Pólnica czy Jezus? Awantura w kaszubskiej gminie

„Poczuj kaszubskiego ducha", zachęca nazwa szlaku turystycznego. Można poczuć, można i zobaczyć – rzeźby 13 postaci z kaszubskiego bestiariusza stały tu od lat i miały po odnowieniu wrócić. Część miejscowych chrześcijan powiedziała jednak: nie.

Publikacja: 24.01.2020 10:00

Pólnica, Purtk. Czy pozostaną turystyczną atrakcją?

Pólnica, Purtk. Czy pozostaną turystyczną atrakcją?

Foto: Titës/wikipedia

Tłuczewo, wioska zachowała dawny układ urbanistyczny, nietrudno się domyślić, że była to osada młynarza. Most na Łebie, szum, warkot jakiś taki, woda porusza kołem, znajduje się tu mała elektrownia wodna. Pani w sklepie mówi, że to szwagra turbina, ale „niewiele prądu daje".




Stoi tu Pólnica.

Pólnica, postać z bestiariusza kaszubskiego. Znana jest z tego, że nago w samym wianku na głowi urządza sobie konne przejażdżki po miedzach, doglądając plonów. Dba o to, żeby były obfite. A piękna jest niezmiernie. Niby to dobry duch, choć przecież niebezpieczny. Bo kiedy jaki chłop spojrzy na Pólnicę, to przepadł. Uschnie z miłości do niej, a ona nie będzie w stanie odwzajemnić uczucia. Taka kaszubska femme fatale.

Była wiosna 2018 r., drewniana Pólnica bezwstydnie mokła w deszczu z obnażonym biustem i to tuż obok placu zabaw dla dzieci. Jej koń miał przegniłą nogę. Kilka lat wcześniej gmina Linia postanowiła przyjąć hasło marketingowe: „Poczuj kaszubskiego ducha", w ramach urządzania szlaku turystycznego postawiono 13 rzeźb w poszczególnych miejscowościach.

Duchy stały sobie spokojnie, aż zaczęły próchnieć i trzeba było rzeźby wykonać ponownie. W kolejnym roku zaczęły więc znikać, zniknęła Pólnica z Tłuczewa, na krótko, do wymiany. I zaczęła się awantura.

– Mamy problem – przyznaje wicewójt Astrida Kaczyńska.




To jest taka odwrotność

Kaszuby zostały schrystianizowane później niż inne regiony Polski. Kiedy w pierwszym i drugim dziesięcioleciu XI wieku Bolesław Krzywousty próbował podbić Pomorze, Gall Anonim pisał o mieszkańcach tej ziemi: poganie. Nawet jeśli udawało się stawiać kościoły w ośrodkach miejskich, prowincja dalej czciła święte gaje, kamienie i drzewa. Świętowit miał się tu całkiem dobrze jeszcze przez wiele dekad, a może i wieków.

Dzisiaj językoznawcy wskazują, że spośród języków słowiańskich, kaszubski jest bodajże najbardziej zbliżony do języka, jakim posługiwali się nasi przodkowie w czasach przedchrześcijańskich i wczesnego średniowiecza. Przetrwały w nim do dziś takie fantastyczne osobistości, jak dobrotliwa Borowa Côtka – pani kaszubskiego lasu, wampiry Wiesci i Ópi czy krôsnięta – złośliwe, ale i uczynne stwory, malutcy mieszkańcy ludzkich przybytków.

W gminie Linia, liczącej 6300 mieszkańców, kaszubskim posługuje się ok. 35 proc. ludności. O kontrowersjach z rzeźbami najpierw mówiło się raczej po cichu – że ksiądz z Rozłazina jest przeciw, że jakieś listy, petycje krążą. Pocztą pantoflową ludzie dowiadywali się o sprawie. Aż 18 września 2019 r. kwestia duchowa wypłynęła publicznie, na sesji Rady Gminy.

Pod koniec kilkugodzinnych obrad kolejne osoby zabierają głos. Najpierw przeciwniczka rzeźb, mieszkanka gminy, parafianka: – Sprawa dotyczy tego, kogo w naszym życiu stawiamy na pierwszym miejscu, a mianowicie czy nie przekraczamy pierwszego przykazania „nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną". Uważamy się przecież za gorliwych, przykładnych katolików, wzór wiary i ufności w Boga. Czy nie tak przez pokolenia mówili i mówią nasi bliscy?

Nawiązuje do czytanego tego dnia fragmentu Ewangelii. – Mówi nam o zagubieniu Jezusa przez Maryję i Józefa. Czyż my nie znajdujemy się w tym właśnie miejscu? Kogo szukamy? Czego bronimy? Czy nie ulaliśmy sobie złotego cielca, żeby go czcić i bronić? Jakich wartości bronimy na wjazdach do naszych wsi, gdy przed naszymi domami mają czuwać jakieś symbole głupoty, kłótni, waśni, szyderców, wyśmiewców? Szkaradztwa chcemy umieścić w naszych wioskach.

Następnie odczytany zostaje list proboszcza z Rozłazina. Ksiądz dr Sławomir Kozioł jest doktorem teologii. „Nikt nie kwestionuje, z jakich korzeni wyrastamy na Kaszubach i w całej Polsce. Wyrastamy z korzeni pogańskich. Pamięć o tamtych czasach jest potrzebna na zasadzie ciągłości kultury. Miejsce dla tych dawnych, pogańskich pamiątek jest w muzeach, skansenach i ośrodkach etnograficznych. Stawianie ich w przestrzeni publicznej, w miejscach codziennego życia i pracy jest formą bałwochwalstwa i świadomym lub nie, oddawaniem kultu świątkom, bożkom. Jako ludzie, którzy stawiają, również w przestrzeni publicznej krzyże i kapliczki, stajemy się śmieszni i sprawdza się zasada – Panu Bogu świeczka, a diabłu ogarek". Ksiądz Kozioł przypomina, że Rzymianie i Grecy, mimo że wyrastają ze swoich mitologicznych wierzeń, nie budują współcześnie nowych monumentów pogańskich. „Jako proboszcz i duchowny katolicki stanowczo przestrzegam, aby zrezygnować ze stawiania nowych figur kaszubskich demonów, które mogą mieć wpływ na codzienność mieszkańców. Świat szatana jest realny i niestety jego działanie widać we współczesnym świecie. Cieszę się że w Osieku moi parafianie to rozumieją i zdecydowali, że nie chcą żadnej pogańskiej rzeźby".

Dziś ksiądz nie chce się wypowiedzieć dla „Plusa Minusa", gdyż, zastrzega, musiałby to uzgodnić z przełożonymi. Kilkakrotnie powtarza jednak, że największą siłą szatana jest to, że w niego nie wierzymy.

Wróćmy jednak do sesji rady gminy. Głos zabiera druga z protestujących: – Od początku, od 2010 roku byłam przeciwna stawianiu tych figur, ale wtedy powiedziano, że to jest fajne, bo to jest twórczość pana Labudy... Ja osobiście do pana Labudy nic nie mam, ale... Aleksander Labuda pisał o duchach, ale żeby nas uświadomić, ale nie żeby ich stawiać na piedestały, żebyśmy im chwałę oddawali. My, mieszkańcy, złożyliśmy podpisy, wieś Zakrzewo, Linia, Niepoczołowice...

Pierwsza z protestujących: – Jeszcze chciałam powiedzieć, że słowo ma moc. Jest słowo dobre i słowo złe. Na tych tablicach... żeby to tylko była figura drewniana... Ale jest tablica i pisze: demon.

Cisza. Chrząknięcie.

Chwilę potem obie protestujące wychodzą z sesji rady gminy. Jeden z radnych: – Nie chcą panie na odpowiedź poczekać?

– Nie.

Okazuje się, że nie wszystkie przeciwniczki demonicznych figur opuściły sesję. Teraz mówią kolejne, jedna po drugiej: – Stawianie demona... Nie trzeba się przy nim modlić. On już swoje będzie robił. To ma też swoje działanie. Chciałam wam jeszcze powiedzieć, że każda wieś, każde miasto ma swojego anioła stróża. A stawianie demona to jest taka odwrotność, jak kiedyś masoneria w Rzymie powiesiła obraz, to był odwrócony... Kiedy diabeł depcze św. Michała Archanioła. Tutaj robimy podobnie. To już zostawiam decyzji radnych i waszemu sumieniu.

W sali jest również Jaromira Labuda, córka Aleksandra Labudy. – Chciałabym się odnieść do tych wszystkich wypowiedzi...

Aleksander Labuda i jego duchy

Aleksander Labuda urodził się w 1902 r. w Mirachowie, zmarł 80 lat później w Wejherowie. Przez całe życie – wyjąwszy okres służby w Wehrmachcie – był nauczycielem. Dzisiaj jest uważany za jednego z ważniejszych intelektualistów, publicystów i pisarzy kaszubskich XX wieku. Był inwigilowany przez Służbę Bepieczeństwa jako rzekomy kaszubski „radykał". Rzeczywiście, nie tylko w czasie PRL-u, ale również wcześniej, już w okresie dwudziestolecia międzywojennego, upominał się o nadanie mowie kaszubskiej statusu języka narodowego i propagował ideę, wedle której Kaszubi stanowią odrębny od Polaków naród.

Ale nie te sprawy zajmują uczestników wrześniowej sesji rady gminy. Labuda napisał książkę „Bogowie i duchy naszych przodków. Przyczynek do kaszubskiej mitologii" (kasz. „Bogowie i dëchë naj przodków. Przëłożënk do kaszëbsci mitologii"). W niej opisał 95 postaci demonologii kaszubskiej. Ów panteon stworzył na podstawie własnych badań terenowych. Rodowód duchów wywodził wprost z przedchrześcijańskich, słowiańskich wierzeń. Opisy z książki stały się podstawą do ustawienia we wsiach gminy Linia 13 rzeźb.

Od tamtego momentu minęła już prawie dekada. Rzeźby zaczęły niszczeć. Postanowiono więc je wymienić, w 2019 roku zaczęły znikać na jakiś czas z przestrzeni wsi. Artysta Jan Redźko rozpoczął swoją pracę. Jednocześnie pojawiły się postulaty, żeby rzeźby duchów i demonów nie wracały na swoje miejsce. Za inicjatora protestu uważa się ks. Kozioła, choć on sam mówi, że inicjatywa wyszła od parafian.

Od samego początku gorącymi orędowniczkami ustawienia rzeźb – a potem, po odnowieniu, przywrócenia –były córki Aleksandra Labudy, Jaromira i Miłosława. Dzisiaj stają w obronie dziedzictwa ojca.

Mieszkają w Tłuczewie, w zadbanym odnowionym budynku dawnej szkoły, dokładnie vis a vis placu zabaw i nagiej Pólnicy. Widzą ją z okna. Tu się wychowywały, tu żył i pracował ich ojciec. Wewnątrz ciężkie meble, atmosfera powagi, choć to tylko pozór. Obie panie okazują serdeczność i duże poczucie humoru. Język kaszubski cały czas miesza się z polskim, to wywołuje zabawne sytuacje. Ale jeśli chodzi o konflikt wokół rzeźb, sprawę traktują bardzo poważnie.

Jaromira Labuda: – Rzeźby w niczym nie mogą przeszkodzić naszej duchowości. One nie mają żadnego wpływu na nasze postępowanie, nikt się do nich nie modli, to jest tylko dzieło artystyczne. Gdyby wyjść z założenia, że tego rodzaju dzieła mogą szkodzić, to trzeba by było usunąć z Gdańska Neptuna. Albo zlikwidować zakłady pogrzebowe, które noszą imiona Hades czy Ozyrys. Trzeba by było usunąć sieć sklepów Lewiatan – bo przecież to biblijny stwór morski utożsamiany z diabłem. I wszystkie amorki z barokowego wyposażenia kościołów. Nasz ojciec był osobą głęboko wierzącą, tłumaczył ewangelie na kaszubski, pisał je po kaszubsku wierszem. Modlił się, wychowywał nas w wierze katolickiej, my zresztą także jesteśmy osobami wierzącymi. Ale kaszubska mitologia to nasze dziedzictwo. Nie da się go usunąć, wyrugować. Do niegrzecznego dziecka do dzisiaj się u nas mówi: „Ty Purtku!". Na naszej ziemi mamy prawo kultywować nasze zwyczaje i nikt nie ma prawa nam tego zabraniać.

– A osoby protestujące nie są stąd?

– Różnie to bywa.

Pani Jaromira nie mówi tego wprost, ale można się domyślić, że chodzi o ks. Kozioła, który pochodzi z Krakowa. – Jestem Kaszubą z wyboru – zapewnia jednak proboszcz z Rozłazina. – Mieszkam tu od 25 lat. Ta kultura mnie zainspirowała, szanuję ją, fantastycznie pracuje mi się z ludźmi tutaj. Jak Jan Paweł II był w Sopocie, śpiewałem w chórze kaszubskim, miałem na sobie tradycyjne buksë (kasz. spodnie) i skorznie (kasz. buty z cholewą). Ja uczę tych ludzi kultywowania kultury kaszubskiej, bo oni sami czasami tego nie czują... Zarzut, że jestem nie-Kaszubą, absolutnie do mnie nie pasuje.

18 września 2019 r. sesja rady gminy dobiega końca. Głos zabiera wójt Bogusława Engelbrecht.

– Szanowni państwo, jako wójt chcę przeprosić córki Aleksandra Labudy, bo jest mi wstyd. Ja jestem katoliczką i wręcz czuję się obrażona, bo dla mnie najważniejsze jest prawo miłości, które mówi, że mamy miłować Pana Boga swego i bliźniego ze wszystkich sił, i uważam, że wszyscy ci, którzy tutaj tak krzyczeli... Wystarczyłoby, żeby tym prawem się kierowali. Mówić, że my jesteśmy złymi chrześcijanami... Ja osobiście czuję się obrażona.

Wójt deklaruje, że gmina będzie wspierać projekt szlaku i rzeźb: – Wierzymy w Boga i nie zrobiliśmy nic, co mogłoby zagrażać naszej wierze.

Bez kija, ze smartfonem

Kaszubskie duchy próbują wyjść na światło dzienne, na razie jeszcze nieśmiało. Ludmiła Gołąbek-Modzelewska jest autorką kaszubskiego słownika dla dzieci, w którym fantastyczne postacie – jakby wyjęte z dzieła Aleksandra Labudy – oprowadzają dzieci po zawiłościach języka i kultury. Pani doktor (doktorat z literatury kaszubskiej, licencjat z teologii) również i do swoich dzieci mówi w domu po kaszubsku.

Na początku opowiada, że niezaprzeczalnie duchy i bóstwa to element kultury. Walkę z nimi nazywa walką z wiatrakami, i – jej zdaniem – niedobre jest rugowanie z kultury bogactwa, które istnieje w literaturze, języku, przysłowiach.

– Rozumiem jednak ludzi, którzy protestują – dodaje. – Podejrzewam, że ma tu miejsce obawa, że ktoś nie będzie umiał rozgraniczyć przestrzeni literacko-kulturowej i przestrzeni wiary. Dziś coraz bardziej modne są ruchy neopogańskie. Większość kaszubskich demonów, bóstw przypiszemy do królestwa ciemności. Zdecydowana większość Kaszubów jest chrześcijanami, katolikami, mogą mieć problem z tym, jaki porządek temu nadać. Jeśli mitologiczno-literacko-kulturowy pomiesza się z religijno-duchowym, to mamy wtedy już formę neopogaństwa czy zabobonności.

Na Kaszubach w kilku miejscach znajdują się tzw. kamienne kręgi – pozostałości po Gotach i Gepidach, którzy zamieszkiwali te ziemie w I–III wieku n.e. – Wielu ludzi przychodzi tam nie po to, żeby badać przeszłość, tylko naładować się energią, a to już jest sprzeczne z nauką Kościoła. Można się w tym wszystkim pogubić – tłumaczy Gołąbek-Modzelewska.

Rodzimowiercy nie chcą być nazywani poganami. Uważają, że słowo to niesie ze sobą negatywne konotacje. W Polsce jest ich, według niezbyt precyzyjnych szacunków, około 15 tys. W 1995 r. zarejestrowano związek wyznaniowy Rodzimy Kościół Polski, przy którym żercą – czyli kapłanem – jest Ratomir Wilkowski.

– Z tym, że jestem rodzimowiercą, jakoś szczególnie się nie obnoszę, ale też tego specjalnie nie ukrywam. W pracy moi najbliżsi współpracownicy zdają sobie doskonale sprawę z tego, że oddaję cześć dawnym, słowiańskim bogom, ale gdyby ta informacja rozeszła się szerzej, trudno przewidzieć, jakie byłyby reakcje, choćby moich dalszych zwierzchników. Co tu kryć, żyjemy w kraju zdominowanym przez określony system religijny.

Rodzimowiercy kultywują słowiańskie wierzenia z czasów przedchrześcijańskich. – Nasza wiara opiera się na zmysłowej i pozazmysłowej obserwacji otaczającego nas świata, obserwacji zapoczątkowanej przez naszych słowiańskich przodków. Wierzymy w takich bogów, jak Perun, Świętowit, Weles, Mokosz, którzy poprzez naturę objawiają swoje istnienie.

Czy można dzisiaj wierzyć w to, co – wydawałoby się – dawno przepadło w mrokach dziejów? – Często słyszymy, że nasza wiara to wiara w bałwany. Często jesteśmy również traktowani jako historyczni odtwórcy, a nie rzeczywiście wierzący. To jest stereotypowe myślenie. Tymczasem nasza wiara wynika z rzeczywistych przekonań – zapewnia Wilkowski. – Niektórzy chcą nas koniecznie postrzegać jak jakiś cudaków, którzy w lnianych giezłach i łapciach z łyka biegają półnago po lesie z kijem. Tymczasem większość z nas ma przynajmniej średnie, jak nie wyższe wykształcenie. Telefony komórkowe i samochody, którymi się na co dzień posługujemy, w niczym nie przeszkadzają nam wierzyć, że nasi słowiańscy bogowie również współcześnie znajdują odbicie w naturze, której częścią jesteśmy.

Jak jeden z ważniejszych rodzimowierców w Polsce skomentuje spór o figury słowiańskich duchów w kaszubskich wsiach? – Posągi jednym będą przeszkadzać, innym nie. W większych miastach to zwykle nie przeszkadza, a w wioskach ksiądz jest drugim po Bogu i takie konflikty się zdarzają. Dla księży czy niektórych katolików każde wyobrażenie istoty wyższej, innej niż ich własna, będzie utożsamiane z postacią demona czy wręcz szatana. A to dlatego, że osoby te często nie są w stanie wyjść poza własny przyjęty, ograniczony dogmatami, światopogląd. Nie są w stanie zaakceptować tego, że różni ludzie mogą reprezentować różne sposoby zbliżenia się do absolutu. A jeśli dane figury stoją gdzieś w polu od lat, spełniając przy tym swoją funkcję edukacyjną czy nawet promocyjną regionu, to skąd pomysł, że raptem ktoś niezorientowany przyjdzie i zacznie pod nimi składać ofiary?

Gdyby jednak tak się zdarzyło, to zdaniem Wilkowskiego nic niewłaściwego by się nie stało. – Prawo do wolności wyznania winno być równe dla wszystkich – przypomina. I dorzuca: – Swoją drogą niezwykle słaba musi być ta katolicka wiara, skoro po przeszło tysiącu lat nawracania, nadal tak bardzo obawia się owych „pogańskich bałwanów".

Na sąsiednim Kociewiu, w Owidzu k. Starogardu Gdańskiego, w zrekonstruowanym wczesnośredniowiecznym grodzie, znajduje się Muzeum Mitologii Słowiańskiej. Regularnie odbywają się tutaj spotkania obrzędowe, w formie, w jakiej (na ile możliwe jest jej odtworzenie) działo się to przed wiekami, zanim dotarli tu pierwsi chrześcijańscy misjonarze. Raz do roku organizowany jest także Festiwal Mitologii Słowiańskiej, wówczas na scenie grają zespoły, które odwołują się do kultury rodzimowierczej.

– W Owidzu po sąsiedzku mamy kurię biskupią, tam działa katolickie Radio Głos – opowiada Radosław Sawicki, pomysłodawca muzeum. – Reporterzy tego radia byli u nas relacjonować otwarcie naszej placówki. Udzieliłem wówczas 15-minutowego wywiadu, który został wyemitowany na antenie w całości. Sądzę więc, że nie jesteśmy postrzegani jako ci, którzy by mieli występować przeciwko wierze chrześcijańskiej.

Sawicki podkreśla naukowy charakter muzeum. – To, co robimy, opieramy na ustaleniach naukowców – etnologów, etnografów, historyków, archeologów, filologów. Jesteśmy pasem transmisyjnym między nauką a społeczeństwem. Nie jesteśmy obiektem kultu – zapewnia. Opowiada o rozmowach z gośćmi: – Dla nich to jest odkrycie backgroundu kulturowego, swoich korzeni. Nie widzę konfliktu między faktem bycia wyznawcą religii rzymskokatolickiej a posiadaniem wiedzy na temat przedchrześcijańskich korzeni słowiańskich.



Chrystus zamiast Jablona

Osiek, maleńka wioska, w granicach parafii Rozłazino, w gminie Linia. Ksiądz Kozioł – jak sam napisał – cieszy się, że jej mieszkańcy zdecydowali, że nie chcą tu pogańskiej figury. Rzeczywiście, nie ma tu już rzeźby Jablona – opiekuna ogrodów i sadów. Ustąpił miejsca figurze Chrystusa Króla, postawionej dzięki staraniom proboszcza. Z 13 rzeźb na szlaku „Poczuj kaszubskiego ducha" zostało więc 12.

W najbliższym czasie, prawdopodobnie w lutym, odbędą się spotkania mieszkańców, na których mają zapaść decyzje dotyczące przyszłości szlaku. – Tak, możliwe, że duchy znikną z naszych wsi. Zobaczymy. Wszystko teraz zależy od mieszkańców – przyznaje wicewójt Astrida Kaczyńska.

Urząd Gminy Linia przesyła dokładne dane dotyczące podpisów na petycjach przeciwko rzeźbom.

Osiek: petycję podpisało 50 osób na 107 dorosłych mieszkańców (47 proc.).

Niepoczołowice: 96 podpisów, 359 dorosłych mieszkańców (28 proc.).

Linia: 181 podpisów, 1429 dorosłych mieszkańców (13 proc.).

Zakrzewo: 48 podpisów, 245 dorosłych mieszkańców (20 proc.).

Potęgowo: 4 podpisy, 33 mieszkańców (12 proc.).

Tłuczewo, wioska zachowała dawny układ urbanistyczny, nietrudno się domyślić, że była to osada młynarza. Most na Łebie, szum, warkot jakiś taki, woda porusza kołem, znajduje się tu mała elektrownia wodna. Pani w sklepie mówi, że to szwagra turbina, ale „niewiele prądu daje".

Stoi tu Pólnica.

Pozostało jeszcze 98% artykułu
Plus Minus
„The Outrun”: Wiatr gwiżdże w butelce
Plus Minus
„Star Wars: The Deckbuilding Game – Clone Wars”: Rozbuduj talię Klonów
Plus Minus
„Polska na odwyku”: Winko i wóda
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Michał Gulczyński: Celebracja życia
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego