Co robił Wilhelm Kibelka w Polsce we wrześniu 1939 r. – tego Ruth Leiserowitz nie wie. – Nie mam nawet pojęcia, w jakim mieście ojciec spędził pierwsze cztery miesiące wojny. Nigdy o tym nie mówił. Wiem tylko, że potem służył w Danii, Francji, Rosji, Włoszech. Koniec wojny zastał go w Pradze – mówi „Plusowi Minusowi" dyrektorka Niemieckiego Instytutu Historycznego w Warszawie. Jak to możliwe, że profesor historii nie zdołała ustalić tak podstawowej informacji?
– To była bardzo typowa sytuacja w powojennych Niemczech. O tym, co robili „na wschodzie", nasi ojcowie i dziadkowie po prostu nie mówili. Chyba że o wysyłaniu paczek rodzinom do Rzeszy. O zabijaniu nigdy. Mój ojciec był pastorem ewangelickim, przed nim ludzie się otwierali. Dlatego wiedzieliśmy, że nasz dentysta był w SS, że potem przez dziesięć lat pozostawał na zsyłce na Syberii. Pamiętam też, jak czasami, po pogrzebie, gdy szło się na kawę, nagle mężczyźni, którzy dawno się nie widzieli, wspominali dawne czasy i nieraz wymsknęło się im, co tak naprawdę robili w okupowanej Polsce. Ale nawet wówczas mówiło się, że „takie to były czasy", nikomu nie przychodziło do głowy obciążać jakąś szczególną odpowiedzialnością byłych żołnierzy Wehrmachtu czy nawet SS-manów. To samo było z naszym dentystą – wspomina lata dzieciństwa Leiserowitz, która wychowała się w miejscowości Gransee w dzisiejszej Brandenburgii.
Po procesie norymberskim niemiecki naród ukrył się za zmową milczenia. Do jej przerwania stopniowo zmusiły Niemców dopiero Ameryka i Izrael. Przełomem było z pewnością porwanie w 1960 r. przez Mossad z Argentyny głównego autora „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej" Adolfa Eichmanna, a potem jego publiczny proces. Przed światem, już bez żadnych niedopowiedzeń, otworzył się ogrom zbrodni dokonanych przez Niemców. Ale zasadniczo tylko związanych z Holokaustem.
I tak pozostało niemal do dziś. – Nauczyciele zajmują się narodowym socjalizmem trzy tygodnie w IX klasie. Omawia się dojście Hitlera do władzy w 1933 r., antyżydowski pogrom w 1938 r. i Auschwitz. Inne tematy niemal nie istnieją. Nie pojawia się Powstanie Warszawskie. Niemcy nie znają polskiej historii. To poważny problem – mówił na początku tego roku Deutsche Welle niemiecki historyk Stephan Lehnstaedt. Jego zdaniem pomylenie przez prezydenta Romana Herzoga Powstania Warszawskiego z powstaniem w getcie w wywiadzie prasowym w 1994 r., nie było przejęzyczeniem. – Herzog najwidoczniej wiedział o powstaniu w getcie, a nie miał pojęcia o Powstaniu Warszawskim – uważa Lehnstaedt.