Historia Niemieckiej Republiki Federalnej jest historią wielkiego sukcesu. W 1945 roku klęska wydawała się totalna. Niemcy byli pogrążeni, jak sądzono, na wieki w niesławie, kraj został podzielony, był okupowany przez obce wojska. Utracono prowincje na wschodzie, miliony ludzi poległy, inni opuścili swe strony rodzinne i włości, miasta leżały w ruinie.
Dzisiaj Niemcy nie tylko znowu są potęgą gospodarczą, ale też cieszą się zaufaniem Europy i cywilizowanego świata. Wysyłają wojska na misje pokojowe i razem z Francją przewodzą Unii Europejskiej. Starają się o stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa. Nie było to możliwe bez zbudowania stabilnego porządku demokratycznego i tzw. społeczeństwa obywatelskiego. Udało się również przezwyciężyć wielki konflikt, który rozdzierał niemieckie społeczeństwo jeszcze w latach 80. Obywatele Niemiec są zadowoleni ze swego państwa, ufają jego instytucjom i swoim przywódcom w stopniu, o jakim Polacy mogą tylko pomarzyć.
Oczywiście nie zmienia to faktu, że rzeczywistość nie jest bez skazy. Każdy, kto lepiej zna Niemcy, wie, że niemieckie społeczeństwo bynajmniej nie jest szczególnie otwarte czy tolerancyjne, zwłaszcza wobec Polaków. Kod kulturowy nie zmienia się tak szybko, jak to się wydaje tym, którzy zadowalają się powierzchowną analizą.
Polska opinia publiczna jest podzielona w ocenie, jak Niemcy radzą sobie z tym wyzwaniem. Jedna postawa – powszechna w kręgach postępowej inteligencji – to bezwzględne zaufanie. Druga – równie skrajna – postrzega w polityce niemieckiej jednolitą i dokładnie zaplanowaną strategię powrotu do stanu przedwojennego. Rzeczywistość jest oczywiście bardziej złożona. Nie ulega przy tym wątpliwości, że Polakom jako zbiorowości trudno jest abstrahować od doświadczeń II wojny światowej. Badania przeprowadzone przez Instytut Spraw Publicznych pokazują, jak Polacy postrzegają Niemcy przez pryzmat okupacji. W 2005 roku wśród osób z wykształceniem podstawowym 40 procent kojarzyło z Niemcami takie pojęcia, jak: okupant, najeźdźca, wśród osób ze średnim wykształceniem było ich 38 procent, a z wyższym 27 procent. Co więcej, wśród osób z wykształceniem średnim i wyższym odsetek ten zwiększył się w porównaniu z rokiem 2000. Natomiast jako kraj dobrobytu postrzegało Niemcy w 2005 roku odpowiednio 15, 27 i 27 procent, a jako kraj ładu i porządku 20, 38, 47 procent respondentów. (Mateusz Fałkowski, Agnieszka Popko, Polacy i Niemcy. Wzajemny wizerunek po rozszerzeniu Unii Europejskiej, Warszawa 2006).
Czyż można się temu dziwić? Nie chcemy przecież budować naszych relacji na zapomnieniu. Pamięć o II wojnie światowej jest częścią tożsamości współczesnych Polaków i tak jak nikt w Europie nie oczekuje od Żydów, by zapomnieli o Zagładzie w imię przyjaźni z Niemcami, tak nie można tego wymagać od Polaków. Nam jednak usiłuje się narzucić dyskurs polityczny, w którym niemal już nie wypada mówić o niemieckiej okupacji i konsekwencjach II wojny światowej. W tym nowym dyskursie każda krytyka polityki Niemiec uznawana jest za antyniemieckość wynikającą z irracjonalnego strachu, nieznajomości współczesnych Niemiec, natomiast najbardziej brutalne niemieckie ataki na Polskę, polski rząd czy na nielubiane w Niemczech polityczne partie mają być potulnie przyjmowane jako racjonalny głos wolnej prasy lub liberalnej opinii publicznej. A przecież trudno oprzeć się wrażeniu, że polityka niemiecka jest dwutorowa – jeśli nie dwulicowa – gdy czytamy, że kanclerz Merkel, mimo swych zapewnień o chęci poprawy stosunków z Polską, w dzień swoich urodzin zaprasza na obiad Erikę Steinbach i jej współzwiązkowców.