Umawia się sam ze sobą, że będzie robił tylko to, na co ma ochotę, i niczym się nie przejmował, a jeśli to nic nie zmieni albo wręcz zmieni na gorsze, to przecież i tak zawsze pozostaje mu samobójstwo. Tym samym staje się tak chamskim gburem, że Dr. House to przy nim chodząca radość życia, jak nie w ogóle Ewa Chodakowska. I oczywiście Tony rozpoczyna nierówną walkę z całym bezsensem świata, uzbrojony jedynie w ironię i sarkazm. Zatem to gbur przygnębiający do bólu, ale przezabawny.
„After Life" to naprawdę znakomity sześcioodcinkowy serial o poszukiwaniu sensu życia. Bo Tony, choć coraz bardziej się stacza, ryzykuje i próbuje odpuścić, tak naprawdę nie potrafi. I te jego zmagania z odcinka na odcinek robią się coraz mniej banalne, co może zaskakiwać tych, którzy znają twórcę serialu i kojarzą wyłącznie z absurdalnym humorem i nieprzyzwoitymi żartami. Za wszystkim bowiem stoi znany brytyjski komik Ricky Gervais, który „After Life" napisał, wyreżyserował, wyprodukował i oczywiście zagrał w nim główną rolę.
To zresztą dla niego typowe. Podobną kontrolę miał nad kultowym „Biurem" („The Office"). Sitcomem kręconym w konwencji dokumentu (z ang. mockumentary), który nie tylko przyniósł mu międzynarodową sławę, ale i ustawił do końca życia, stając się międzynarodową franczyzą. Powstała jego amerykańska wersja z genialnym Steve'em Carellem w roli głównej, ale też wersje: hiszpańska, niemiecka, francuska (i oddzielnie, po francusku, kanadyjska!), izraelska, szwedzka, czeska i fińska.
Gervais zasłynął też kilkoma innymi mało poważnymi produkcjami, jak choćby paradokumentalnym programem „Idiota za granicą" czy swoim własnym „The Ricky Gervais Show", oraz licznymi występami w konwencji stand-up, na których nie bał się, delikatnie mówiąc, przekraczać granic poprawności politycznej. Do tego czterokrotnie prowadził galę rozdania Złotych Globów, nie unikając kontrowersji na przykład po żartach z osób transpłciowych.
Ale „After Life" nie powinno zaskakiwać jego oddanych fanów. W 2012 r. nakręcił serial „Derek" który choć był mocno absurdalny i podobnie jak „Biuro" opierał się na niezręcznościach, to jednak dotyczył często bardzo poważnych spraw. Grany oczywiście przez samego Gervaisa Derek jest niepełnosprawnym intelektualnie opiekunem w domu spokojnej starości. I nie można powiedzieć, że ten serial nie daje do myślenia.