Ciepła woda Tuska i Millera

Koalicja PO i SLD oznacza kontynuację zachowawczej polityki społeczno-gospodarczej.

Publikacja: 17.12.2013 09:00

Ewentualna koalicja Donalda Tuska i Leszka Millera nie przyniesie Polsce żadnej rewolucji

Ewentualna koalicja Donalda Tuska i Leszka Millera nie przyniesie Polsce żadnej rewolucji

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

Chociaż sondaże poparcia dla partii wskazują, że najbliższe wybory wygra PiS, to najbardziej prawdopodobnym scenariuszem koalicyjnym jest alians PO i SLD. Te dwa ugrupowania, ewentualnie wspierane przez mniejsze, będą nadawać ton polskiej polityce. Partia Jarosława Kaczyńskiego nie wejdzie bowiem w koalicję z SLD, mało prawdopodobne, by zrobiła to z Twoim Ruchem. Ludowcy, którzy są pragmatyczni i mogliby z PiS rządzić, mogą mieć za mało „szabel", by stworzyć większość.

Na podstawie najnowszych zapowiedzi liderów SLD i Platformy oraz ich dotychczasowych deklaracji programowych „Rz" analizuje, co takie rządy mogą oznaczać w sferze społeczno-gospodarczej.

Podstawowy wniosek? Nie będzie to koalicja wielkich projektów. Czeka nas raczej kontynuacja polityki „ciepłej wody w kranie", okraszona mniejszymi lub większymi przekupstwami wyborczymi.

Sparzony Hausnerem

Leszek Miller nie będzie skłonny do reformatorskiego wysiłku i zaciskania pasa.

Po pierwsze, Sojusz ma odgrywać na scenie politycznej rolę socjalnej lewicy. – Stwórzmy koalicję za rzecz przyjaznego państwa, które towarzyszy obywatelowi od kołyski, aż po grób, a nie państwa, które pozostawia go samemu sobie i skazuje na pożarcie finansowych rynków – deklarował Miller w czerwcu na Kongresie Polskiej Lewicy. Wielokrotnie podkreślał, że Polska ma być bardziej socjalna.

Po drugie, szef SLD ma bolesne doświadczenie z firmowanego przez niego tzw. planu Hausnera. Zawierał on odważne wolnościowe i oszczędnościowe postulaty naprawy państwa, ale stał się, przynajmniej w części, przyczyną wyborczej klęski Sojuszu.

Miller podczas sobotniego kongresu zgłosił więc przyjemniejsze dla ucha wyborców hasła – o podwyższeniu o 10 proc. płacy i emerytury minimalnej oraz obniżeniu o 2 pkt proc. VAT.  Trzeba przy tym podkreślić, że po tym jak w Niemczech doszła do skutku koalicja CDU i socjalistów, Miller nabrał wiatru w żagle. Angela Merkel musiała pójść na ustępstwa i zgodziła się m.in. na podwyżki płac minimalnych. Eksperci wskazują, że podobnie może być także w Polsce: Miller wymusi na Tusku wzrost płac.

Ryszard Petru, przewodniczący Towarzystwa Ekonomistów Polskich, komentując dla „Rz" propozycje szefa SLD, wskazuje, że nie przystają one do rzeczywistości budżetowej. Samo obniżenie VAT to ubytek rzędu 12 mld zł. Podwyżka o 200 zł najniższej emerytury – 1,64 mld zł.

W lewą stronę bardzo wyraźnie skręca też premier Tusk. I nie chodzi wyłącznie o oświadczenie, które złożył w tygodniku „Polityka", że „jest socjaldemokratą". Postulaty szefa rządu sięgają dalej. W minioną sobotę Tusk zaproponował, by od 2015 r. wszystkie dochody z pracy podlegały składkom ZUS. To w ustach liberała brzmi jak herezja – wyższe podatki, a nie oszczędności, mają uzdrawiać sytuację.

To tym bardziej dziwne, że rządy od lat konsekwentnie zatykają „dziury" pozwalające unikać składek ZUS. Tak było np. z umowami o dzieło dla własnego pracodawcy czy z pracą nakładczą. Co więcej, od stycznia rząd Tuska zamyka możliwość ich ominięcia dla zleceniobiorców i członków rad nadzorczych. Właściwie, poza pracującymi wyłącznie na umowy o dzieło i studentami do 26. roku życia, nie ma już wielkich możliwości ucieczki przed składkami.

Ile sprawiedliwości

Zapowiadana przez rząd fiskalna ofensywa może zatem przynieść niewielkie korzyści realne, ale w sferze politycznej może zostać wykorzystana jako przekaz o równości obciążeń. Tyle tylko, że ten argument podważają eksperci.

– Jeśli rząd chce rozszerzania tzw. bazy podatkowej, powinien wprowadzić PIT na wieś czy podatki od majątku. Nie bardzo rozumiem, dlaczego kolejne osoby pracujące poza rolnictwem mają płacić wyższe obciążenia, a rolnicy nie płacą i nie będą płacić ich w ogóle – zauważa Maciej Bukowski, prezes WISE.

Łukasz Hardrt, ekonomista z UW, dodaje, że oskładkowanie umów o dzieło spowoduje spadek dochodów naukowców. – Nie tędy droga. Jeśli rząd chce się skupiać na rozwoju nauki i innowacyjności, to strzeli sobie w stopę. Duża część płac naukowców to dzieła, a pomniejszenie ich dochodu netto spowoduje odpływ od nauki kolejnych osób – wyjaśnia Hardt.

Prawdziwym powodem do niepokoju dla ekspertów oceniających ewentualny przyszły rząd PO-SLD nie jest jednak nawet fiskalne dokręcanie śruby. Bardziej boją się ryzyka dryfowania i niepodejmowania wyzwań. Ekonomiści zarzucają premierowi, że jedynym jego pomysłem na rządzenie jest wykorzystanie 400 mld zł z UE.

Premier przyznaje otwarcie, że nie zamierza gruntownie reformować obszarów, gdzie pieniądze są marnotrawione – na przykład emerytur górników, sposobu zatrudniania i wynagradzania nauczycieli czy wydatków socjalnych. Trudno, by wziął się za to Leszek Miller.  Eksperci zarzucają też rządowi przejadanie rezerw. – Zamiast szukać oszczędności, rząd likwiduje OFE i zabiera pieniądze z Funduszu Rezerwy Demograficznej. A przecież Tusk doskonale wie, że nasza sytuacja ze względu na demografię będzie już za klika lat o wiele trudniejsza – wskazuje Paweł Dobrowolski, ekonomista, ekspert Instytutu Sobieskiego.

Czeka nas tąpnięcie

Po rządach PO-SLD, na co wskazują eksperci, można spodziewać się kontynuacji obecnej linii, z ewentualnymi dodatkowymi pieniędzmi dla wybranych grup.

To właśnie, zdaniem naszych rozmówców, jest największe zagrożenie. Jeśli bowiem wydatki są nadmierne i nieracjonalne, nawet przy dodatkowych pieniądzach z Brukseli, to powinniśmy już teraz reformować państwo. – Zapowiedzi premiera o wyższych składkach do ZUS brzmią niepokojąco i krótkowzrocznie. Rząd powinien uporządkować wydatki oraz sprawiedliwie i równomiernie obciążać obywateli. A nie ścigać tych, których łatwiej jest dopaść – uważa Bukowski. Dobrowolski wskazuje, że przed Polską stoją rozwojowe wyzwania. – Kontynuacja obecnej polityki, zwłaszcza gdy skończą się pieniądze z UE, a na Zachodzie faktycznie pogorszy się sytuacja, grozi nam wielkim tąpnięciem – uważa.

Muszą zdawać sobie z tego sprawę Leszek Miller i Donald Tusk. Zostaje mieć nadzieję, że gdy dojdą już do władzy, nie będą realizować obecnie składanych obietnic i zapowiedzi, ale podejmą wyzwania, o których mówią eksperci.

Chociaż sondaże poparcia dla partii wskazują, że najbliższe wybory wygra PiS, to najbardziej prawdopodobnym scenariuszem koalicyjnym jest alians PO i SLD. Te dwa ugrupowania, ewentualnie wspierane przez mniejsze, będą nadawać ton polskiej polityce. Partia Jarosława Kaczyńskiego nie wejdzie bowiem w koalicję z SLD, mało prawdopodobne, by zrobiła to z Twoim Ruchem. Ludowcy, którzy są pragmatyczni i mogliby z PiS rządzić, mogą mieć za mało „szabel", by stworzyć większość.

Pozostało 92% artykułu
Polityka
Ukraina łączy Tuska i Macrona
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Sejmowa partia zmieniła nazwę. „Czas na powrót do korzeni”
Polityka
Stanisław Tyszka: Obecny rząd to polityka pełnej kontynuacji i teatr wojny
Polityka
Polscy żołnierze na Ukrainie? Jednoznaczna deklaracja Radosława Sikorskiego
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Nie będzie kredytu 0 proc. Chaos w polityce mieszkaniowej się pogłębia