Reklama

Zanikająca samokontrola w rządzie

Kancelaria Premiera prowadzi obecnie zaledwie pięć kontroli. ?A były lata, gdy toczyło się ich rocznie kilkadziesiąt.

Publikacja: 22.01.2014 00:31

Kancelaria szefa rządu ma ogromne uprawnienia kontrolne, ale z nich nie korzysta. Choć zatrudnia do tego ponad 30 urzędników, efekty ich pracy – jak wynika z analizy liczby i wyników kontroli – są mizerne. Szczególnie w ostatnich latach.

Koalicja PO-PSL rządzi już siódmy rok, jak żadna po 1989 r. – Widać, że długotrwałość rządzenia nie idzie w parze z potrzebą samokontroli – mówi Artur Wołek, politolog z Polskiej Akademii Nauk.

Możliwości KPRM w tej materii są zaś praktycznie nieograniczone. Może ona sprawdzać wydatki służb specjalnych i kilkudziesięciu agencji i instytucji podległych premierowi – od Głównego Urzędu Statystycznego, przez agencje rolne po PAN. Ma prawo kontrolować sposób zatrudniania w ministerstwach, zamówienia publiczne, rozliczania delegacji i dotacji, korzystania ze służbowych kart kredytowych, aut, telefonów.

Zatrudnia do tego rzeszę urzędników. Departament Kontroli i Nadzoru podlega obecnie bezpośrednio zastępcy szefa Kancelarii Michałowi Deskurowi. Składa się z trzech wydziałów: kontroli, nadzoru oraz wdrażania Europejskiego Funduszu Społecznego i Pomocy Technicznej. Jego 31 urzędników kosztuje podatnika ponad 3 mln zł rocznie.

W 2005 r. – w roku rządów Marka Belki i Kazimierza Marcinkiewicza – urzędnicy KPRM przeprowadzili aż 32 kontrole w bardzo szerokim zakresie, m.in. sprawdzano rozliczenia finansowe pełnomocnika rządu do spraw równego statusu kobiet i mężczyzn, korzystanie z telefonów komórkowych w Agencji Rynku Rolnego, a w UOKiK oraz GUS – prawidłowość rozpatrywania skarg. Skontrolowano nawet wydatki funduszu ze świadczeń socjalnych w Kancelarii Premiera.

Reklama
Reklama

W 2006 r. (rządy Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego) w 24 kontrolach analizowano oświadczenia majątkowe pracowników ministerstw, w resorcie obrony – zamówienia publiczne, a w Kasie Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego – karty służbowe i sposób zatrudniania. W 2008 r. (czyli już za rządów PO) skontrolowano m.in. głośną sprawę dotyczącą wymiany śmigłowców Lotniczego Pogotowia Ratunkowego i usługi doradcze w ministerstwach. W kolejnym roku KPRM badała m.in. wynajem siedzib dla CBA i szkolenia w Komisji Nadzoru Finansowego.

W gorącym dla rządu Donalda Tuska 2010 r. (jesienią poprzedniego roku „Rz" ujawniła aferę hazardową), Departament Kontroli i Nadzoru badał prace legislacyjne związane z kontrowersyjną nowelizacją ustawy hazardowej – z jej ustaleń korzystała prokuratura. W 2011 r. urzędnicy Kancelarii Premiera wykryli w Polskiej Agencji Żeglugi Powietrznej nepotyzm i kumoterstwo o niespotykanej skali.

W 2012 r. departament przeprowadził jednak już tylko cztery kontrole, w  tym w banalnej sprawie meczu Polska–Anglia na Stadionie Narodowym, który z powodu deszczu i zalanej murawy się nie odbył.

W ubiegłym roku kontroli było więcej, bo 13, ale aż 10 z nich przeprowadzonych w różnych ministerstwach dotyczyło tego samego – zatrudniania niepełnosprawnych (kontrola wypadła zresztą fatalnie – wyszło na jaw, że w żadnym z resortów nie pracuje odpowiednio dużo takich osób).

Obecnie wszczętych jest zaledwie pięć kontroli – przy czym dwie (dotyczą wydatkowania środków unijnych) są dopiero „na etapie programowania", kolejna toczy się w jednej ze służb specjalnych, dwie ostatnie – w administracji.

– Kontrole są robione ad hoc, głównie kiedy media coś wykryją. W efekcie wiele patologii czy nieprawidłowości trwa latami, ze szkodą dla państwa – mówi Krzysztof Izdebski, ekspert prawny w Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska. Jako przykład wskazuje tzw. infoaferę. O nieprawidłowościach departament kontroli MSWiA wiedział, ale nic z tym nie robił (aferę wykryło dopiero CBA). Zdaniem Izdebskiego administracja nie chce kontrolować przedsięwzięć, do których dopłaca UE, bojąc się skandalu z zamrożeniem funduszy.

Reklama
Reklama

Izdebski podkreśla, że systematyczne kontrole w administracji publicznej są nie tylko w interesie obywateli, ale także urzędników i polityków. – Mają wskazać miejsca, gdzie należy zmienić lub poprawić przepisy, by nie dochodziło do nieprawidłowości – potwierdza to Julia Pitera, posłanka PO i była minister ds. walki z korupcją rządu Tuska (to jej wcześniej podlegał Departament Kontroli i Nadzoru).

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Polityka
Była kandydatka na prezydenta chce do Sejmu. Sąd zarejestrował partię Joanny Senyszyn
Polityka
Szczyt Wschodniej Flanki. Przyjęta deklaracja wskazuje Rosję jako największe zagrożenie
Polityka
Konflikt w PiS. Politycy partii reagują na atak Jacka Kurskiego
Polityka
Tomasz Trela: Włodzimierzowi Czarzastemu należy się szacunek od Adriana Zandberga
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama