Przekonał się o tym niedawno dziennikarz „Rz", który odwiedzał budynek Kancelarii Prezydenta przy ulicy Wiejskiej w Warszawie. Okazało się, że bramka do wykrywania materiałów wybuchowych – podobna jak na lotniskach – jest bezużyteczna. Nie była nawet włączana. Nikt nie sprawdzał, czy odwiedzający wnoszą niebezpieczne substancje. Dlaczego? Bo ochroniarze z chroniącej budynek firmy ochroniarskiej Kowalczyk nie mają do tego uprawnień.
W gmachu przy ulicy Wiejskiej pracuje część prezydenckich ministrów i większość urzędników. W tym samym budynku mieści się centrala Państwowej Komisji Wyborczej, a tuż obok – hotel sejmowy, w którym mieszkają posłowie. – Ta decyzja jest niezrozumiała, biorąc pod uwagę dane dotyczące wyborów i partii politycznych, które znajdują się w naszym posiadaniu – dziwi się w rozmowie z „Rz" wysoki urzędnik PKW.
Taka sytuacja to efekt decyzji rządu, który z początkiem roku pozbawił Kancelarię Prezydenta ochrony BOR. Powód? Oszczędności. Początkowo budynek był chroniony przez prywatną agencję ochrony Basma Security. W tej chwili Kancelarię ochrania Agencja Ochrony Kowalczyk. Władze firmy się bronią: „Agencja Ochrony KOWALCZYK Sp. z o.o. ochrania budynek KP przy ul. Wiejskiej w Warszawie od 1 marca 2013 r. Jednocześnie informujemy, że pracownicy Agencji wykonujący przedmiotową ochronę spełniają wszelkie wymagania określone w Specyfikacji Istotnych Warunków Zamówienia, umowie o świadczenie usługi ochrony fizycznej [zawartej z rządem – red.] oraz w ustawie o ochronie osób i mienia". To oznacza, że rząd mógł nie oczekiwać kontroli pirotechnicznej budynku Kancelarii Prezydenta i PKW.
Małgorzata Woźniak, rzeczniczka MSW, które organizowało przetarg: – Informacje dotyczące zakresu ochrony obiektów nie są informacją publiczną. Decyzja była poprzedzona wnikliwą analizą.
Mało rozmowny jest też rzecznik BOR Dariusz Aleksandrowicz. – Mamy tam wciąż stanowisko pirotechniczne kontrolujące przychodzącą korespondencję – mówi „Rz". Według naszych to po prostu jeden funkcjonariusz, który kontroluje listy i paczki.