W niedzielę do Wojnicza, niepozornej miejscowości w powiecie tarnowskim, Prawo i Sprawiedliwość przeniosło środek ciężkości wielkiej polityki. Zgromadzenie Wsi Polskiej, również niepozorne z nazwy, nie było zwyczajnym spotkaniem działaczy PiS z lokalną społecznością. Przekaz adresowany do wszystkich wyborców zaprezentowany w małej miejscowości wybrzmiał jednak silniej niż w stolicy. Był przede wszystkim symbolicznym ukłonem w stronę najwierniejszego elektoratu. Formą podziękowania za głosy w ostatnich wyborach parlamentarnych i zachętą do dalszego poparcia.
Jaki obraz mieszkańców polskiej wsi wyłania się ze słów prezesa PiS i premier Beaty Szydło? To przede wszystkim godna reprezentacja całego narodu. Taka, którą można stawiać za wzór, bo broni narodowych wartości, wiary, wielopokoleniowej tradycji i polskości. Z drugiej strony mieszkańcy wsi uosabiają zwykłych obywateli, do których adresowana jest polityczna oferta Prawa i Sprawiedliwości. – Rząd PiS jest od pierwszego dnia pracy wierny tym zobowiązaniom, które wobec was podjęliśmy. Bo to wy powiedzieliście nam, czego oczekujecie – zaznaczyła w Wojniczu premier. Swoje słowa skierowała więc do beneficjentów owoców „dobrej zmiany". Chwaliła się dokonaniami rządu – m.in. realizacją programu 500+ i darmowymi lekami dla seniorów. Mieszkańcom polskich wsi opowiadała o ambitnym planie na rzecz odpowiedzialnego rozwoju. Z kolei w wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego obrona polskich interesów przeplatała się ze sprawami rolników. – Jesteśmy już dobrymi gospodarzami Polski, którzy o Polskę dbają, a dobry gospodarz dba o ziemię – zauważył Jarosław Kaczyński.
PiS w Wojniczu jasno określiło swoje polityczne priorytety. W kampanii samorządowej skupi się na problemach mieszkańców polskiej wsi. Nie tylko rolników i producentów żywności, ale także ich bliskich, przyjaciół, którzy w poszukiwaniu lepszych warunków życia wyemigrowali z Polski lub przenieśli się do większych ośrodków. To tak zwani zwykli Polacy, przywiązani do tradycji, wiary katolickiej i ojcowizny. Są ludźmi spoza dużych miast, niektórzy zagubieni po upadku komunistycznego systemu, inni przedsiębiorczy, skupieni na organicznej pracy, mocno osadzeni w swoich małych ojczyznach. Ich siłą i zarazem łakomym kąskiem dla polityków są bliskie więzi i wspólnotowość, która objawia się także przy podejmowaniu politycznych wyborów. To im dedykowane są sztandarowe punkty programu PiS, niezmienne od lat. To z nimi na placach czy w ośrodkach kultury przed jesiennymi wyborami spotykali się Beata Szydło i Andrzej Duda. Próżno ich szukać w tłumie parasolek na czarnym proteście, pod sztandarami KOD przed siedzibą Trybunału Konstytucyjnego czy nawet na Marszu Niepodległości. Oni żyją z dala od wielkiej polityki. Jednoczą się w lokalnych urzędach jako odbiorcy programów socjalnych oferowanych przez PiS i przy urnach wyborczych, gdy oddają głos na przedstawiciela partii Jarosława Kaczyńskiego. Oni mają być kluczem do politycznego zwycięstwa.