Wyrzucenie prezesa kółek rolniczych z PSL z ulgą przyjęłoby wielu działaczy Stronnictwa, którzy uważają, że Władysław Serafin powinien zniknąć z ich partii już po ubiegłorocznej aferze taśmowej. W PSL krąży nawet dowcip, że w partii łatwiej jest odwołać prezesa, niż wyrzucić Serafina.
Franciszek Stefaniuk, rzecznik dyscypliny partyjnej, jest jednak przekonany, że krajowy sąd partyjny podejmie właściwą decyzję, czyli wyrzuci kłobuckiego działacza ze swoich szeregów. – Wiem, że ludzie są zniecierpliwieni całą tą historią, ale musimy przestrzegać statutu – tłumaczy Stefaniuk. – Gdyby decyzje zapadały niezgodnie z nim, to tylko byśmy mieli kłopot, bo Serafin odwoływałby się i cała sprawa by się przeciągała.
Władysław Serafin ma stanąć przed sądem koleżeńskim za to, że na początku tego roku, prowadząc samochód bez ważnego prawa jazdy, znacznie przekroczył dozwoloną prędkość, a po zatrzymaniu przez policjantów próbował uniknąć kary, legitymując się dokumentem z europejskimi pieczęciami i dając do zrozumienia, że posiada europejski immunitet. Sąd pierwszej instancji ukarał go za to grzywną w wysokości 4 tys. 400 zł. Tymczasem Serafin w rozmowie z „Rz" twierdzi jednak, że od wyroku będzie się odwoływał, bo ma z Brukseli poświadczenie, że rzeczywiście przysługuje mu immunitet, który jednak nie chroni go przed mandatem za wykroczenie drogowe. – Policjanci z drogówki po prostu nie znają prawa – mówi.
Partia też postanowiła ukarać swojego działacza. Jego sprawą zajmował się wojewódzki sąd partyjny. Ten jednak umorzył ją, uznając, że macierzyste koło Serafina w Kłobucku udzieliło mu już upomnienia, a dwa razy za to samo karać nie można.
Franciszek Stefaniuk nie chciał jednak tak zostawić sprawy i tym razem skierował ją do krajowego sądu partyjnego, który zbiera się dzisiaj.