Prawie ćwierć miliona złotych premii za 2012 rok, jakie przyznali sobie marszałek i wicemarszałkowie Sejmu, budzi wątpliwości etyczne i prawne.
Posłowie Ruchu Palikota wycofali poparcie dla swojej wicemarszałek Wandy Nowickiej (ona sama obiecuje, że premię odda na cele charytatywne).
– Nie przyszliśmy do Sejmu po nagrody – pieklił się poseł RP Artur Dębski.
Marszałek Ewa Kopacz (zarabia miesięcznie ok. 16 tys. zł) otrzymała 45 tys. zł premii – przyznanej jej formalnie przez wicemarszałków (jako prezydium Sejmu), ci zaś: Nowicka, Cezary Grabarczyk z PO, Marek Kuchciński z PiS, Eugeniusz Grzeszczak z PSL i Jerzy Wenderlich z SLD, dostali po 40 tys. zł. Im premie przyznała Kopacz. To praktyka stosowana od lat.
Ustawa o pracownikach urzędów państwowych (która dotyczy m.in. marszałków Sejmu) mówi, że dodatkowy fundusz nagród dla urzędników może być przeznaczony na nagrody „za szczególne osiągnięcia w pracy zawodowej”. Członkowie prezydium Sejmu muszą się więc wykazać owymi szczególnymi osiągnięciami, a przyznanie premii powinno być uzasadnione.
– W dodatku dla marszałków pracodawcą jest Sejm i to on winien utworzyć fundusz nagród i zasady dysponowania nim, a nie prezydium. Jeżeli przyjmiemy, że marszałkowie są pracownikami, to nie mogą być dla siebie jednocześnie pracodawcami i sami sobie przyznawać nagrody. Regulamin Kancelarii Sejmu nie może stać w sprzeczności z ustawą – wskazuje nam znany prawnik (wolał pozostać anonimowy).