Zbigniew W. Jak wójt Daszyny wygrał wybory siedząc w areszcie

– Wylewny, każdemu poda rękę, kobietę skomplementuje – wspominają wójta Daszyny Zbigniewa W. jego przeciwnicy. Obietnicami sypał jak z rękawa, dopóki nie wyprowadzono go w kajdankach z urzędu.

Publikacja: 08.11.2019 10:30

Zbigniew W. zadebiutował w lokalnej polityce w latach 90. w barwach Samoobrony

Zbigniew W. zadebiutował w lokalnej polityce w latach 90. w barwach Samoobrony

Foto: Agencja Gazeta

Zbigniew W. zza krat udowodnił, że wcale nie trzeba zedrzeć butów, by wygrać wybory. W drugiej turze zdobył 72-procentowe poparcie, ale nie może skonsumować swojego zwycięstwa, bo już ponad rok jest w areszcie. Gdy wójt siedzi, gminą Daszyna rządzi Sebastian Zaborowski, powołany przez premiera Mateusza Morawieckiego „na wykonującego zadania i kompetencje wójta". Kiedy pod koniec roku „wykonujący zadania" przyszedł do urzędu, natychmiast musiał wziąć pożyczkę, żeby było na wypłatę dla pracowników.

Daszyna to czterotysięczna gmina rolnicza w woj. łódzkim. Na licznych tablicach wystawionych nieopodal Urzędu Gminy poprzednia władza chwali się wielomilionowymi inwestycjami. – Gmina rozwijała się za kredyty, jak za Gierka – twierdzi radny Tadeusz Dymny, w ostatnich wyborach konkurent Zbigniewa W. O rywalu radny Dymny mówi: – Kreował się na maga potrafiącego zdobyć każde pieniądze. – To Pan na Daszynie, cesarz, boss – mnożą przydomki inni przeciwnicy byłego wójta.

Daszyna tonie w długach. Jeszcze dekadę temu zadłużenie wynosiło od miliona do półtora miliona złotych. Teraz sięga prawie 18 mln przy 7,5 mln zł dochodów własnych. Półtora roku temu w ostatnim rankingu zadłużenia gmin, powstałym na podstawie danych Ministerstwa Finansów, Daszyna wspięła się na siódme miejsce w kraju. Na jej przeinwestowanie od lat zwracała uwagę łódzka Regionalna Izba Obrachunkowa. Negatywnie opiniowała budżety gminy, ale wójt się tym nie przejmował. – Podobnie było z wieloletnimi prognozami finansowymi, mało realistycznymi, zakładającymi dochody mocno na wyrost. Wielu mieszkańców i radnych nie wierzyło, że sytuacja finansowa gminy jest dramatyczna – twierdzi Ryszard Krawczyk, prezes RIO w Łodzi. Jeden z radnych powiedział mu wprost, że izba przesadza ze złymi ocenami w protokołach, bo gdyby było tak źle, to przecież wójt nie organizowałby tak często spotkań, na których można się napić i najeść.

Elektorat jadł mu z ręki

Wylewny, każdemu poda rękę, kobietę skomplementuje, ruszy się zza biurka z pomocą, kiedy ktoś przyjdzie do urzędu i powie, że samochód się zepsuł – nawet przeciwnicy mówią tak o Zbigniewie W. W dniu jego imienin do gabinetu kroczył orszak złożony z radnych, sołtysów i księży. To taki swojak, wiejski chłopak, wychowany w Drzykozach k. Daszyny – mówi o 45-letnim dziś Zbigniewie W. jeden z mieszkańców. – Był wiecznym optymistą – wspomina radny Tadeusz Dymny. – To się sprzeda, tamto się jakoś załatwi i będzie OK. Przed wyborami przekonywał, że można znaleźć kupca na gazociąg i w ten sposób spłaci się długi.

A prawda jest taka, że tej inwestycji, przynoszącej , jak wyliczył Henryk Dąbrowski, radny poprzedniej kadencji, 600 tys. zł straty rocznie, zgodnie z przepisami nie można sprzedać przez 5 lat. Obietnicami Zbigniew W. sypał jak z rękawa. Na przykład właścicieli jednej z największych w kraju ubojni drobiu we wsi Koryta, mieszczącej się na terenach odkupionych od żony brata wójta, zapewniał, że dostarczy wymaganą ilość wody, choć Sebastian Zaborowski nie ma wątpliwości, że jest to zupełnie nierealne.

Jego kłopoty z prawem są niemal tak samo stare jak działalność w lokalnej polityce. Zbigniew W. zadebiutował w niej pod koniec lat 90., kiedy, startując w barwach Samoobrony, został radnym. Równolegle karierę robił jego brat Marek, który również zdobył mandat radnego. Wkrótce obaj je utracili. Zbigniew został skazany za rozlepianie plakatów ze sfałszowanym podpisem wójta. Marka skazano za nielegalne pobieranie wody z gminnego wodociągu i budowanie drogi.

Mimo to ich kariery nabrały rozpędu – Marek został posłem Samoobrony, a Zbigniew jako 31-latek – starostą. Potem kierował Agencją Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Łęczycy. W końcu awansował na wicedyrektora w łódzkim oddziale tejże agencji. Po drodze bracia W., zwłaszcza Marek, bogacili się, kupując ziemię i działki, na których można było m.in. wydobywać żwir.

W 2008 r. Zbigniew W. po raz pierwszy złożył ślubowanie jako wójt Daszyny. Zręcznie wykorzystał animozje między Daszyną a Mazewem, który przed laty był siedzibą gminy, obiecując wyborcom, że jeśli wygra, przeniesie „stolicę" gminy do Mazewa (potem o tym zapomniał). Zubożały elektorat po byłych SKR-ach i PGR-ach był łatwy do pozyskania.

Wkrótce pasja myśliwska wpędziła go w kolejne tarapaty. Dostał wyrok za nielegalne strzelanie do dzików, choć on uważa się za niewinnego, broniąc się w mediach tym, że padł ofiarą rywalizacji dwóch kół łowieckich. Wtedy miał już swoje zaplecze. Stali za nim oddani mu gminni radni. I mimo wezwania wojewody łódzkiego, nie uchwalili wygaśnięcia jego mandatu po prawomocnym wyroku sądowym. Przez dwa lata wspierali go w walce o uchylenie decyzji wojewody pozbawiającej go prawa do pełnienia funkcji wójta. Kiedy w końcu do gminy przyszedł komisarz, były wójt w gabinecie sekretarza gminy przyjmował interesantów (w mediach zapewniał, że w nadzwyczajnych sytuacjach) i pojawiał się na sesjach rady. – Tak naprawdę to nadal rządził gminą – wspominają opozycjoniści.

Podejrzany, ale dobry gospodarz

Wybory w 2014 r. znów wygrał w cuglach – nikt nie ośmielił się z nim konkurować. Wójt miał silne poparcie w radzie. Spośród 15 radnych aż 10 stało za nim murem. „Grupa trzymająca władzę" – mówią o nich opozycjoniści. W wielu przypadkach łączyła ich zażyłość z czasów działalności w Samoobronie. Warto było być admiratorem włodarza, który ma w rodzinie wpływowego księdza w Łodzi i sprytnie porusza się w świecie biznesu i banków. Takiego, który zawsze pomyśli o swoich. Żona jednego z radnych dostała pracę w tutejszym ośrodku pomocy społecznej, córka radnej została prezesem spółki komunalnej, teraz jest prokurentem. Sekretarzem urzędu dzięki wstawiennictwu braci W., jeszcze zanim Zbigniew został wójtem, został człowiek bez doświadczenia w administracji, odwdzięczając się później przyszłemu szefowi wzorową lojalnością.

Henryk Dąbrowski, rolnik z Jarochowa, radny minionej kadencji, prostodusznie myślał, że z innymi radnymi wpłyną na wójta i jego ludzi, a może i mieszkańcy przetrą oczy. Wszak Regionalna Izba Obrachunkowa wytykała władzy mnóstwo nieprawidłowości w gospodarce finansowej i zamówieniach publicznych, np. w licznych działających w gminie żwirowniach, w tym tych należących do braci W. i ich rodziny. Ich właściciele nie płacili podatku kopalnianego tylko znacznie niższy rolny. Gmina traciła też na tym, że nie pobierano od nich pełnych opłat eksploatacyjnych, a niektóre prace, które mogliby wykonać gminni urzędnicy, zlecano firmom zewnętrznym. – My, radni opozycyjni, byliśmy też oburzeni, że wójt umorzył podatek od nieruchomości, odraczając spłatę pozostałej należności człowiekowi, który kilka dni wcześniej sprzedał jego bratu działkę ze stacją paliw, czy też że przez kilka miesięcy pobierał wynagrodzenie, kiedy był pozbawiony prawa do zasiadania na urzędzie – mówi Henryk Dąbrowski. – Do przetargów najczęściej zgłaszały się trzy łódzkie firmy, nieznacznie różniące się cenowo, i jedna z nich wygrywała.

Rządy „Pana na Daszynie" skłoniły kilka lat temu RIO do zawiadomienia prokuratury w Łęczycy o 14 podejrzeniach popełnienia przestępstwa. Prokuratura po licznych zażaleniach nadal się nad nimi pochyla. Poinformowała o nich łódzki Urząd Marszałkowski i rzecznika finansów publicznych. W ubiegłym roku wątpliwości izby wzbudziła gigantyczna jak na tutejsze potrzeby inwestycja – elektrociepłownia opalana słomą, którą za pieniądze m.in. z niemieckiego banku i rodzimego Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska ma wybudować niemiecka firma – i zgłosiła to do Centralnego Biura Antykorupcyjnego.

Minionej wiosny wójt trafił do aresztu. Śledczy zarzucali mu wtedy kierowanie trzynastoosobową grupą przestępczą, wyłudzającą w latach 2009–2018 unijne dotacje z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. W sumie doliczono się ok. 11 mln zł. Dziś służby odmawiają informacji o postępach w dochodzeniu. W areszcie w tej samej sprawie siedzi również brat wójta.

W czasie kampanii wyborczej przed wyborami samorządowymi z października 2018 r. zwolennicy Zbigniewa W. celująco zdali egzamin z lojalności. Nie poddali się, kiedy nie pomogło tzw. poręczenie społeczne radnych, dzięki któremu wójt czekałby na koniec śledztwa na wolności. W kościele w Mazewie, w którym za unijne pieniądze gmina remontuje dzwonnicę, ksiądz oraz sekretarz gminy namawiali do głosowania na Zbigniewa W. Do agitki wykorzystano także bezpłatną lokalną gazetę, kolportowaną przez radnych po domach, z artykułem sugerującym rzekomy przełom w śledztwie i zapowiadającym szybkie wyjście wójta z aresztu. Media, licznie odwiedzające gminę, przeważnie dworowały sobie z tego, że wójt siedzi, a ludzie są za nim – bez zagłębiania się w to, jak rządził Zbigniew W.

– Mieszkańcy uwierzyli, że to dobry gospodarz, i dlatego na niego głosowali – uważa Henryk Dąbrowski. – Bo wybudował gazociąg, wyremontował strażnicę, powstało pięć nowych świetlic, dzięki unijnym dotacjom ludzie mogli zainstalować panele fotowoltaiczne, 150-letnie dawne dworskie budynki okrył styropianem, ocieplił, wymienił w nich dachy i jako tako to wygląda. Otrzymanie dofinansowania na termomodernizację wymagało przekształcenia budynków z komunalnych na socjalne, przez co czynsz spadł o połowę, co oczywiście niezmiernie ludzi ucieszyło.

Złośliwi mówią, że do wygranej wójta przyczynił się także tumiwisizm miejscowego elektoratu. Spośród ok. 3250 uprawnionych do głosowania zagłosowało niewiele ponad tysiąc – poparło go 740 osób (281 było na nie). – Większość miała wybory gdzieś – dodaje jeden z nauczycieli.

Stajnia Augiasza

Zwolennicy wójta nie złożyli broni. Po pojawieniu się Sebastiana Zaborowskiego, wyznaczonego przez premiera, napisali anonimowy list do Jarosława Kaczyńskiego jako do jedynego „światła nadziei", którego popierają „całym sercem", ale „z przykrością" zawiadamiają go, że za oskarżeniem i wyeliminowaniem ich wójta z życia publicznego stoją dwaj parlamentarzyści PiS (wymieniają ich z nazwiska), którzy w sposób „perfidny" wpływają na prokuraturę i sąd.

Broni nie złożył też były wójt, który od początku nie przyznaje się do zarzutów prokuratury. Walcząc o prawo do złożenia ślubowania, szukał pomocy w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Mirosław Wróblewski, dyrektor Zespołu Prawa Konstytucyjnego, Międzynarodowego i Europejskiego RPO, przyznaje, że jest konflikt między naruszeniem konstytucyjnego prawa wyborczego wójta, który wygrał wybory, i prawa ludzi, którzy go wybrali, a bardzo poważnymi zarzutami karnymi. Ustawodawca nie przewidział takiej sytuacji. 12 września Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie odrzucił skargę Zbigniewa W. na decyzję premiera o powierzenie innej osobie zadań i kompetencji wójta. Wedle Zbigniewa W. funkcję tę powinien pełnić wieloletni sekretarz gminy, którego w dniu aresztowania powołał na swojego zastępcę.

W Daszynie, która popadła w medialne zapomnienie, trwa sprzątanie po wójcie i jego ludziach. Niedawno po raz pierwszy przeprowadzono obowiązkowy audyt wewnętrzny, w którym wzięto pod lupę politykę finansowo-księgową i kadrową. Wyłoniła się z niego prawdziwa stajnia Augiasza. W dużej mierze potwierdziły się wcześniejsze ustalenia RIO. Audyt ujawnił liczne nieprawidłowości przy inwentaryzacji majątku gminy, w księgowości i zamówieniach publicznych. Bałagan rozgościł się też w sprawach kadrowych. Wielu zatrudnionych nie miało przydzielonych obowiązków pracowniczych, część nie miała prawa posługiwać się pieczęcią „z upoważnienia wójta", a jedna trzecia zalegała z wykorzystaniem urlopu powyżej 40 dni.

Zdaniem audytora brak nadzoru i koordynacji ze strony skarbnika gminy stwarzał „dogodne warunki do nadużyć". Okazało się ponadto, że zastępca wójta (wcześniej sekretarz gminy), zgodził się na 681 tys. euro wynagrodzenia za dodatkowe prace dla niemieckiego inwestora budującego elektrociepłownię bez opinii radcy prawnego i bez kontrasygnaty skarbnika, a ponadto na wypłatę ponad miliona złotych innej niemieckiej firmie za opracowanie dokumentacji koncepcji i projektu elektrociepłowni, choć gmina już ją posiadała. Radni i „wykonujący zadania wójta" głowią się teraz, co zrobić z elektrociepłownią, która za 50 mln zł miała wprowadzić gminę do krainy Odnawialnych Źródeł Energii, a teraz może pociągnąć ją na dno. Elektrociepłownia o mocy kilkanaście razy większej od obecnej ma produkować prąd, ciepło i chłód, a tymczasem w gminie nie ma rynku ciepła ani tak dużego rynku chłodu. Niemiecki inwestor mówi dziś o konieczności korekty błędów technologicznych i domaga się wyższego wynagrodzenia, argumentując to wzrostem cen. Sytuacja jest patowa, bo gmina nie zgadza się na podniesienie wynagrodzenia a niemiecka firma nie zamierza bez tego rozpocząć budowy. – Rozwiązanie umowy oznaczałoby konieczność oddania do niemieckiego banku pochopnie wypłaconych przez poprzednie władze gminne 9 mln złotych – mówi radna Renata Krokos. – Nie stać nas na to.

Kurczy się też zaplecze Zbigniewa W., choć jego zwolennicy wciąż mają w radzie nieznaczną większość. Na sesji pod koniec czerwca radni nie przyjęli sprawozdania finansowego za 2018 r. i nie udzielili absolutorium poprzedniej władzy z uwagi na mizernie wykonany plan dochodów i wydatków. To musiało być bolesne dla byłego włodarza. Zwłaszcza że za nieudzieleniem absolutorium był jeden z jego najwierniejszych żołnierzy, wieloletni radny i szef rady gminy poprzedniej kadencji. Kilka miesięcy wcześniej powiedział podczas dyskusji nad budżetem, że nie jest już skorumpowany, czym rozbawił radnych. Zapytany dziś, co miał na myśli, ucieka od odpowiedzi. Pragmatyk. – Widzi, że upada system kierowania gminą przez W. – ocenia Tadeusz Dymny.

Od kilku miesięcy gmina nie może powołać sekretarza. Główny powód – brak chętnych. Bo kto by zdecydował się na kierat, jakim będzie zorganizowanie pracy urzędu od podstaw, na dodatek w tak trudnej i niepewnej sytuacji? W połowie listopada sąd zdecyduje, czy Zbigniew W. pozostanie w areszcie. Jeśli wyjdzie, ma prawo dążyć do złożenia ślubowania.

Marek (imię zmienione), jeden z nauczycieli w Daszynie, do dziś się wstydzi, że podczas ubiegłorocznej kampanii wyborczej ludzie śmiali się z ich gminy w całej Polsce. – Córka, która uczy się w Łęczycy, miała narysować coś na temat „Nasza mała ojczyzna" – wspomina nauczyciel. – Nauczycielka sobie zakpiła: To może narysujesz więzienie?

Czy mieszkańcy mają dziś moralnego kaca? Nie sposób znaleźć kogoś, kto się do tego przyzna. Kiedy radna Renata Krokos mówi mieszkańcom, jaka jest sytuacja gminy, potakują z ubolewaniem, ale zaraz dodają, że wójt Zbigniew W. to był taki fajny człowiek. Wielu wierzy w jego niewinność, złorzecząc na bezduszność i opieszałość prokuratury. Lekarka, o której powszechnie wiadomo, że popierała wójta, prosi, by tradycyjną pocztą wysłać list z pytaniami. Rolnik z Drzykóz pamięta tyko dobro, jakiego doznał od Zbigniewa W., który kilka lat temu pomógł mu w „gardłowej" sprawie. I na takiego dobrego gospodarza głosowałby także dziś, gdyby startował na posła czy senatora. Żadnych protokołów izby obrachunkowej ani sprawozdania z audytu nie czytał, tak jak nie dał się namówić, by przyjść na sesję, na której mieszkańcy mogli dyskutować nad raportem o stanie gminy. I dobrze, bo pojawił się na niej jeden rolnik i do tego mówił nie na temat. – Ludzie mają na głowie większe zmartwienie – jak przeżyć zimę po takiej suszy – dodaje rolniczka z Daszyny. A gmina na pewno sobie poradzi.

Zbigniew W. zza krat udowodnił, że wcale nie trzeba zedrzeć butów, by wygrać wybory. W drugiej turze zdobył 72-procentowe poparcie, ale nie może skonsumować swojego zwycięstwa, bo już ponad rok jest w areszcie. Gdy wójt siedzi, gminą Daszyna rządzi Sebastian Zaborowski, powołany przez premiera Mateusza Morawieckiego „na wykonującego zadania i kompetencje wójta". Kiedy pod koniec roku „wykonujący zadania" przyszedł do urzędu, natychmiast musiał wziąć pożyczkę, żeby było na wypłatę dla pracowników.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał