Ministrowie państw UE mieli we wtorek po południu dać zielone światło dla zaproszenia dwóch zachodniobałkańskich państw do rozpoczęcia formalnego procesu akcesji do Unii. W chwili zamykania „Rzeczpospolitej" na radzie w Luksemburgu trwał klincz, wiele wskazywało na to, że do przesilenia może dojść dopiero w czwartek na szczycie przywódców UE.
Decyzja wymaga bowiem jednomyślności, a zdecydowanie sprzeciwiała się jej Francja. W ocenie unijnych dyplomatów w tej sprawie zmiana może nastąpić tylko na najwyższym poziomie, to prezydent Emmanuel Macron musiałby osobiście zakomunikować zmianę stanowiska Paryża.
– Uważamy, że polityka rozszerzenia wymaga głębokiej analizy i reformy. W obecnym kształcie nie jest ona skuteczna – powiedziała francuska minister ds. europejskich Amelie de Montchalin. I wskazała na przykłady Bułgarii i Rumunii, które 12 lat po wejściu do UE wciąż nie wypełniły postawionych im warunków dotyczących walki z korupcją czy przestępczością zorganizowaną.
– Nie sprzeciwiamy się perspektywie europejskiej dla Bałkanów Zachodnich. Ale uzgodnione (z Albanią i Macedonią Północną – red.) reformy muszą być przegłosowane i wprowadzone w życie. UE musi być wiarygodna w tym procesie – powiedziała Francuzka. Jej obawy podzielają tylko Holandia i Dania i jedynie w odniesieniu do Albanii. Wszyscy pozostali opowiadają się za rozpoczęciem negocjacji.
Po pierwsze dlatego, że ta decyzja była już wielokrotnie odkładana. Po drugie dlatego, że kraje te dokonały znaczących reform, a Macedonia Północna zawarła historyczne i niełatwe dla rządu porozumienie z Grecją o zmianie nazwy państwa.