– Panie prezydencie, proszę nas wpuścić do domu – apelował do rumuńskiego przywódcy Klausa Iohannisa lider Obywatelskiego Ruchu Młodzieży Mołdawii Anatol Ursu, który był jednym z organizatorów niedzielnego marszu na rzecz zjednoczenia z Rumunią.
Około 30 tysięcy osób (według szacunków organizatorów) przeszło główną kiszyniowską ulicą Stefana III Wielkiego, apelując do mołdawskich władz o rozpoczęcie procesu przywrócenia granic historycznej Besarabii. Pod unijną i rumuńską flagą zwolennicy zjednoczenia apelowali do władz w Bukareszcie, by poparli ich dążenia i stanęli na drodze „przywrócenia historycznej sprawiedliwości".
Z kolei mołdawska organizacja Actiunea 2012 (Działanie 2012), która od kilku lat jest głównym organizatorem podobnych imprez, zapowiada, że w najbliższą sobotę dziesiątki tysięcy ludzi wyruszą na piechotę z Kiszyniowa do Bukaresztu, by „prosić braci Rumunów o zjednoczenie".
– Około 10–15 procent mieszkańców popiera pomysł zjednoczenia z Rumunią. Nastroje te stymulują przeważnie młodzi ludzie, którzy studiują i pracują w rumuńskich miastach – mówi „Rz" mołdawski politolog Cornelio Ciurea z Instytutu Rozwoju i Inicjatyw Społecznych Viitorul.
– Oficjalnie rumuńskie władze twierdzą, że nie mają z tym nic wspólnego, i publicznie dystansują się od organizatorów podobnych marszów. Z kolei mołdawskie władze nie są zadowolone z tego, że ktoś głosi tak niebezpieczne hasła i nie wiadomo, za czyje pieniądze – dodaje.