Przedwcześnie postarzały książę Bołkoński nie tyle zakochuje się w młodziutkiej Nataszy Rostowej, ile raczej niewinność wprowadza zgorzknienie w stan wrzenia; po dodaniu do niespełnienia Anny Kareniny lekkości i głodu Aleksego Wrońskiego powstała mieszanka, której nie dało się już za nic rozdzielić. Czasem tylko probówką z bohaterami trzeba nieco wstrząsnąć, podgrzać ją wojną albo schłodzić pokojem. Tołstoj wiedział o człowieku wystarczająco dużo, żeby ze swojego pisarstwa uczynić naukę ścisłą. Fabuła jest tu ogromnym, złożonym – a jednocześnie oczywistym i niepodważalnym – równaniem. Tylko jego elementy, Tołstojowscy bohaterowie, łudzą się i powtarzają samym sobie, że są panami własnych biografii.
Przebywanie w opisywanym przez siebie świecie musiało być dla pisarza nie do zniesienia. Opanowany etyczną manią, szukający nie tyle tematów do opisania, ile dróg do wyzwolenia się z własnych grzechów, miotał się między fatalizmem a złudzeniem. O to pierwsze mógł obwiniać tylko Pana Boga, za to drugie wściekał się na ludzi. Bonaparte zasłużył sobie na swój karykaturalny obraz w „Wojnie i pokoju" nawet nie tyle tym, że zaatakował ojczyznę pisarza, ile przekonaniem o swoim wojskowym geniuszu. Wojna jest tak naprawdę sumą przypadków i niespodziewanych zdarzeń. Masy są dużo mniej przewidywalne od jednostek. Wojna – w przeciwieństwie do powieści – nigdy nie da z siebie zrobić nauki ścisłej. W oczach Tołstoja Napoleon do perfekcji opanował tylko jedną umiejętność – przedstawiania biegu wydarzeń jako efektu wcielania w życie własnego, drobiazgowego planu.
Chaos wojny i pycha dowódców domagały się w Tołstoju odpowiedzi. Udzielił jej sceną sianokosów z „Anny Kareniny". Od samego początku przypomina ona przygotowania do bitwy: dziedzic, Konstanty Lewin, patrzy ze wzgórza na rozciągające się łąki – stojące nieprzerwanym morzem w oczekiwaniu kosy – jak na armię nieprzyjaciela i wysłuchuje swoich doradców. Czy to już właściwy moment? Można już atakować czy lepiej jeszcze poczekać na rozpoczęcie tego, co „wymaga wytężenia wszystkich sił narodu"? Kiedy zapada decyzja o rozpoczęciu żniw, on sam staje ze swoimi ludźmi do pracy jak dowódca, który nie opuszcza żołnierzy w potrzebie.
Dla bohaterów budowanych przez Tołstoja wojny są niemal zawsze pasmem rozczarowań – nic nie wygląda tak jak w opowieściach. Decyzje, ruchy, gesty przychodzą z oporem, nienaturalnie. Brak satysfakcji na polu bitwy żołnierze nadrabiają ubarwianiem opowieści o niej. Z pracą przy żniwach jest odwrotnie. Tu wszystko dzieje się samo, Lewinem kieruje jakaś potężna, idąca z zewnątrz, siła. To już nie ręce Lewina machały kosą, „lecz sama kosa pociągała za sobą całe świadome siebie, pełne żywotności ciało koszącego". I tak trwają minuty kompletnej bezwiedności, chwile czystego szczęścia. W końcu udaje się odnaleźć równowagę między tym, co musi się stać, a wolnością i wysiłkiem człowieka. Ta scena rozwiązuje etyczną zagadkę, która męczyła pisarza i napędzała jego powieści.
Konstanty Lewin był jedynym prawdziwym alter ego pisarza w całym jego pisarstwie, tylko jego nazwisku Tołstoj użyczył własnego imienia. Jego los znalazł ciąg dalszy w życiu pisarza, który po stworzeniu „Anny Kareniny", u szczytu sił i popularności, wycofał się z dotychczasowego życia. Opuścił salony Moskwy i Sankt Petersburga, wyprowadził się do Jasnej Polany i przestał pisać powieści. Tak jakby mówił światu: wiem już, czym jest praca, to co mi po karierze?