Był znanym w Polsce rysownikiem, gdy przyjechał do Londynu w 1935 r. Kiedy zmarł w 1989 jako sławny na Zachodzie kronikarz wielkich wydarzeń‚ nad Wisłą nie bardzo o nim pamiętano. W stulecie urodzin Feliksa Topolskiego przypomniało go Muzeum Narodowe w Warszawie wystawą otwartą we wrześniu. Kilka miesięcy wcześniej, w lutym, byłem w Londynie na ponownym otwarciu dla publiczności „Pamiętnika stulecia” (The memoir of the century)‚ ponad 200-metrowego ciągu kolorowych i czarnobiałych rysunków‚ jakie Topolski pozostawił w swojej pracowni. Było ciepło jak na tę porę roku‚ ale padał silny deszcz, a mimo to w arkadach pod kolejowym mostem Hungerford‚ na południowym brzegu Tamizy‚ zgromadziło się sporo osób. Daniel i Teresa‚ dzieci artysty‚ pełnili rolę gospodarzy wieczoru. Byli starzy przyjaciele angielscy i polscy‚ wokół Daniela zgromadzili się młodzi ludzie z Polish City Club‚ skupiającego pracowników londyńskiego centrum finansowego.
Atelier pod mostem było oświetlone z zewnątrz‚ wąska uliczka uprzątnięta. Nic dziwnego‚ kompleks artystyczny South Bank‚ do którego zaliczyć dziś można pracownię, to jedno z ulubionych miejsc londyńczyków. Szeroki nadrzeczny bulwar‚ bukiniści niczym w Paryżu‚ pełno zatłoczonych restauracji i kafejek. Wielki łuk arkady z kolorowym napisem „Feliks Topolski” (artysta nigdy nie porzucił polskiej pisowni‚ przekonany o magicznej wartości 14 liter imienia i nazwiska) łatwo dziś znaleźć. Przyciąga nietypową surowością pośród wygładzonego otoczenia. Topolski połączył trzy sąsiadujące przęsła‚ miał w nich pracownię i studio‚ w którym przez lata co piątek przyjmował gości – wpółleżąc na szezlongu w grubym białym golfie lub ciemnej podomce‚ otoczony zwykle wianuszkiem młodych kobiet. Prowadził typowy dom otwarty‚ każdy był mile widziany. – Szczególnie uwielbiał wysokie dziewczyny – przypomniała mi Solvega‚ dawna znajoma‚ która przed laty prowadziła w Londynie antykwariat.
– Stawał na palcach i wypinał pierś‚ by wydać się wyższym. – Ramon Navarro dla ubogich – przedstawił się ironicznie w swych wspomnieniach „Fourteen letters”‚ od wielu lat czekających na polską edycję. Feliks uwielbiał wszystkie kobiety‚ potrafił je docenić‚ szanować‚ doskonale z nimi współpracować. O Krystynie i Czesławie Bednarczykach‚ najbliższych sąsiadach i pierwszych drukarzach (byli właścicielami Oficyny Poetów i Malarzy) jego pisma „Chronicie” (353 zeszyty‚ w sumie 2123 rysunki)‚ mówił w swych pamiętnikach z wielką życzliwością i sympatią – doceniał wojenną odwagę Bednarczyka‚ brawurę (i wdzięk) jego żony podziwiał. Może dlatego Bednarczyk w swych wspomnieniach pisze o Topolskim dwuznacznie‚ przypominając‚ że Feliks śniadał zarówno z Cyrankiewiczem, jak i z Andersem‚ przy okazji bocząc się na niego za podtrzymywanie znajomości z niezłomną londyńską emigracją.
Daniel i Teresa oprowadzają gości w osobnych grupach‚ by wzajemnie sobie nie przeszkadzać. Nie jest to łatwe – Feliks na swój malowany pamiętnik przeznaczył dwa przęsła‚ budując coś w rodzaju podświetlanego punktowo labiryntu pokrytego barwnymi planszami‚ fotografiami i pamiątkami (szkic wojenny uzupełniają dokumenty znalezione w portfelu niemieckiego snajpera)‚ dzięki kilkumetrowej wysokości pomieszczeń wychodząc z obrazami w górę – w kącie stoi jego zachlapana farbami drabina. „Nie jest to historia w pigułce‚ lecz jej autorska wizja‚ meandrująca między przeszłością i współczesnością poprzez realne przedstawienia i abstrakcję – pisał. – Kompozycja zestawia młode i nowe twarze tej samej postaci‚ wydarzenia oddzielone w rzeczywistości czasem i przestrzenią”. Zaczął ją w 1975 r.‚ pracę wstrzymała śmierć 14 lat później‚ w 1989.
Nie zamierzał kończyć „Pamiętnika”: „Jego charakter wymaga‚ by nie zamykał się gładko‚ lecz został przerwany – ufam‚ że niezbyt szybko – w pół pociągnięcia pędzlem”‚ przypomniał jego słowa brytyjski krytyk Bernard Denvir. Nie przenosił na płótna i tektury swych dawnych rysunków. Nigdy ich nie powtarzał ani nie poprawiał‚ tworzył od nowa‚ zapisując historię swoją i świata‚ w którym przyszło mu żyć. Miał dar poznawania i szybkiego zjednywania sobie ludzi‚ ogromnie pomógł mu kontakt z George’em Bernardem Shawem‚ dramaturgiem i eseistą‚ który w 1938 r. zażyczył sobie‚ by Topolski zilustrował nową edycję jego książek. „Dla mnie był po prostu legendą”‚ wspominał Feliks (warto dodać‚ że jego ojciec‚ raczej lichy aktor‚ grał Bonapartego w „Człowieku przeznaczenia” Shawa).