tego uprawnienia korzysta całe kierownictwo resortu, a więc minister, sekretarze i podsekretarze stanu oraz dyrektor generalny ministerstwa. W przypadku Ministerstwa Finansów to aż dziewięć osób, gospodarki – dziesięć.
Według opinii urzędów skarbowych używanie firmowego auta do celów prywatnych to nieodpłatny przychód – a więc należy od niego zapłacić PIT obliczany przez urzędy skarbowe według kosztów wynajmu takiego samego pojazdu w wypożyczalni samochodów (zdaniem Ministerstwa Gospodarki jest to skrajnie niekorzystne dla pracownika i przedsiębiorcy, bo nie przynosi żadnego pożytku także budżetowi państwa). Ministrowie odmiennie traktują jednak swoje podróże.
Z zarządzenia wynika, że codzienne przejazdy z miejsca zamieszkania do miejsca pracy osób z kierownictwa są uznawane za podróże służbowe, a więc nie obowiązuje ich podatek. Muszą go płacić przedsiębiorcy, których pracownicy jeżdżą służbowymi autami na co dzień.
Także wyjazd służbową limuzyną ministra czy jego zastępców „w dni wolne od pracy do miejsca zamieszkania w miejscowości innej niż miejsce pracy" uznają za podróż służbową, a nie prywatną. W Ministerstwie Gospodarki wprowadzono ograniczenie, że chodzi tylko o jeden raz w tygodniu. Podróżami służbowymi nie są tylko wyjazdy na urlop wypoczynkowy.