Decydujący wpływ na rozmowy rządu z górnikami miało trzech ludzi, którzy wcale nie uczestniczyli w negocjacjach: lider „Solidarności" Piotr Duda, kandydat PiS na prezydenta Andrzej Duda oraz lider opozycji Jarosław Kaczyński.
Pierwszy z nich – jak wynika z naszych informacji – kilka tygodni temu w dyskrecji skontaktował się z Ewą Kopacz. Zaoferował pomoc w rozwiązaniu narastającego konfliktu w górnictwie, stawiając oczekiwania dotyczące pomocy rządu w kilku innych branżach, w tym w energetyce, zbrojeniówce oraz na kolei.
Dlatego otoczenie pani premier było zaskoczone, że po zaostrzeniu sytuacji na Śląsku Duda wykonał woltę: stał się najbardziej radykalnym działaczem związkowym nawołującym do szerokich protestów.
– Dwa razy wywrócił do góry nogami porozumienie, na które się wstępnie zgodził szef regionalnej „S" Dominik Kolorz – twierdzi jeden z negocjatorów. – Duda chciał doprowadzić do wybuchu antyrządowych protestów na Śląsku, które rozlałyby się na cały kraj.
Kłopoty z czytaniem
Podobne intencje rządzący przypisują Andrzejowi Dudzie oraz Jarosławowi Kaczyńskiemu, którzy próbowali politycznie wykorzystać kłopoty rządu.