Dilma Rousseff będzie musiała wyprowadzić się z zaprojektowanego przez Oscara Niemeyera pałacu Planalto w Brasilii, ale zachowa swój tytuł, immunitet i prywatną rezydencję do czasu ponownego głosowania przez Senat za 3 miesiące, które ostatecznie rozstrzygnie o jej winie. Prezydent zarzuca się pedeladas fiscais (manipulacje księgowe), które pozwoliły ukryć prawdziwy rozmiar deficytu budżetowego państwa przed reelekcją w 2014 r. i utrzymać hojne dotacje socjalne dla wyborców lewicy.
Nie ulega wątpliwości, że wynik drugiego głosowania będzie taki sam jak pierwszego. Ale senatorowie, którzy przejęli rolę sędziów, sami nie są bez winy. Za impeachmentem głosowało 55 z nich (22 było przeciw), ale w liczącej 81 osób izbie aż 33 ma zarzuty prokuratorskie za branie nieraz wielomilionowych łapówek. Rousseff na razie nie zarzuca się czerpania osobistych korzyści majątkowych, choć gdy stała na czele państwowego koncernu naftowego Petrobras, wiedziała o nielegalnych przelewach dla politycznych sojuszników.
Nie koniec na tym. Trwający od wielu miesięcy kryzys polityczny był pasmem wątpliwych z punktu widzenia prawa posunięć, wobec których blednie spór o polski Trybunał Konstytucyjny. Rousseff mianowała szefem gabinetu swojego poprzednika i mentora Lulę da Silvę, aby ratować go przed działaniami prokuratury (dostał immunitet). W odpowiedzi prokurator ujawnił wbrew prawu nagrania rozmów Dilmy z Lulą. Dalej izba niższa parlamentu przegłosowała odsunięcie od władzy prezydent na podstawie przepisów z 1950 r., które nie są zawarte w obecnej konstytucji. Zaraz potem przewodniczący izby niższej został zresztą odsunięty pod zarzutami korupcji. Jego następca doprowadził do ponownego głosowania i uznania, że jednak Dilma jest bez winy. Ale to rozstrzygnięcie podważył właśnie Senat.
Nowa ekipa też nie ma czystych rąk. Zarzuty o korupcję ciążą na wiceprezydencie Michelu Temerze, który stoi za procesem impeachmentu Dilmy i teraz przejmie jej obowiązki (w ub.r. odwiedził Polskę). Wątpliwa jest też reputacja wielu polityków, których wczoraj mianował.
– To sami biali mężczyźni. Wracamy do podziałów rasowych, które częściowo udało się zatrzeć za rządów Luli i Dilmy. Dodatkowo Temer powinien się otoczyć technokratami, a nie politykami, bo cała elita klasa polityczna jest skorumpowana i wymaga wymiany – mówi „Rz" David Fleisher, politolog Uniwersytetu w Brasilii.