Patrząc na sojuszników partii Zbigniewa Ziobry w Parlamencie Europejskim, łatwo dojść do wniosku, że głosowanie w sprawie budżetu to i tak najmniejszy problem, z którym będzie się musiała uporać jego formacja.
To prawdziwa menażeria: tropiciele przestępstw seksualnych Kościoła, wrogowie polskich hydraulików na Zachodzie, antysemici i czciciele hitlerowskich kolaborantów walczących z Armią Krajową. Ale łączy ich tylko jedno: pieniądze.
Zwą się dumnie: Europa Wolności i Demokracji (EFD), są najmniejszą frakcją w PE. Powstali po ostatnich wyborach, kiedy eurosceptyczne partie z kilku krajów wprowadziły tam pojedynczych posłów. Tak powstał pomysł na polityczny interes: powołanie wspólnego klubu europejskich ekstremistów, co zapewnia silniejszą reprezentację we władzach europarlamentu, pieniądze na działalność i stanowiska. Ziobryści dołączyli do EFD po tym, jak rozwiedli się z PiS.
Gwałt z winy ofiary
Twarzą frakcji jest Nigel Farage, lider Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa, przeciwnej członkostwu Polski w UE i swobodnej pracy naszych rodaków w W. Brytanii. Niedawno przy okazji dyskusji nad unijnym budżetem ostro zaatakował Polaków: – Dlaczego W. Brytania miałaby dawać cokolwiek Polsce? Ja nie chcę być w Unii z Polską – mówił polskim dziennikarzom.
W europarlamencie też się nie patyczkuje. W 2010 r. szefowi Rady Europejskiej Hermanowi Van Rompuyowi powiedział, że „ma charyzmę mokrego mopa i wygląd marnej rangi bankiera", zaś o jego ojczyźnie Belgii powiedział, że „to w sumie nie jest kraj".