Recepta od Kaczyńskiego czy Tuska

Debaty dwóch premierów raczej nie będzie. Eksperci kręcą nosem na zdrowotne plany i PO, i PiS.

Publikacja: 19.02.2014 00:01

Do debaty na temat zdrowia prowadzonej z udziałem specjalistów prezes PiS zaprosił premiera w poniedziałek.

– Rządzenie to nie jest domena ekspertów – odpowiedział wczoraj Donald Tusk i zaproponował, że w gronie ekspertów z prezesem PiS może spotkać się minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, a on woli z Kaczyńskim rozmawiać sam na sam.

Zdaniem Bolesława Piechy, senatora PiS, prezes partii odrzuci tę propozycję. – Do takiej debaty trzeba mieć podpórkę najnowszych ekspertyz oraz tych, którzy znają się na polityce zdrowotnej. Bez nich to wymiana ogólników, czyli zwykłe bicie piany, a to dla Jarosława Kaczyńskiego strata czasu – tłumaczy.

Postawa Tuska rozczarowała też ekspertów rynku zdrowia. Uważają, że debata z udziałem byłego i obecnego premiera mogłaby zweryfikować plany zarówno Tuska, jak i PiS i uzmysłowić polskim chorym, jaką przyszłość szykują dla nich rządzący.

– Gdyby Kaczyński i Tusk spotkali się w cztery oczy, Polacy zobaczyliby, że ich wiedza na temat opieki zdrowotnej i problemów milionów ludzi jest niewystarczająca – mówi Krzysztof Łanda, prezes fundacji Watch Heath Care i specjalista rynku zdrowia.

Program PiS zakłada rewolucję w polskim systemie zdrowotnym, w tym m.in. likwidację NFZ i finansowanie służby zdrowia z budżetu państwa. – Pieniądze są alokowane przez NFZ w tak niejasnej procedurze, że wręcz zachęca ona do korupcji. A kontraktowanie świadczeń powinno opierać się nie na rozdawnictwie, ale konkursie ofert, za który odpowiedzialny będzie wojewoda – argumentuje Piecha.

Krzysztof Łanda zwraca jednak uwagę, że likwidacja NFZ nic nie zmieni. – PiS proponuje kolejny monopson w postaci budżetu państwa (monopson to forma rynku, na którym jest jeden odbiorca dóbr i usług, a wielu dostawców – red.). W 1998 r. nasze składki oddzielono od budżetu po to, by uchronić je przed zakusami polityków, którzy mogliby zabierać je np. na wojskowość czy budowę dróg – tłumaczy dr Łanda i podkreśla, że o wiele lepszym rozwiązaniem byłby podział NFZ na dwie struktury i wprowadzenie konkurencji płatników.

Dr Jerzy Gryglewicz z Uczelni Łazarskiego zauważa, że likwidacja funduszu i przesunięcie składek do dyspozycji wojewody wymagałoby wielkich nakładów na biurokrację.

– Trzeba mieć świadomość, że NFZ jest najtańszym płatnikiem w Europie, bo na zarządzanie składką wydaje 1 proc. swojego budżetu, gdy jego niemiecki odpowiednik aż 12 proc. W dodatku decyzje podejmowane przez wojewodę byłyby polityczne, bo każdy wojewoda identyfikowany jest z konkretną opcją, podczas gdy szefowie wojewódzkich oddziałów NFZ zwykle pełnią funkcję od wielu lat i nie są obsadzani przez partie rządzące – dodaje.

Platforma miała zamiar zdecentralizować NFZ, dzieląc go na 16 oddziałów wojewódzkich, które miały kreować politykę zdrowotną adekwatną do potrzeb regionów, jednak nie miały ze sobą konkurować. Ustawa decentralizująca miała wejść już w połowie zeszłego roku, ale skończyło się na zapowiedziach. Dr Łanda uważa, że w praktyce nic by nie zmieniła.

Jego zdaniem budżetowy system finansowania sprawdzał się w poprzednim systemie, ale nie przystaje do dzisiejszej rzeczywistości.

PiS różni się od PO także w pomyśle na refundację leków. Proponuje, żeby za wszystkie leki refundowane pacjent płacił w aptece tyle samo – kwotę rzędu 8–9 zł za opakowanie. Zdaniem naszych rozmówców to nie jest dobry pomysł. Według nich wprowadzona przez PO dwa lata temu ustawa refundacyjna rozwiązała wiele problemów. Zdaniem dr. Gryglewicza wymusza ona na firmach farmaceutycznych, które chcą, by ich leki były refundowane, proponowanie niskich cen. Oszczędza na tym NFZ. Dr Łanda ubolewa tylko, że zaoszczędzone w ten sposób w 2012 roku 2 mld zł nie przełożyły się na poprawę sytuacji chorych.

Według dr. Łandy proponowane przez PiS obniżenie ceny leków doprowadziłoby do sytuacji z PRL-u, kiedy każdy miał w domowej apteczce mnóstwo przeterminowanych refundowanych tabletek kupionych na wszelki wypadek.

Niejasny pozostaje pomysł PO na skrócenie kolejek. Minister zdrowia Bartosz Arłukowicz zamierza tego dokonać, „powierzając lekarzowi rodzinnemu wszystko to, co lekarz może zrobić pacjentowi", a więc – jak przypuszczają eksperci – zwiększając uprawnienia lekarzy rodzinnych przy kierowaniu na badania. PiS ten pomysł formułuje otwarcie – według jego planu po skierowanie na badania nie trzeba by było iść do specjalisty. Wypisywałby je lekarz pierwszego kontaktu.

Eksperci uważają jednak, że skrócenie kolejek wymaga głębokich zmian systemowych i nie da się go przeprowadzić w ciągu kilku tygodni.

Do debaty na temat zdrowia prowadzonej z udziałem specjalistów prezes PiS zaprosił premiera w poniedziałek.

– Rządzenie to nie jest domena ekspertów – odpowiedział wczoraj Donald Tusk i zaproponował, że w gronie ekspertów z prezesem PiS może spotkać się minister zdrowia Bartosz Arłukowicz, a on woli z Kaczyńskim rozmawiać sam na sam.

Pozostało 92% artykułu
Polityka
Polityczne Michałki: Rok rządu Tuska na trzy plus, a młodzi popierają Konfederację. Żółta flaga dla koalicji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
MSZ na wojnie hybrydowej z Rosją. Kto prowadzi walkę z dezinformacją
Polityka
Sikorski pytany o polskich żołnierzy na Ukrainie mówi o „naszym obowiązku w NATO”
Polityka
Partia Razem zakończyła postępowanie dyscyplinarne ws. Pauliny Matysiak. Jest decyzja
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Sondaż: Wyborcy PiS murem za Mateuszem Morawieckim. Rządy Donalda Tuska przekonały 3 proc. z nich