Megaproste podatki? Doradca podatkowy: możliwe, ale nie od razu

Przed wyborami politycy licytują się, kto bardziej uprości i obniży podatki. Nie da się jednak zmienić całego systemu z dnia na dzień. Potrzebna jest ewolucja, bo rewolucja może przynieść więcej szkody niż pożytku – mówi Arkadiusz Łagowski, doradca podatkowy.

Aktualizacja: 18.09.2023 10:07 Publikacja: 18.09.2023 02:02

Arkadiusz Łagowski

Arkadiusz Łagowski

Foto: rp.pl

Wyborca trzyma kartę do głosowania, na której ma dwie partie. Pierwsza proponuje bardzo proste podatki, druga megaproste podatki. I widać po jego twarzy, że nie wie, co wybrać. To internetowy mem, ale co by pan mu doradził?

Wybór faktycznie jest trudny. Tym bardziej że jako osoba intensywnie zajmująca się podatkami już od 18 lat coraz mniej wierzę w to, że można je z dnia na dzień bardzo czy mega uprościć.

Czytaj więcej

Wyścig na przedwyborcze obietnice: skorzystają przedsiębiorcy i emeryci

Ale każda partia ma uproszczenie na swoich sztandarach i w każdym programie znajdziemy coś ciekawego dla pasjonatów prawa podatkowego.

Zgadza się. Śledzę podatkowe propozycje polityków i wcale się nie dziwię, że tak nimi szafują. Podatki to wdzięczny temat w kampanii wyborczej. Każdy chce przecież mieć prostsze i niższe. Dlatego postulaty upraszczania i obniżania pojawiają się przed każdymi wyborami. Tak też jest teraz – partie licytują się, kto bardziej uprości i obniży. A później okazuje się, że to wcale nie taka łatwa sprawa.

Przejdźmy do konkretów. Kasowy podatek dochodowy dla firm. Organizacje przedsiębiorców oceniły propozycję pozytywnie, bo rozliczenie z fiskusem dopiero po otrzymaniu pieniędzy od kontrahenta powinno poprawić płynność finansową tych, którzy mają problemy z zatorami płatniczymi. Ale księgowi mówią, że metoda kasowa przyniesie dużo pracy i skomplikuje rozliczenia. Co pan na to?

Rozwiązania zmniejszające obciążenia firm, które padły ofiarą zatorów płatniczych, są potrzebne. Mam jednak wrażenie, że pomysłodawcy kasowej metody opodatkowania nie zdają sobie sprawy, jaka to rewolucja w rozliczeniach przedsiębiorców. Księgowi słusznie wskazują, że każdą fakturę (przychodową i kosztową) trzeba będzie sprawdzić z rachunkiem bankowym. To dużo dodatkowej pracy, co może podnieść ceny usług biur rachunkowych. Na pewno nie jest to uproszczenie, wręcz przeciwnie.

Podwyższenie kwoty wolnej. Jedni chcą do 60 tys. zł, inni do 12-krotności minimalnego wynagrodzenia. To chyba nie jest trudne do zrobienia?

Sam zabieg legislacyjny faktycznie nie jest skomplikowany. Trzeba zmienić skalę podatkową oraz, przy tej drugiej propozycji, wprowadzić mechanizm waloryzacji. Nie zagmatwa to systemu podatkowego. Da natomiast obywatelom realne oszczędności. Zgodnie z zapowiedziami podwyższenie kwoty wolnej do 60 tys. zł rocznie spowoduje, że pensje do 6 tys. zł brutto i emerytury do 5 tys. zł brutto miesięcznie nie będą w ogóle opodatkowane. Oczywiście są to bardzo uproszczone wyliczenia, tym bardziej że politycy posługują się różnymi pojęciami – brutto, netto, przychód, dochód.

W propozycjach przedwyborczych znajdziemy też podatek progresywny. Najwyższy, 40-proc., PIT ma objąć zarabiających powyżej 500 tys. zł rocznie. Jakkolwiek na to patrzeć, będzie to dla nich podwyżka podatku. Dla zarabiających mniej PIT ma być odpowiednio niższy albo zerowy. Podatek progresywny trochę skomplikuje system, ale po modyfikacji programów księgowych jego obliczanie powinno przebiegać już sprawnie.

Pamiętajmy jednak, że nawet tym, którzy nie płacą podatku, zostaje składka zdrowotna. Po reformie rozliczeń wprowadzonej przez Polski Ład stała się ona de facto podatkiem.

O składce zdrowotnej też jest w programach wyborczych. Przewija się pomysł powrotu do zryczałtowanej. I to z pewnością byłoby uproszczenie, bo przedsiębiorcy narzekają, że muszą ją co miesiąc liczyć i wysyłać deklarację do ZUS.

Pierwszy szok po Polskim Ładzie już minął, ale zgadzam się, że comiesięczne liczenie składki zdrowotnej jest dużym problemem. Nie da się też ukryć, że wielu przedsiębiorców płaci teraz więcej, a nawet dużo więcej, do ZUS. Myślę, że każdy z nich podpisze się pod powrotem do zryczałtowanej kwoty (co zniosłoby obowiązek składania miesięcznych deklaracji), a tym bardziej przywróceniem odliczenia części składki zdrowotnej od podatku. To byłaby duża zmiana, ale na pewno dobra dla biznesu. Pytanie tylko, skąd brać pieniądze na służbę zdrowia, jeśli obniżymy składkę, która miała ją finansować. Politycy muszą na nie odpowiedzieć.

Raczej nie wezmą tych pieniędzy z podatku Belki, bo wielu polityków chce go zlikwidować, przynajmniej w części. Jak pisał nasz felietonista Robert Gwiazdowski, skutek będzie taki, że inwestor giełdowy nie zapłaci podatku (i składek), natomiast pracująca w gmachu giełdy sprzątaczka będzie musiała go odprowadzić (i składki też).

Faktycznie, wygląda to dość niesprawiedliwie. Pamiętajmy jednak, że podatek Belki to danina od inwestycji kapitałowych, czyli tak naprawdę obciąża środki, które już kiedyś były opodatkowane (np. wynagrodzenie z etatu). Sam w sobie jest więc niesprawiedliwy. Postulat jego likwidacji oceniam pozytywnie. Oczywiście pojawia się pytanie, co zrekompensuje straty dla budżetu („Rzeczpospolita” pisała, że daje 6 mld zł rocznie). Jestem też przekonany, że częściowe zniesienie podatku Belki, czyli do wysokości określonego limitu, przyniesie nowe dylematy. I potrzebne będą szczegółowe przepisy, rozstrzygające np., czy sumować wszystkie inwestycje i oszczędności. Prościej więc wcale nie będzie.

Prościej chyba też nie będzie po wprowadzeniu rozwiązań francuskich, czyli większych preferencji podatkowych dla rodziców? Już nasza stara ulga na dzieci i nowe zwolnienie z PIT dla rodzin 4+ są dość skomplikowane.

W systemie francuskim dochód rodziców dzielimy przez liczbę członków rodziny. Dzięki temu można zapłacić mniejszy podatek, kalkulowany według niższej stawki, np. wtedy, gdy mąż utrzymuje żonę i trójkę dzieci. System francuski daje większe oszczędności niż nasza ulga polegająca na odpisie od podatku czy zwolnienie z PIT do 85 528 zł przychodu rocznie dla rodzica z czwórką dzieci. I powinien zachęcić do prokreacji tych, którzy podejmując decyzję o powiększeniu rodziny, kierują się przesłankami ekonomicznymi. A przecież Polska ma duży problem demograficzny, zachęty podatkowe byłyby inwestycją w zwiększenie dzietności naszego społeczeństwa.

Oczywiście model francuski nie jest uproszczeniem, tylko komplikowaniem systemu. Jeśli ustawodawca nie będzie chciał go wprowadzać, to może łatwo ulżyć rodzicom, zamieniając zwolnienie 4+ na 3+. Wystarczy zmienić jedno słowo w ustawie o PIT.

Obniżka VAT dla sektora beauty. Znowu odwołam się do felietonu Roberta Gwiazdowskiego, który napisał, że wizyta w salonie urody będzie z 8- proc. podatkiem, a woda zostanie na 23 proc.

Obniżka stawki podatku dla danej branży stanowi wyłom w systemie VAT. Komplikuje go i prowadzi do takich właśnie paradoksów – woda mineralna w sklepie będzie z 23-proc. VAT, a malowanie paznokci z 8-proc. Nie chciałbym potępiać w czambuł tej propozycji, ale wydaje mi się, że takie sektorowe obniżki nie są potrzebne. Po wprowadzeniu tej konkretnej inne branże też będą się domagać preferencji. Myślę, że pilniejszą sprawą jest obniżka stawki VAT, z 23 na 5 proc., na dziecięce ubrania i obuwie. Unia Europejska dała zielone światło już ponad rok temu i nie ma powodów, żeby zwlekać. Taka propozycja pojawiła się już zresztą w ustawie o ograniczaniu biurokracji i barier prawnych. Ta ustawa nie przejdzie przez cały proces legislacyjny przed wyborami, do postulatu obniżki VAT na dziecięcą odzież i obuwie warto jednak wrócić. Wpisuje się zresztą w działania prorodzinne, o których już mówiliśmy.

Politycy chcą też stworzyć system zachęt podatkowych dla darczyńców, aby ułatwić organizacjom pozarządowym pozyskiwanie środków prywatnych. Czy tego czasem już nie mamy?

Mamy. Można odliczyć darowizny od dochodu, można przekazać organizacjom pożytku publicznego 1,5 proc. PIT (co podatnika nic nie kosztuje). Ale zawsze zachęty można zwiększyć, np. podwyższając limity ulg na darowizny. Nie mam wątpliwości, że preferencje podatkowe stanowią bodziec do działań charytatywnych, co przyczynia się do wzmacniania społeczeństwa obywatelskiego. Przy tej okazji warto też zaapelować o zmianę podejścia urzędników do filantropii. „Rzeczpospolita” sporo pisała o negatywnych interpretacjach fiskusa w sprawie firm pomagających Ukraińcom. Może zamiast wprowadzać nowe przepisy, należałoby najpierw zmienić te interpretacje?

W partyjnych programach powtarzają się także postulaty opodatkowania korporacji cyfrowych czy ograniczania podatkowych optymalizacji stosowanych przez międzynarodowe koncerny. Idziemy w tym kierunku?

Jak najbardziej, aczkolwiek wymaga to współpracy z innymi państwami. Sami za dużo nie zdziałamy, możemy tylko porządkować własne podwórko. Regulacje mające zapobiegać agresywnej optymalizacji podatkowej są zresztą sukcesywnie u nas wprowadzane.

Propozycje najbardziej radykalne to napisanie ustaw podatkowych od nowa. Da się to zrobić?

Na pewno nie z dnia na dzień. Skasowanie całego obecnego systemu spowoduje zamieszanie na niespotykaną skalę. Wygasną interpretacje, zdezaktualizuje się orzecznictwo sądowe. Każdy będzie musiał ustalić swój podatkowy status na nowo. Oczywiście warto pracować nad nowym systemem, musi to być jednak proces przemyślany i siłą rzeczy rozłożony na wiele lat. Niestety, w podatkach nie ma cudownych recept. Taką receptą nie jest też liniowy PIT bez ulg. Taka zmiana byłaby krzywdząca dla wielu osób.

Podsumujmy.

Politycy przede wszystkim chcą upraszczać podatki. Ale nawet z pobieżnej analizy wynika, że wiele ich pomysłów wcale nie ułatwi życia podatnikom. Zresztą, jak już wspomniałem, uproszczenie nie jest takie łatwe. Liczę natomiast na to, że zostanie niejako wymuszone przez postępującą automatyzację i digitalizację. Nie będzie to jednak proces rewolucyjny, tylko ewolucyjny. Rewolucja jest w podatkach niewskazana, może przynieść więcej szkody niż pożytku.

Politycy chcą też obniżać podatki, ale musimy mieć świadomość, że spowoduje to mniejsze wpływy do budżetu. A mniejsze wpływy to gorsze usługi publiczne. Dlatego każdy, kto podejmuje decyzję wyborczą, kierując się podatkowymi aspektami, musi się zastanowić, czy jest gotów płacić państwu więcej w zamian za opiekę, czy też lepiej, żeby władza zostawiła mu pieniądze i sam sobie poradzi.

Arkadiusz Łagowski jest doradcą podatkowym, partnerem w kancelarii Chojnacka & Łagowski

Wyborca trzyma kartę do głosowania, na której ma dwie partie. Pierwsza proponuje bardzo proste podatki, druga megaproste podatki. I widać po jego twarzy, że nie wie, co wybrać. To internetowy mem, ale co by pan mu doradził?

Wybór faktycznie jest trudny. Tym bardziej że jako osoba intensywnie zajmująca się podatkami już od 18 lat coraz mniej wierzę w to, że można je z dnia na dzień bardzo czy mega uprościć.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Prawo dla Ciebie
Ministerstwo wydało ważny komunikat. Chodzi o studia online
Nieruchomości
Więcej drewna i mniejsze odległości między budynkami? Zmiany w prawie budowlanym
Nieruchomości
Droga konieczna dla wygody sąsiada? Ważny wyrok SN ws. służebności
Spadki i darowizny
Prawo użytkownika czy spadkobiercy? SN o odmowie przedłużenia użytkowania wieczystego
Sądy i trybunały
Jest data wyroku w sprawie Prezydenta. Obywatel zarzuca mu łamanie Konstytucji