PILNE. Johnson wreszcie wygrał głosowanie. Będą wybory

Izba Gmin przyjęła ustawę, która oznacza skrócenie kadencji obecnego parlamentu. Przed świętami Bożego Narodzenia Brytyjczycy wybiorą nową Izbę Gmin. Wtorkowe głosowanie było pierwszym wygranym przez rząd głosowaniem w Izbie Gmin odkąd Johnson został premierem.

Aktualizacja: 29.10.2019 20:24 Publikacja: 29.10.2019 14:40

PILNE. Johnson wreszcie wygrał głosowanie. Będą wybory

Foto: AFP

Większością głosów 438 przeciwko 20 posłowie poparli wniosek Borisa Johnsona o przedterminowe wybory. Brytyjczycy wybiorą nowy parlament 12 grudnia.

Wcześniej posłowie odrzucili 315 głosami przeciwko 295 poprawkę lidera Partii Pracy Jeremy'ego Corbyna, który proponował, by wybory odbyły się 9 grudnia.

Była to czwarta próba doprowadzenia do przedterminowych wyborów przez Borisa Johnsona. Trzecia miała miejsce zaledwie dzień wcześniej - w głosowaniu z 28 października za rozwiązaniem Izby Gmin zagłosowało 299 posłów, przeciw było 70. Większość wymagana do samorozwiązania Izby Gmin - zgodnie z ustawą z 2011 roku (Fixed-Term Parliaments Act) wynosi jednak dwie trzecie (czyli 434 głosy).

W poniedziałek wniosek o samorozwiązanie Izby Gmin w poniedziałek upadł, ponieważ lider opozycji, Jeremy Corbyn, nakazał parlamentarzystom Partii Pracy wstrzymanie się od głosowania. Corbyn powtarza, że poprze przedterminowe wybory, gdy uda się całkowicie wykluczyć możliwość twardego brexitu.

Tymczasem Unia Europejska poparła 28 października przełożenie daty brexitu - maksymalnie na 31 stycznia 2020 roku. Decyzja UE ma jednak charakter elastyczny (tzw. flextension) co oznacza, że Wielka Brytania będzie mogła wyjść z UE wcześniej, jeśli parlament brytyjski przyjmie umowę brexitową.

We wtorek Partia Pracy oświadczyła, że poprze wniosek o wybory, ponieważ decyzja UE oznacza, iż groźba twardego brexitu została "usunięta ze stołu na trzy miesiące".

Johnson chciał, aby parlament przyjął jego umowę w głosowaniu z 19 października, ale w wyniku przyjęcia przez parlament poprawki Olivera Letwina, byłego parlamentarzysty Partii Konserwatywnej, wstrzymano procedowanie umowy do czasu przyjęcia przepisów umożliwiających jej wejście w życie (czyli withdrawal bill).

Boris Johnson był zdeterminowany, by doprowadzić do brexitu 31 października. Jednak po sobotnim głosowaniu w Izbie Gmin, na mocy ustawy Hilary'ego Benna przyjętej przez parlament 9 września, Johnson był zmuszony wysłać do Brukseli list z prośbą o przełożenie brexitu.

W rzeczywistości Johnson wysłał do Unii dwa listy - w jednym, nie podpisanym (jak tłumaczył był to bowiem de facto list parlamentu) poprosił o przełożenie daty brexitu do 31 stycznia 2020 roku. W drugim, pod którym się podpisał, przekonywał, że przełożenie brexitu będzie bezcelowe i niekorzystne dla obu stron. Mimo to UE poparła jego prośbę i przełożyła - po raz kolejny - datę wyjścia Wielkiej Brytanii z UE (pierwotnie miało do tego dojść 29 marca.

We wtorek Johnson podejmie więc próbę zmiany ustawy z 2011 roku - do czego wystarczy mu zwykła większość w taki sposób, aby samorozwiązanie Izby Gmin było możliwe również zwykłą większością głosów.

Taką propozycję przedstawiły w weekend dwie partie opozycyjne - Szkocka Partia Narodowa i Liberalni Demokraci. Ugrupowania te chciałyby, aby do wyborów doszło 9 grudnia.

Po przegraniu głosowania ws. samorozwiązania Izby Gmin z 28 października, Johnson oświadczył, że "ten parlament nie może dłużej czynić z całego kraju zakładnika".

- Miliony rodzin i przedsiębiorstw nie mogą robić planów na przyszłość i nie sądzę, aby ten paraliż i stagnacja mogły być kontynuowane. Twardy brexit nie wchodzi w grę, mamy nową, świetną umowę z Unią - podkreślił brytyjski premier.

Johnson dodał, że nadszedł czas, aby wyborcy "zmienili ten dysfunkcyjny parlament".

Tymczasem Corbyn oświadczył, że chce "jasnej, ostatecznej decyzji, że twardy brexit nie wchodzi w grę". - W innym przypadku jest zagrożenie, że premier nie dotrzyma słowa - i wyprowadzi Wielką Brytanię z Unii bez umowy - dodał.

Z kolei lider Szkockiej Partii Narodowej w Izbie Gmin, Ian Blackford, zasugerował, że jego partia poprze wybory z 12 grudnia tylko jeśli premier zapewni, że przed wyborami nie będzie starał się przeprowadzić umowy brexitowej przez parlament. A liderka Liberalnych Demokratów Jo Swinson oświadczyła, że rząd powinien wysłuchać wniosku SNP i Liberalnych Demokratów o wybory 9 grudnia - ponieważ wówczas Izba Gmin rozwiąże się już w tym tygodniu i Johnson nie będzie miał czasu, by podjąć próbę przeprowadzenia przez parlament umowy brexitowej.

Boris Johnson został liderem torysów 23 lipca - wybór Johnsona na to stanowisko oznaczał, że został on automatycznie nowym premierem Wielkiej Brytanii, którego 160 tys. członków partii wybrało spośród dwójki kandydatów (byli to Johnson - były szef MSZ, były mer Londynu; i Jeremy Hunt - w tamtym czasie szef MSZ).

Dwójkę kandydatów na stanowisko szefa partii i premiera wyłonili w serii głosowań posłowie Partii Konserwatywnej. Ostatecznego wyboru dokonują jednak wszyscy członkowie partii. Faworytem wyborów jest Johnson.

Boris Johnson od początku zapowiadał, że jako premier Wielkiej Brytanii na pewno doprowadzi do brexitu do 31 października. Johnson był przekonany, że uda mu się wynegocjować nową umowę ws. brexitu z UE, ponieważ umowa wynegocjowana przez Theresę May jest "martwa".

Johnson zadeklarował też, że jest gotów przeprowadzić tzw. twardy brexit - czyli brexit bez umowy. Przeciwko takiemu rozwiązaniu przeciwna była od początku część parlamentarzystów Partii Konserwatywnej.

Do zmiany premiera doszło po tym, jak w związku z impasem ws. brexitu, spowodowanym trzykrotnym odrzuceniem przez Izbę Gmin umowy wynegocjowanej z UE przez Theresę May, Bruksela musiała opóźnić datę wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii (pierwotnie miało do tego dojść 29 marca) - najpierw na 12 kwietnia/22 maja, a potem na 31 października.

W tzw. głosowaniach orientacyjnych przeprowadzonych w Izbie Gmin żadne z rozwiązań impasu, alternatywnych wobec umowy Theresy May, nie zdobyło większości. Najbliżej większości była propozycja wejścia przez Wielką Brytanię w unię celną z UE po brexicie.

Umowa wynegocjowana przez May była za każdym razem odrzucana m.in. głosami części posłów Partii Konserwatywnej i popierającej rząd Demokratycznej Partii Unionistycznej. Powodem sprzeciwu polityków partii rządzącej wobec umowy brexitowej wynegocjowanej przez szefową rządu jest zawarty w niej mechanizm tzw. backstopu, czyli tymczasowe pozostanie przez Wielką Brytanię w unii celnej z UE, aby uniknąć odtworzenia regularnej granicy celnej między Irlandią a Irlandią Północną, co stałoby w sprzeczności z postanowieniami tzw. porozumienia wielkopiątkowego z 1998 roku, które zakończyło konflikt w Irlandii Północnej.

W związku z drugim przełożeniem daty brexitu na Wyspach musiały odbyć się wybory do PE, które wygrała Partia Brexitu Nigela Farage'a, a torysi ponieśli w nich największą porażkę w wyborach powszechnych w swojej historii.

May podała się do dymisji 7 czerwca. Premierem Wielkiej Brytanii była od 2016 roku, od czasu referendum, w którym Brytyjczycy opowiedzieli się za wyjściem z UE, po którym do dymisji podał się David Cameron.

Brytyjczycy podjęli decyzję o wyjściu z UE w referendum z 23 czerwca 2016 roku. Za wyjściem z Unii głosowało 51,89 proc. respondentów, przeciw - 48,11 proc. Zwolennicy pozostania w UE stanowili większość spośród głosujących w Szkocji (62 proc.) oraz Irlandii Północnej (56 proc.), a także na Gibraltarze (95,9 proc.).

Większością głosów 438 przeciwko 20 posłowie poparli wniosek Borisa Johnsona o przedterminowe wybory. Brytyjczycy wybiorą nowy parlament 12 grudnia.

Wcześniej posłowie odrzucili 315 głosami przeciwko 295 poprawkę lidera Partii Pracy Jeremy'ego Corbyna, który proponował, by wybory odbyły się 9 grudnia.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Polityka
Macron dobija porozumienie UE-Mercosur. Co teraz?
Polityka
Eksperci ONZ nie sprawdzą sankcji wobec Korei Północnej. Dziwna decyzja Rosji
Polityka
USA: Nieudane poszukiwania trzeciego kandydata na prezydenta
Polityka
Nie żyje pierwszy Żyd, który był kandydatem na wiceprezydenta USA
Polityka
Nowy sondaż z USA: Joe Biden wygrywa z Donaldem Trumpem. Jest jedno "ale"