Po raz pierwszy w nowej roli zaprezentowała się po wczorajszym posiedzeniu rządu posłanka PO Małgorzata Kidawa-Błońska. Nie obyło się bez zgrzytu. – Nowy rzecznik, stare nawyki – komentowali dziennikarze godzinne opóźnienie konferencji prasowej premiera.
Posłanka wystąpiła razem z odchodzącym rzecznikiem Pawłem Grasiem. Premier komplementował oboje, mówiąc, że nie będzie łatwo zastąpić Grasia, ale też że nikt w Polsce nie poradzi sobie z tym lepiej od niej.
Dla szefa rządu obywanie się bez Grasia może być trudne, bo był on rzecznikiem przez pięć lat i w tym czasie stał się jednym z najbliższych współpracowników premiera. Za to dziennikarze, którzy nie raz narzekali, że jest dla nich trudno dostępny, być może będą mieli powody do zadowolenia z najnowszej zmiany w rządzie. Kidawa-Błońska znana jest z otwartości i dobrych relacji z mediami. Ma zresztą pewne doświadczenia jako rzecznik, bo w 2010 roku w kampanii prezydenckiej była rzeczniczką komitetu wyborczego Bronisława Komorowskiego i cierpliwie tłumaczyła wszystkie jego potknięcia i wpadki medialne.
Kidawa-Błońska od pewnego czasu była przymierzana do różnych stanowisk. Wymieniano ją np. jako kandydatkę na pierwszą wiceprzewodniczącą PO, na miejsce zwalniane przez Grzegorza Schetynę. To stanowisko przypadło jednak w udziale Ewie Kopacz.
Wcześniej, gdy prezydent Warszawy Hannie Gronkiewicz-Waltz groziło odwołanie w referendum, działacze PO spekulowali, że mogłaby ją zastąpić w charakterze komisarza właśnie Kidawa-Błońska. Pani prezydent zachowała jednak miejsce w ratuszu, a na dokładkę odebrała Kidawie-Błońskiej funkcję szefowej warszawskiej PO. W wyniku skomplikowanej partyjnej układanki dzisiejsza rzecznik rządu sama zrezygnowała wtedy z kandydowania w wyborach w PO, choć kilka dni wcześniej miała zupełnie inne plany. Dlaczego tak się stało? Bo okazało się, że i tak może stracić to stanowisko na rzecz Marcina Kierwińskiego, człowieka Grzegorza Schetyny, który zręcznie skaptował sobie zwolenników w stołecznej Platformie. Żeby zablokować jego zwycięstwo, otoczenie Tuska wymyśliło plan awaryjny, czyli postawienie na czele warszawskiej PO prezydent stolicy. Być może posada rzeczniczki rządu jest więc formą rekompensaty dla posłanki, która zawsze była lojalna wobec premiera i partii. Utratę partyjnego stanowiska, które zajmowała przez siedem lat, skomentowała stwierdzeniem, że jest szczęśliwa, iż oddaje stery władzy w partii kobiecie.