Rz: Ostatnio wiele osób powierzyło oszczędności funduszom inwestycyjnym. Większość podczas wyboru w ogóle nie brała pod uwagę obciążeń podatkowych. Czy słusznie?
Andrzej Dębiec:
Na pewno nie powinno to być jedyne kryterium wyboru. Warto je jednak także uwzględniać. Do celów podatkowych trzeba wyróżnić dwa rodzaje funduszów: otwarte i zamknięte. Te pierwsze emitują jednostki uczestnictwa, które nie są papierami wartościowymi. Przede wszystkim nie są zbywalne – ich właściciel nie może więc ich sprzedać. Dokument taki inkorporuje jedynie prawo do określonej części dochodów funduszu i wypłaty określonej na moment umorzenia jednostek kwoty. Fundusze zamknięte emitują certyfikaty inwestycyjne, które są papierami wartościowymi.
Dlaczego ten podział jest tak ważny?
Opodatkowanie dochodów z tych dwóch rodzajów funduszy może się istotnie różnić. Osoby inwestujące w otwarte fundusze mogą osiągnąć dochody jedynie z umorzenia jednostek. Nie ma żadnych wątpliwości, że nie mogą być one pomniejszane o straty, np. wynikające z inwestowania na giełdzie. Organy podatkowe nie akceptują także możliwości pomniejszania zysku z funduszy inwestycyjnych o straty z kapitałów pieniężnych. Argumentem jest to, że dochody te opodatkowane są w sposób zryczałtowany. Sprawa nie jest jednak taka oczywista. To dlatego, że w ustawie o PIT jest wyraźny przepis, że straty z funduszy nie mogą być rozliczane z żadnymi dochodami. Jeśli uznamy, że sam zryczałtowany sposób opodatkowania wyklucza rozliczanie strat, to jest on zupełnie zbędny. Skoro jednak ustawodawca go wprowadził, to należy uznać, że miało to jakiś cel. A to oznacza, że jednak sam zryczałtowany charakter podatku nie wyklucza rozliczania straty. Trzeba jednak przyznać, że przepisy są niespójne i tylko wyroki sądów mogłyby rozstrzygnąć ten problem. A podatnik, który chciałby uwzględnić w zeznaniu taką stratę, już na wstępie zetknie się z problemem natury technicznej – w żadnym z formularzy nie znajdzie odpowiedniej rubryki. To jednak oczywiście nie przesądza, że takiego prawa nie ma.