Karnawał hipokrytów

Skorumpowani senatorowie odsunęli od władzy równie skorumpowaną prezydent. Co dalej z demokracją?

Aktualizacja: 13.05.2016 07:10 Publikacja: 12.05.2016 18:38

Dilma Rousseff spędziła ostatnie godziny przed głosowaniem w pałacu Planalto ze swoim szefem gabinet

Dilma Rousseff spędziła ostatnie godziny przed głosowaniem w pałacu Planalto ze swoim szefem gabinetu, z dala od publiczności.

Foto: PAP/EPA

Dilma Rousseff będzie musiała wyprowadzić się z zaprojektowanego przez Oscara Niemeyera pałacu Planalto w Brasilii, ale zachowa swój tytuł, immunitet i prywatną rezydencję do czasu ponownego głosowania przez Senat za 3 miesiące, które ostatecznie rozstrzygnie o jej winie. Prezydent zarzuca się pedeladas fiscais (manipulacje księgowe), które pozwoliły ukryć prawdziwy rozmiar deficytu budżetowego państwa przed reelekcją w 2014 r. i utrzymać hojne dotacje socjalne dla wyborców lewicy.

Nie ulega wątpliwości, że wynik drugiego głosowania będzie taki sam jak pierwszego. Ale senatorowie, którzy przejęli rolę sędziów, sami nie są bez winy. Za impeachmentem głosowało 55 z nich (22 było przeciw), ale w liczącej 81 osób izbie aż 33 ma zarzuty prokuratorskie za branie nieraz wielomilionowych łapówek. Rousseff na razie nie zarzuca się czerpania osobistych korzyści majątkowych, choć gdy stała na czele państwowego koncernu naftowego Petrobras, wiedziała o nielegalnych przelewach dla politycznych sojuszników.

Nie koniec na tym. Trwający od wielu miesięcy kryzys polityczny był pasmem wątpliwych z punktu widzenia prawa posunięć, wobec których blednie spór o polski Trybunał Konstytucyjny. Rousseff mianowała szefem gabinetu swojego poprzednika i mentora Lulę da Silvę, aby ratować go przed działaniami prokuratury (dostał immunitet). W odpowiedzi prokurator ujawnił wbrew prawu nagrania rozmów Dilmy z Lulą. Dalej izba niższa parlamentu przegłosowała odsunięcie od władzy prezydent na podstawie przepisów z 1950 r., które nie są zawarte w obecnej konstytucji. Zaraz potem przewodniczący izby niższej został zresztą odsunięty pod zarzutami korupcji. Jego następca doprowadził do ponownego głosowania i uznania, że jednak Dilma jest bez winy. Ale to rozstrzygnięcie podważył właśnie Senat.

Nowa ekipa też nie ma czystych rąk. Zarzuty o korupcję ciążą na wiceprezydencie Michelu Temerze, który stoi za procesem impeachmentu Dilmy i teraz przejmie jej obowiązki (w ub.r. odwiedził Polskę). Wątpliwa jest też reputacja wielu polityków, których wczoraj mianował.

– To sami biali mężczyźni. Wracamy do podziałów rasowych, które częściowo udało się zatrzeć za rządów Luli i Dilmy. Dodatkowo Temer powinien się otoczyć technokratami, a nie politykami, bo cała elita klasa polityczna jest skorumpowana i wymaga wymiany – mówi „Rz" David Fleisher, politolog Uniwersytetu w Brasilii.

Gdy została po raz pierwszy wybrana na prezydenta w 2010 r., Rousseff była jednym z najbardziej popularnych polityków świata. Błyszczała odbitym światłem Luli, który dzięki wysokim cenom na rynkach światowych takich surowców, jak soja i ropa, potrafił sfinansować hojny program zabezpieczeń socjalnych i wyrwać z nędzy przynajmniej 40 mln Brazylijczyków. Ale po wyborze Dilmy ceny surowców spadły, po części z powodu zahamowania wzrostu Chin. Zamiast ciąć wydatki, nowa prezydent wolała jednak doprowadzić do rozdęcia deficytu budżetu państwa. Tym przeraziła inwestorów: Brazylia w 2015 r. wpadła w najgłębszą recesję od trzech pokoleń, popularność zaś głowy państwa spadła do 10 proc.

Teraz Temer zapowiada uzdrowienie finansów państwa, cięcia wydatków. – Za trzy lata Brazylia wyjdzie z zapaści, bo inwestorzy odzyskają do niej zaufanie – wierzy Fleisher.

Ale nie wszyscy są takimi optymistami.

– Mówimy o kraju z gigantyczną polaryzacja dochodów. W Sao Paulo i Rio jest więcej miliarderów niż w Nowym Jorku, a jednocześnie są fawele, gdzie ludzie żyją w zupełnej nędzy. Zanim do władzy doszedł Lula, na północy panowały stosunki, jak w średniowieczu. Tylko on i Dilma byli w stanie te kontrasty nieco złagodzić – mówi „Rz" Carlos Alonso Zaldív, były ambasador Hiszpanii w Brazylii.

Przed parlamentem w Brazylii zebrał się już wielotysięczny tłum zwolenników pomocy dla biednych. To może być początek społecznego buntu.

Pod znakiem zapytania stoi także system polityczny. Po raz pierwszy prokuratura okazała się na tyle silna, aby ujawnić skandale korupcyjne, na czele z aferą „myjni" w Petrobras, z którego politycy czerpali miliardowe łapówki. Ale po tej godzinie prawdy instytucje polityczne straciły wiarygodność, potrzeba nowych.

– Na grunt realiów brazylijskich przeniesiono system amerykański. On tu nie funkcjonuje, nastąpiło niezwykłe rozdrobnienie partii politycznych, niemal wszyscy politycy są podatni na łapówki – mówi Zaldív.

Trzykrotnie w historii Brazylii w takich momentach porządek zaprowadzała armia. Wojskowi oddali ostatni raz władzę dopiero w 1985 r. Czy historia się powtórzy?

– Nie ma takiego zagrożenia, bo środowiska, które stały w przeszłości za armią, dziś kontrolują kraj innym sposobami – poprzez banki, wielki przemysł, skorumpowanych polityków i media, zaczynając od największego z nich, telewizji Globo. Aby forsować swoje interesy, nie muszą mieć na czele państwa ludzi w mundurach – mówi Zaldív, w przeszłości więzień Franco.

Polityka
Ugoda z Donaldem Trumpem. Amerykańska telewizja musi zapłacić miliony dolarów
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Micheil Kawelaszwili nowym prezydentem Gruzji. Był jedynym kandydatem
Polityka
Jednak „faszyści” mogą współrządzić Litwą. Świt Niemna ma trzech ministrów
Polityka
Korea Południowa: Parlament za impeachmentem prezydenta
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Zespół Trumpa rozmawiał z Białym Domem i Ukrainą? Tematem zakończenie wojny