Jeden z aktorów grających w "Magicznym drzewie" powiedział o panu: taki trochę Piotruś Pan... Co pan na to?
Piotruś Pan chciał być dzieckiem. Ja nie lubię, gdy dorosły udaje wieczne dziecko. Uważam natomiast, że są ludzie, którzy zachowują pamięć dzieciństwa. Są też tacy, którzy ten okres zapominają i tracą zdolność powracania do dziecięcych doznań. Myślę, że należę do pierwszej z tych grup. Dzięki temu rozumiem emocje najmłodszych, którzy są moimi bohaterami i widownią. Kiedy patrzę na dzieci idące ulicą, to wciąż wiem, co czują i jakie szalone pomysły mogą wpaść im do głowy.
Dlaczego robi pan filmy dla dzieci?
Są znakomitą publicznością. To inteligentni, uważni, wrażliwi i bardzo kreatywni widzowie. Ich spojrzenie na świat, tym samym na film, jest zawsze nowe i świeże. Dla dzieci nic nie jest oczywiste. Znam kilku naukowców, którzy mają tę cechę. Dzięki niej wymyślają genialne teorie. Lubię też u dzieci ten rodzaj prawdy, autentyzmu, które wymuszają na twórcy, nawet jeśli buduje on najbardziej niezwykłe historie. Wiem, że najważniejsze jest dla nich, by łączyć cudowność z codziennością.
Robiąc filmy dla dzieci, mam też wrażenie, że nie zaspokajam snobistycznych zachcianek, tylko robię coś społecznie użytecznego. Dlatego tworzenie dla dzieci jest fascynujące. Poza tym kino dziecięce to kino najwyższej rangi. Każdy, kto ma prawdziwą wyobraźnię i jest artystą, powinien przynajmniej raz w życiu stworzyć coś dla dzieci. Nie znaczy to, że każdemu się uda...