Najpierw przez dwa dni wygrywało je PiS, na podstawie sondaży. Teraz wygrywa je PSL na podstawie cząstkowych wyników. Może jak spłyną kolejne protokoły to okaże się, że wygrywa PO albo SLD, bo dlaczego te dwie partie mają być poszkodowane? Obywatele – jak się okazało – oddali tysiące nieważnych głosów. Kiedy będą wyniki ostateczne ze wszystkich okręgów nikt nie ośmiela się nawet spekulować. We wtorek Kazimierz Czaplicki, szef Krajowego Biura Wyborczego mówił, że nic się takiego nie stało, by podnosić alarm, bo przed czterema laty ostateczne wyniki wyborów samorządowych zostały ogłoszone dopiero w nocy z wtorku na środę. Ale mamy już środę i w niektórych województwach ciągle nie ma protokołów z komisji terenowych, co uniemożliwia podliczenie głosów i podanie ostatecznych wyników. Zaś PKW przyznaje, że czwartek jest realistycznym terminem ogłoszenia wyborów. A więc jednak coś się stało. W tej sytuacji trudno się nawet dziwić głosom, że być może wybory powinny być powtórzone. To wielce ryzykowna decyzja, bo jeżeli w powtórnych wyborach zmieniłby się werdykt obywateli i np. wygrałaby je PO przed PiS, to nie unikniemy oskarżeń, że cały ten chaos został celowo wywołany, by doprowadzić do zmiany werdyktu wyborców. Z drugiej strony zaakceptowanie wyników w sytuacji, gdy w niektórych miejscach 20, a nawet 30 proc. głosów jest nieważnych, również budzi ogromne wątpliwości. Może to powinno być podstawą do powtórzenia wyborów?  Ale tylko w tych miejscach. Za całą pewnością trzeba bardzo dokładnie wyjaśnić jak mogło dojść do takiego paraliżu powyborczego i sprawdzić wszystkie skargi komitetów na nieprawidłowości, bo nie da się funkcjonować ze świadomością, że być może wyniki wyborów samorządowych nie są zgodne z rzeczywistą decyzją wyborców.