Przymnóż mi cierpień, a im racz zmniejszyć karę

Wybrany, ocalony, obdarowany... Różne zdarzenia każą Stanisławowi Papczyńskiemu rozważać wejście na drogę życia całkowicie poświęconego Bogu.

Publikacja: 12.01.2018 14:00

Stanisław Papczyński w miedziorycie Johanna Christopha Winklera

Stanisław Papczyński w miedziorycie Johanna Christopha Winklera

Foto: POLONA

Rzadko który ze świętych, mistyków czy ascetów ma taki symboliczny życiorys. Co też nie jest częstym zjawiskiem, został on wyniesiony na ołtarze trzy wieki po śmierci. Więcej – to jeden z tych rzadkich przypadków, że ktoś po tak długim okresie wyczekiwania na beatyfikację już kilka lat później został ogłoszony także świętym! Czyżby miał coś ważnego do powiedzenia współczesnemu światu?

Zacznijmy jednak od początku. Najpierw, a trwa to kilkanaście lat, przyszły św. Stanisław Papczyński jest „Janem". To jego imię chrzcielne, nadane mu przez rodziców – prostych chłopów z Podegrodzia, wioski leżącej w dolinie Dunajca, usytuowanej niecałe cztery kilometry od Starego Sącza. Tam przenieśli się, by być bliżej ukochanej św. Kingi, której relikwie znajdowały się właśnie w Starym Sączu. Podporządkować swej pobożności nawet miejsce zamieszkania – to zakrawa na religijne szaleństwo albo... jest znakiem czegoś niezwykłego. To jeden ze znaków, że lista tego, co ważne było w tym chłopskim domu, jest zupełnie inna niż „na tym świecie".

Coś było już w genach naszego wielkiego mistyka i świętego. Jego dziadek musiał mieć duszę niespokojną i ciekawą świata, skoro dwukrotnie odwiedził Rzym, a widok Wiecznego Miasta, przede wszystkim zaś ujrzenie papieża odcisnęło się na nim jak wielka pieczęć. Nieustannie o tym opowiadał, czyniąc z Rzymu punkt odniesienia do wszystkiego, co znał. W konsekwencji zaczęto nazywać go (z lekko kpiącym uśmieszkiem) „papieżem" lub „papką" i niebawem ten wyróżnik stał się jego nazwiskiem. Jego syn, Tomasz, był już synem „Papki", tak samo jak urodzony w kolejnym pokoleniu Jan.

Zdechnij, piesku

Ojcem Jana jest pracowity, znający swój fach kowal. To człowiek solidny i prawy, szanowany tak bardzo, że powierzono mu nawet obowiązki sołtysa i zarządcy dóbr parafialnych. I tu ujawnia się jedna z cech, którą odziedziczy przyszły święty. Kiedy proboszcz usiłuje przywłaszczyć sobie kościelne pieniądze, publicznie mu się sprzeciwia. Umie odróżnić to, co sakramentalne i święte w Kościele, od tego, co ludzkie i wodzone na pokuszenie przez tysiące diabłów. Broni pierwszego, walczy z drugim. Taki właśnie okaże się niebawem jego syn. Chłopiec widzi i pamięta: kiedy Tomasza oskarżono o naruszenie przepisów prawa, nie waha się bronić swej niewinności przed sądem. Tu pojawia się pierwsze „dziwne zdarzenie": oskarżyciele nie zdołali stawić się przed sądem, bo... wszyscy zmarli. Papczyński też będzie miał władzę nad życiem i śmiercią. Jak Tomasz Papka okaże się człowiekiem niebezpiecznym dla wrogów. Obracając się wśród hrabiów i książąt, zwróci kiedyś uwagę jednej z panien, że nie wolno jej kochać swego pieska bardziej niż tych, którzy mają duszę nieśmiertelną. Widząc zacięty opór hrabiny, spojrzał na zwierzę trzymane przez nią w ramionach i powiedział tylko dwa słowa: „Zdechnij, piesku". W tym momencie zwierzęciu przestało bić serce...

Tomasz, zelżony przez sąsiada, broni swego dobrego imienia przed sądem, ale nie walczy z przeciwnikiem. Gdy na mocy wyroku sąsiad ma zapłacić Papce wysoką sumę jako zadośćuczynienie, ten karę mu po prostu daruje. To samo zrobi później jego małżonka. Kiedy sąsiad imieniem Andrzej ciężko ją znieważy i pobije, najzwyczajniej w świecie daruje mu winę. Tu właśnie po raz pierwszy pojawia się na scenie nasz Jan: chłopiec dowiaduje się o tym, co się stało i zamierza stanąć w obronie honoru rodzicielki, matka jednak mu na to nie pozwala. Tego, co niedobre, nie uleczy się innym „niedobrem". Lekarstwem jest tylko dobro.

Ale nie, znamy jeszcze wcześniejszy epizod rodzinny związany z przyszłym mistykiem. Może najważniejszy... Jego matka Zofia tuż przed wydaniem syna na świat przepływała łodzią przez wody Dunajca. Kiedy nagle zerwała się burza, rzeka momentalnie wezbrała i oszalały żywioł stał się niebezpieczny. Nagle duża fala, jakby pędzona przez zastęp diabłów, uderza w łódź z taką siłą, że Zofia wpada do wody i zaczyna tonąć. Ocaleje cudem. Wie, że Bóg uratował ją ze względu na jej syna. Bo w niebezpieczeństwie śmierci matka nie myślała o sobie, ale o swym nienarodzonym dziecku. Coś kazało jej przeczuwać, że atak żywiołu był wymierzony w mające przyjść na świat maleństwo. „Kim ono będzie?" – przemknęła myśl. „Ono nie może zginąć". W tej samej chwili wielkim aktem woli i miłości rzuciła w niebo słowa ofiarowania dziecka Najświętszej Matce. Skoro ziemska nie może go ocalić, niech zatroszczy się o niego Matka Niebieska. I wtedy... nieoczekiwanie podniosła się wysoka fala i wyrzuciła ją na brzeg rozgniewanej rzeki. Była bezpieczna. Niedługo urodzi zdrowego syna. I nazwie go Jan, bo ten najmłodszy z apostołów, jak jej najmłodszy syn, został powierzony opiece Maryi. Tamten Jan odwzajemnił się, jak głosi tradycja, opieką i obroną Jej czci. To miał w życiu robić także Jan z ziemi sądeckiej – jak tamten oddany Matce Jezusa i jak tamten oddający Jej swe życie.

Zaczynają pojawiać się więcej niż symboliczne daty. Chłopiec rodzi się w sobotę, 18 maja 1631 roku. Przychodzi na świat w „dniu Matki" – dniu, kiedy Kościół pochyla się z zachwytem nad wiarą Maryi... Papczyński był przeznaczony na szczególnego Jej czciciela. Jego powołanie zostało potwierdzone chrztem – narodzinami jego duszy dla nieba – który miał miejsce rankiem następnego dnia – w niedzielę. Jan jest „dzieckiem sobotnim", nic więc dziwnego, że od wczesnego dzieciństwa przyjmuje zwyczaj postu w sobotę – na cześć Maryi Matki.

Żywa świątynia Boga

Czy to przypadek, że w dniu jego narodzin Kościół obchodzi w maryjnym kalendarzu wspomnienie Matki Bożej z jednego z najstarszych opactw cysterskich? Powstało ono na skutek wydarzenia analogicznego do opisanego wyżej. Oto nowo koronowany Ryszard Lwie Serce, przeprawiając się konno przez Sekwanę, podobnie jak matka przyszłego mistyka i świętego zostaje porwany przez nurt rzeki i zaczyna tonąć. Wzywa wówczas na pomoc niebo, ślubując uroczyście, że tam, gdzie jego koń postawi nogę na suchej ziemi, zbuduje dla Maryi wielkie opactwo.

Matka Boża doskonale pasuje do naszego Stanisława Papczyńskiego, który... Nie, na brzegu Dunajca nie powstanie maryjna świątynia. Ale uratowany przyszły święty jest autorem niezwykłej, nowatorskiej w tamtych czasach księgi: Templum Dei misticum – opowiadającej o „mistycznej świątyni Boga", którą jest każdy człowiek. Sam stał się świątynią pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny i zachęcał innych, żeby również stali się żywą świątynią Boga.

Jan musi być do czegoś Stwórcy potrzebny, skoro niebo czujnie się nim opiekuje – w dzieciństwie pięciokrotnie w sposób cudowny zachowuje życie. Wychowywany jest jak w świętym domu w Nazarecie, poznaje, czym jest miłość i prawda, uczy się Bożej mądrości. Jego życiorys wygląda jak grubo lukrowane ciastko. A nas niemal mdli.

I nagle... zgrzyt. Cudowne i pobożne dziecko okazuje się mało pojętne. Jan nie ma siedmiu lat, gdy zostaje posłany do miejscowej szkoły i tam ujawnia nieciekawą prawdę o sobie: wykazuje brak jakichkolwiek zdolności. Nie jest w stanie nauczyć się czegokolwiek, nawet alfabetu. Rodziców ogarnia święta rezygnacja: decydują o zaprzestaniu jego edukacji i posyłają go na pastwiska. Trudno, będzie pasterzem – wzdychają. Tymczasem Jan zaczyna ujawniać dziwny upór, który jest inspirowany wewnętrznym, nieodpartym głosem. Nie mija wiele czasu, kiedy z pomocą parobka potajemnie wraca do szkoły i tam już pierwszego dnia ujawnia nieoczekiwane talenty: od razu uczy się na pamięć całego alfabetu, rozumie wszystko, z usłyszanych wiadomości wyciąga nowe wnioski. Jest najlepszym uczniem! Niebawem wychodzi na jaw przyczyna tej cudownej zmiany. Tępy Jan staje się w jednej chwili geniuszem, bo tak zarządziła jego Matka Niebieska. Wypasając stado owiec na okolicznych łąkach, klęka wśród traw i woła do Niej, błagając o pomoc. Woła i wierzy, że będzie wysłuchany. I Maryja słucha, i odpowiada... Wie, że został wysłuchany, czuje jakby Matka Najświętsza „zamieniła mu głowę". To dlatego organizuje „ucieczkę" do szkoły – przecież tam jest jego miejsce.

Dalsza nauka znowu jest pełna symbolicznych wydarzeń. Jan uczęszcza teraz do szkoły w Nowym Sączu. Przenosinom towarzyszą „biblijne" okoliczności. Rodzice zabierają dwunastoletniego Jana do Nowego Sącza na jarmark, a on gubi im się w tłumie. Stroskani szukają syna wśród krewnych i przyjaciół, a nie znalazłszy go, wracają do domu. Czy nie jest to scena z Łukaszowej Ewangelii, opowiadająca o tzw. znalezieniu Jezusa w świątyni? Nasz chłopiec nie trafia jednak do kościoła... Długo błądzi po nowosądeckich ulicach i placach, aż napotyka jednego ze swoich krewnych. Dziwne, ale nie prosi go o odprowadzenie do rodziców. Domaga się zapisania go zaraz następnego dnia wczesnym rankiem do tamtejszej szkoły. Nie wiedzieć czemu, ale krewny, widząc zdecydowanie chłopca, spełnia jego życzenie. Jan pozostaje w Nowym Sączu.

Szkoła jest dobra, w sam raz dla zdolnego ucznia, ale niebawem okazuje się, że znajduje się w niej diabelska pułapka. Jeden z nauczycieli molestuje chłopców i nie trzeba długo czekać, by zaczął krążyć wokół Jana. Gdy pewnego dnia nauczyciel znajduje okazję, by go pochwycić, chłopiec nie zastanawia się ani chwili: rzuca się do ucieczki, a ponieważ chce być bezpieczny, postanawia uciec za rzekę. Jan dobiega do brzegu... Dunajec jest wezbrany... nie ma przewoźnika. Chłopiec wchodzi do łodzi, sam chwyta długi drąg zastępujący wiosło, woła z całej siły do nieba aktem strzelistym: „Niech będzie pochwalony Przenajświętszy Sakrament!" i... szczęśliwie przepływa na drugi brzeg. Zaryzykował życie, by zachować niewinność. Wie, że znowu pomogła mu Matka Najświętsza. Od tamtego dnia jest Jej „niewolnikiem".

Wybrany, ocalony, obdarowany... Różne zdarzenia, także wspomniane przed chwilą, każą mu rozważać wejście na drogę życia całkowicie poświęconego Bogu. W wieku 23 lat Jan Papczyński jest młodym, wykształconym człowiekiem ze wspaniałymi perspektywami na przyszłość. Wszystko zdaje się układać: rodzice znajdują mu nawet piękną i bogatą kandydatkę na żonę. On ma jednak inne plany. W lipcu 1654 roku opuszcza dom rodzinny i wyrusza do klasztoru ojców pijarów, by prosić o przyjęcie do zakonu. Ciekawe, że z domu zabiera trzy książki: dzieła Wergiliusza i Klaudianusza (poety późnorzymskiego, przyrównywanego do Homera) oraz egzemplarz „O naśladowaniu Chrystusa" Tomasza a Kempis. Ten ostatni wybór pokazuje, jak ważne jest dla niego życie duchowe i jakie jest gotów stawiać sobie wymagania w drodze do świętości. Tymczasem dwa pierwsze ukazują człowieka zachwycającego się pięknem świeckiego słowa. Jest przekonany, że rzeczy świeckie wcale nie kłócą się z wyrzeczeniem i ascezą.

Jest drugi rok nowicjatu, który Jan odbywa w Warszawie, studiując jednocześnie teologię. To czasy szwedzkiego potopu, kiedy pod znakiem zapytania staje nie tylko polskość, ale też katolickość naszych ziemi. Właśnie w tym okresie ma miejsce pewne zdarzenie, do którego Papczyński powraca w swoim testamencie – musiało być dla niego bardzo ważnym znakiem: „Wyznaję, że schodzę z tego świata w wierze rzymskokatolickiej, za którą byłem gotowy przelać krew w czasie wojny szwedzkiej. Gdy wychodziłem wraz z kolegą ze Starego Miasta, koło ojców dominikanów napadł na nas z mieczem żołnierz heretycki. Mój kolega, chociaż był Niemcem, uciekł, a ja, uklęknąwszy nadstawiłem głowę do ścięcia. Dzięki Bożej Opatrzności nie otrzymałem żadnej rany, chociaż byłem trzykrotnie mocno uderzony. Jednak odczuwałem silny ból przez półtorej godziny".

Papczyński ośmiela się przeciwstawić protestantowi szydzącemu z godności Maryi. Jest gotów zginąć w obronie dobrego imienia Matki Najświętszej, bo już wcześniej złożył „ślub krwi", na mocy którego zobowiązał się raczej umrzeć niż pozwolić na to, by ktoś szydził z godności Maryi Niepokalanej.

Zło ubrane w kościelne szaty

W kilka miesięcy po historycznych ślubowaniach Jana Kazimierza, dnia 22 lipca 1656 roku składa śluby zakonne. Jest pierwszym Polakiem – pijarem. W zakonie zadomawia się szybko. Teraz jest już Stanisławem od Jezusa Maryi. Zdolny i pobożny za chwilę okazuje się świetnym mówcą i znawcą dusz. Najsłynniejszymi z jego penitentów będą nuncjusz apostolski Antoni Pignatelli, późniejszy papież Innocenty XII, i król Jan III Sobieski, któremu zresztą przepowiada wiktorię wiedeńską. Jest doceniany przez przełożonych, współbracia wieszczą mu wielką karierę w zakonie pijarów... Rzeczywiście wszystko na to wskazuje... do czasu, kiedy – jak dawniej jego ojciec – przeciwstawia się złu ubranemu w kościelne szaty. Publicznie upomina samego prowincjała za czyny niezgodne z Bożym prawem! Odpowiedzią jest prześladowanie, a nawet próba zlikwidowania świadka mrocznych tajemnic zakonu. To ostatnie dzieje się w styczniu 1670 roku.

Opatrznościowo w tym właśnie roku Stolica Apostolska zmienia konstytucje pijarów i każdy, kto nie chce żyć według nowej reguły (nie chce zamienić ślubów prostych na uroczyste), może opuścić zakon. Papczyński z tego korzysta. Nie ucieka jednak do świata. Korzysta z okazji, by nie tylko uciec od zepsutego środowiska, ale i od kariery znanego duchownego, i od kościelnej sławy. Przywdziewa biały habit mający symbolizować nieskalaną czystość Matki Bożej i zaczyna nowe życie. Po wielu trudnościach gromadzi wokół siebie wspólnotę poświęconą czci Maryi Panny Niepokalanej. Zaprasza do niej – jest to wyjątek w całym ówczesnym świecie – nie tylko i nie tyle ludzi szlachetnie urodzonych i wnoszących posag do zakonu, ale biednych ludzi najniższego pochodzenia. Ludzi jak on sam.

Najpierw są nimi nie do końca podporządkowani regule Ewangelii pustelnicy w Puszczy Korabiewskiej (nie jest mu łatwo być ich przełożonym), potem pojawia się pierwsza wspólnota, która zamieszkuje przy peryferyjnej stacji wielkiej drogi krzyżowej zbudowanej przez biskupa Wierzbowskiego w Nowej Jerozolimie (dziś Góra Kalwaria). Klasztor i kaplica – tzw. Wieczernik – znajdują się na bagnistych terenach, a jedynym wsparciem, jakie Papczyński otrzymuje od umierającego biskupa, jest Boża Opatrzność.

Papczyński ma dwa cele. Pierwszym jest szerzenie czci Niepokalanego Poczęcia Maryi, drugi jest związany... z jego mistycznymi przeżyciami.

Misja się wypełnia

Minęło sześć lat od opuszczenia pijarów. W małej celi zakonnej klasztoru filipinów w Studziannie, gdzie znajduje się cudowny wizerunek Świętej Rodziny, Papczyński leży na wpół umarły, zupełnie bez sił. Wtedy w ekstazie poznaje tajemnicę cierpień dusz czyśćcowych. Widzi, jak Najświętsza Maryja Dziewica wraz z duszami zbawionych proszą Boga o jego powrót do pełni zdrowia – jego, nic dziś nieznaczącego ojca Stanisława! – by mógł wspomagać zmarłych przebywających w czyśćcu. Od tego dnia wszystkie swe choroby, cierpienia i trudy, prześladowania, posty, umartwienia, pokuty, dobre uczynki i zasługi ofiarowuje z miłości za nich. Nieustannie żyje słowami modlitwy: „O Boże nieskończonego miłosierdzia, przymnóż mi cierpień, a im racz zmniejszyć karę".

Stanisław Papczyński wielokrotnie doświadcza męki konających i cierpień dusz czyśćcowych. Próbuje innym przybliżyć tę chwilę: „W wyobraźni przedstaw sobie jakiegoś człowieka, a nawet samego siebie znajdującego się już w chwili ostatecznego zmagania u kresu życia. W takim momencie złe duchy atakują duszę i chcą albo przez przypominanie zasług pobudzić ją do zarozumiałości, albo też przez wyolbrzymianie grzechów wtrącić ją w rozpacz. [...] O, jak straszne jest konanie, gdy potężna moc choroby będzie usiłowała wyprzeć duszę z ciała, ona zaś będzie się sprzeciwiać, ociągać i opierać, nie chcąc opuścić swego nieodłącznego towarzysza, zwłaszcza gdy będzie świadoma złych uczynków, które w nim popełniła. [...] Nic ci nie będzie mogło pomóc, jak tylko świadomość spełnionych dobrych uczynków, rzetelnie opartych na zasługach Chrystusa. [...] Zobacz więc, jak bardzo winieneś czcić wielu świętych, a wśród nich szczególnie Najświętszą Dziewicę, Matkę umierających, i wiernego ci podczas życia Anioła Stróża. Obyś wtedy doznał ich pomocy, gdy sam sobie w żaden sposób nie będziesz mógł poradzić". (...)

Całą swoją nadzieję na obronę czci Maryi Niepokalanej i pomoc duszom czyśćcowym wiąże pokornie z powstającym zakonem ojców marianów. Zabiega o jego zatwierdzenie i w 1699 roku otrzymuje dla swej wspólnoty regułę zakonną opartą na Regule dziesięciu cnót Najświętszej Maryi Panny. Jeszcze tego samego roku Papczyński składa na ręce nuncjusza apostolskiego uroczyste śluby, a miesiąc później przyjmuje je od swoich współbraci. Mijają kolejne dwa miesiące, a jego misja się wypełnia. Nie jest już potrzebny. Umiera. ©?

Książka Wincentego Łaszewskiego „Boży szaleńcy. Niezwykłe losy polskich mistyków" ukazała się nakładem Wydawnictwo Fronda.

Tytuł i śródtytuły pochodzą od redakcji.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus
Posłuchaj „Plus Minus”: Jakim papieżem będzie Leon XIV?
Plus Minus
Zdobycie Czarodziejskiej góry
Plus Minus
„Amerzone – Testament odkrywcy”: Kamienne ruiny z tropików
Plus Minus
„Filozoficzny Lem. Tom 2”: Filozofia i futurologia
Plus Minus
„Fatalny rejs”: Nordic noir z atmosferą