Wójt deklaruje, że gmina będzie wspierać projekt szlaku i rzeźb: – Wierzymy w Boga i nie zrobiliśmy nic, co mogłoby zagrażać naszej wierze.
Bez kija, ze smartfonem
Kaszubskie duchy próbują wyjść na światło dzienne, na razie jeszcze nieśmiało. Ludmiła Gołąbek-Modzelewska jest autorką kaszubskiego słownika dla dzieci, w którym fantastyczne postacie – jakby wyjęte z dzieła Aleksandra Labudy – oprowadzają dzieci po zawiłościach języka i kultury. Pani doktor (doktorat z literatury kaszubskiej, licencjat z teologii) również i do swoich dzieci mówi w domu po kaszubsku.
Na początku opowiada, że niezaprzeczalnie duchy i bóstwa to element kultury. Walkę z nimi nazywa walką z wiatrakami, i – jej zdaniem – niedobre jest rugowanie z kultury bogactwa, które istnieje w literaturze, języku, przysłowiach.
– Rozumiem jednak ludzi, którzy protestują – dodaje. – Podejrzewam, że ma tu miejsce obawa, że ktoś nie będzie umiał rozgraniczyć przestrzeni literacko-kulturowej i przestrzeni wiary. Dziś coraz bardziej modne są ruchy neopogańskie. Większość kaszubskich demonów, bóstw przypiszemy do królestwa ciemności. Zdecydowana większość Kaszubów jest chrześcijanami, katolikami, mogą mieć problem z tym, jaki porządek temu nadać. Jeśli mitologiczno-literacko-kulturowy pomiesza się z religijno-duchowym, to mamy wtedy już formę neopogaństwa czy zabobonności.
Na Kaszubach w kilku miejscach znajdują się tzw. kamienne kręgi – pozostałości po Gotach i Gepidach, którzy zamieszkiwali te ziemie w I–III wieku n.e. – Wielu ludzi przychodzi tam nie po to, żeby badać przeszłość, tylko naładować się energią, a to już jest sprzeczne z nauką Kościoła. Można się w tym wszystkim pogubić – tłumaczy Gołąbek-Modzelewska.
Rodzimowiercy nie chcą być nazywani poganami. Uważają, że słowo to niesie ze sobą negatywne konotacje. W Polsce jest ich, według niezbyt precyzyjnych szacunków, około 15 tys. W 1995 r. zarejestrowano związek wyznaniowy Rodzimy Kościół Polski, przy którym żercą – czyli kapłanem – jest Ratomir Wilkowski.
– Z tym, że jestem rodzimowiercą, jakoś szczególnie się nie obnoszę, ale też tego specjalnie nie ukrywam. W pracy moi najbliżsi współpracownicy zdają sobie doskonale sprawę z tego, że oddaję cześć dawnym, słowiańskim bogom, ale gdyby ta informacja rozeszła się szerzej, trudno przewidzieć, jakie byłyby reakcje, choćby moich dalszych zwierzchników. Co tu kryć, żyjemy w kraju zdominowanym przez określony system religijny.
Rodzimowiercy kultywują słowiańskie wierzenia z czasów przedchrześcijańskich. – Nasza wiara opiera się na zmysłowej i pozazmysłowej obserwacji otaczającego nas świata, obserwacji zapoczątkowanej przez naszych słowiańskich przodków. Wierzymy w takich bogów, jak Perun, Świętowit, Weles, Mokosz, którzy poprzez naturę objawiają swoje istnienie.
Czy można dzisiaj wierzyć w to, co – wydawałoby się – dawno przepadło w mrokach dziejów? – Często słyszymy, że nasza wiara to wiara w bałwany. Często jesteśmy również traktowani jako historyczni odtwórcy, a nie rzeczywiście wierzący. To jest stereotypowe myślenie. Tymczasem nasza wiara wynika z rzeczywistych przekonań – zapewnia Wilkowski. – Niektórzy chcą nas koniecznie postrzegać jak jakiś cudaków, którzy w lnianych giezłach i łapciach z łyka biegają półnago po lesie z kijem. Tymczasem większość z nas ma przynajmniej średnie, jak nie wyższe wykształcenie. Telefony komórkowe i samochody, którymi się na co dzień posługujemy, w niczym nie przeszkadzają nam wierzyć, że nasi słowiańscy bogowie również współcześnie znajdują odbicie w naturze, której częścią jesteśmy.
Jak jeden z ważniejszych rodzimowierców w Polsce skomentuje spór o figury słowiańskich duchów w kaszubskich wsiach? – Posągi jednym będą przeszkadzać, innym nie. W większych miastach to zwykle nie przeszkadza, a w wioskach ksiądz jest drugim po Bogu i takie konflikty się zdarzają. Dla księży czy niektórych katolików każde wyobrażenie istoty wyższej, innej niż ich własna, będzie utożsamiane z postacią demona czy wręcz szatana. A to dlatego, że osoby te często nie są w stanie wyjść poza własny przyjęty, ograniczony dogmatami, światopogląd. Nie są w stanie zaakceptować tego, że różni ludzie mogą reprezentować różne sposoby zbliżenia się do absolutu. A jeśli dane figury stoją gdzieś w polu od lat, spełniając przy tym swoją funkcję edukacyjną czy nawet promocyjną regionu, to skąd pomysł, że raptem ktoś niezorientowany przyjdzie i zacznie pod nimi składać ofiary?
Gdyby jednak tak się zdarzyło, to zdaniem Wilkowskiego nic niewłaściwego by się nie stało. – Prawo do wolności wyznania winno być równe dla wszystkich – przypomina. I dorzuca: – Swoją drogą niezwykle słaba musi być ta katolicka wiara, skoro po przeszło tysiącu lat nawracania, nadal tak bardzo obawia się owych „pogańskich bałwanów".
Na sąsiednim Kociewiu, w Owidzu k. Starogardu Gdańskiego, w zrekonstruowanym wczesnośredniowiecznym grodzie, znajduje się Muzeum Mitologii Słowiańskiej. Regularnie odbywają się tutaj spotkania obrzędowe, w formie, w jakiej (na ile możliwe jest jej odtworzenie) działo się to przed wiekami, zanim dotarli tu pierwsi chrześcijańscy misjonarze. Raz do roku organizowany jest także Festiwal Mitologii Słowiańskiej, wówczas na scenie grają zespoły, które odwołują się do kultury rodzimowierczej.
– W Owidzu po sąsiedzku mamy kurię biskupią, tam działa katolickie Radio Głos – opowiada Radosław Sawicki, pomysłodawca muzeum. – Reporterzy tego radia byli u nas relacjonować otwarcie naszej placówki. Udzieliłem wówczas 15-minutowego wywiadu, który został wyemitowany na antenie w całości. Sądzę więc, że nie jesteśmy postrzegani jako ci, którzy by mieli występować przeciwko wierze chrześcijańskiej.
Sawicki podkreśla naukowy charakter muzeum. – To, co robimy, opieramy na ustaleniach naukowców – etnologów, etnografów, historyków, archeologów, filologów. Jesteśmy pasem transmisyjnym między nauką a społeczeństwem. Nie jesteśmy obiektem kultu – zapewnia. Opowiada o rozmowach z gośćmi: – Dla nich to jest odkrycie backgroundu kulturowego, swoich korzeni. Nie widzę konfliktu między faktem bycia wyznawcą religii rzymskokatolickiej a posiadaniem wiedzy na temat przedchrześcijańskich korzeni słowiańskich.
Chrystus zamiast Jablona
Osiek, maleńka wioska, w granicach parafii Rozłazino, w gminie Linia. Ksiądz Kozioł – jak sam napisał – cieszy się, że jej mieszkańcy zdecydowali, że nie chcą tu pogańskiej figury. Rzeczywiście, nie ma tu już rzeźby Jablona – opiekuna ogrodów i sadów. Ustąpił miejsca figurze Chrystusa Króla, postawionej dzięki staraniom proboszcza. Z 13 rzeźb na szlaku „Poczuj kaszubskiego ducha" zostało więc 12.
W najbliższym czasie, prawdopodobnie w lutym, odbędą się spotkania mieszkańców, na których mają zapaść decyzje dotyczące przyszłości szlaku. – Tak, możliwe, że duchy znikną z naszych wsi. Zobaczymy. Wszystko teraz zależy od mieszkańców – przyznaje wicewójt Astrida Kaczyńska.
Urząd Gminy Linia przesyła dokładne dane dotyczące podpisów na petycjach przeciwko rzeźbom.
Osiek: petycję podpisało 50 osób na 107 dorosłych mieszkańców (47 proc.).
Niepoczołowice: 96 podpisów, 359 dorosłych mieszkańców (28 proc.).
Linia: 181 podpisów, 1429 dorosłych mieszkańców (13 proc.).
Zakrzewo: 48 podpisów, 245 dorosłych mieszkańców (20 proc.).
Potęgowo: 4 podpisy, 33 mieszkańców (12 proc.).