Najprawdopodobniej już w połowie kwietnia w niższej izbie parlamentu, Izbie Deputowanych, odbędzie się głosowanie nad wnioskiem o odwołanie prezydent Dilmy Rousseff z urzędu. Wniosek przedstawi specjalna komisja, która bada zarzut, że prezydent dopuściła się manipulacji w czasie kampanii wyborczej w 2014 roku.
Polegać miało to na przedstawieniu finansów państwa niezgodnych ze stanem faktycznym, a także aprobowaniu niezgodnych z prawem wydatków rządu, którym kieruje pani prezydent. W sytuacji gdy niższa izba parlamentu zagłosuje za impeachmentem, na co się obecnie zanosi, izba wyższa, czyli Senat, nie będzie w stanie zablokować procedury.
– Nie jesteśmy w stanie zebrać jednej trzeciej głosów, aby powstrzymać impeachment – powiedział Reutersowi pragnący zachować anonimowość jeden z senatorów. Z kolei w niedzielnym wydaniu dziennika „Estadao" przewodniczący Senatu Renan Calheiros z Demokratycznego Ruchu Brazylijskiego (PMDB) twierdził, że niekorzystny dla pani prezydent wynik głosowania w Izbie Deputowanych spowoduje, iż silniejsze będą żądania pozbawienia jej władzy.
Zgodnie z ostatnimi sondażami za odwołaniem Dilmy Rousseff opowiada się 68 proc. obywateli. W czasie minionego weekendu na ulicach kilku miast zebrało się ponad milion obywateli domagających się dymisji pani prezydent. Z kolei piątkowa demonstracja poparcia zorganizowana przez byłego prezydenta Lulę da Silvę zgromadziła zaledwie 100 tys. osób.
Niekorzystny dla Dilmy Rousseff układ sił w Senacie oznacza, iż zostanie ona natychmiast po głosowaniu pozbawiona urzędu. Początkowo na okres sześciu miesięcy, czyli na okres ostatecznego zbadania sprawy przez Senat. Stanowisko szefa państwa i rządu pełniłby w tym czasie wiceprezydent Michel Temer, który jest przywódcą PMDB, partii wchodzącej w skład koalicji rządowej.