Plus Minus: Był pan przyjacielem Kornela Morawieckiego. Kiedy ta przyjaźń się zadzierzgnęła?
Poznaliśmy się w 1980 r., gdy rodziła się Solidarność. Przyjechałem do Polski z ZSRR, byłem obywatelem sowieckim. Wszyscy patrzyli na mnie jak na podejrzanego. Kornel od razu mnie przygarnął i zaangażował w działalność. Uwierzył mi i byliśmy bardzo bliskimi sobie ludźmi, można stwierdzić prawie jednomyślnymi we wszystkim, do ostatniego dnia. Jego idea solidaryzmu społecznego stała się moją ideą. Powiedzieć, że czuję się osamotniony po śmierci Kornela, to nic nie powiedzieć. Czuję się jak sierota. Zawsze uważałem go za duchowego ojca, chociaż byliśmy w podobnym wieku.