Plus Minus: Objął pan stanowisko prezydenta RP w bardzo trudnych okolicznościach – po zamordowaniu w grudniu 1922 roku Gabriela Narutowicza. Jak wyglądały pierwsze pana działania?
Delegacji przybyłej do mojego mieszkania przy ulicy Smolnej z zawiadomieniem o wyborze oświadczyłem, że uważam za swój obowiązek poddać się woli Zgromadzenia Narodowego. W chwilę potem zjawił się u mnie poseł Erdman z ustnym poleceniem od Witosa, ażebym zastrzegł sobie czas do namysłu. Odpowiedziałem, że wybór już przyjąłem i ze względu na powagę sytuacji uważam wszelkie wahanie się teraz za niewskazane. Dotąd nie wiem, dlaczego Witos chciał, abym zwlekał z decyzją.
Na uroczystość zaprzysiężenia przyjechałem w towarzystwie prezesa Rady Ministrów (Władysława) Sikorskiego, w otoczeniu szwadronu szwoleżerów. Po złożeniu w Zgromadzeniu Narodowym przysięgi udałem się na Zamek, by złożyć hołd zwłokom zmarłego prezydenta, a następnie do Belwederu, gdzie przedstawili mi się wszyscy członkowie rządu i domu Prezydenta Rzeczypospolitej. Po tych ceremoniach dałem Sikorskiemu do kontrasygnowania i opublikowania moje orędzie.
Warto tu przypomnieć, że kiedy pana poprzednik, Gabriel Narutowicz, jechał na zaprzysiężenie, to ówczesny premier nie chciał mu towarzyszyć. A co, pana zdaniem, jest kluczowe dla tego, aby państwo dobrze funkcjonowało?
Spokój duchowy, silne poszanowanie prawa i posłuch dla władzy są koniecznym warunkiem wzrostu sił i pracy twórczej narodu. Narody kierują się nie tylko uczuciami – i tym, którzy by, wątpiąc w naszą spoistość i siłę, chcieli nas wywłaszczyć, musimy przeciwstawić nie tylko gorące uczucie patriotyczne, ale doskonałą technikę państwową i zimną niezłomną wolę, że nauczeni doświadczeniem przodków, nigdy już nie damy się podzielić. W milczeniu człowiek staje się silniejszym. Mało słów, wiele pracy, szacunek dla pracy i cierpliwość w czekaniu dobrego plonu – niech będzie nakazem wszystkich.