Chociaż sondaże poparcia dla partii wskazują, że najbliższe wybory wygra PiS, to najbardziej prawdopodobnym scenariuszem koalicyjnym jest alians PO i SLD. Te dwa ugrupowania, ewentualnie wspierane przez mniejsze, będą nadawać ton polskiej polityce. Partia Jarosława Kaczyńskiego nie wejdzie bowiem w koalicję z SLD, mało prawdopodobne, by zrobiła to z Twoim Ruchem. Ludowcy, którzy są pragmatyczni i mogliby z PiS rządzić, mogą mieć za mało „szabel", by stworzyć większość.
Na podstawie najnowszych zapowiedzi liderów SLD i Platformy oraz ich dotychczasowych deklaracji programowych „Rz" analizuje, co takie rządy mogą oznaczać w sferze społeczno-gospodarczej.
Podstawowy wniosek? Nie będzie to koalicja wielkich projektów. Czeka nas raczej kontynuacja polityki „ciepłej wody w kranie", okraszona mniejszymi lub większymi przekupstwami wyborczymi.
Sparzony Hausnerem
Leszek Miller nie będzie skłonny do reformatorskiego wysiłku i zaciskania pasa.
Po pierwsze, Sojusz ma odgrywać na scenie politycznej rolę socjalnej lewicy. – Stwórzmy koalicję za rzecz przyjaznego państwa, które towarzyszy obywatelowi od kołyski, aż po grób, a nie państwa, które pozostawia go samemu sobie i skazuje na pożarcie finansowych rynków – deklarował Miller w czerwcu na Kongresie Polskiej Lewicy. Wielokrotnie podkreślał, że Polska ma być bardziej socjalna.