W dawnych dobrych czasach człowiek, który skłamał, musiał swe kłamstwa odszczekiwać. Jak taki rytuał wyglądał, wiemy dzięki kronice Janka z Czarnkowa. Przyłapany na głoszeniu nieprawdy musiał wejść pod ławę i, naśladując ujadanie czworonoga, zawołać po trzykroć: „zełgałem, zełgałem, jako pies zełgałem, hau, hau”. Gdyby podobne zwyczaje dotrwały do dziś, niektórzy politycy, a także redaktorzy mediów, które w ostatnich latach zarzuciły ostatnie pozory politycznej bezstronności, najpierw angażując się bez reszty w obalanie Kaczyńskich, a potem prześcigając w lizusostwie wobec ich pogromców, powinni spod ławy dosłownie nie wychodzić.
[srodtytul]Wiele hałasu o nic[/srodtytul]
Mocne słowa? Niech czytelnik oceni sam, czy nieuzasadnione. Od kilku już miesięcy rządzi wspomnianymi mediami zasada: na pierwszych stronach coraz to nowe, obwieszczane z hukiem sensacje, że ludzie lub instytucje związane z poprzednią władzą winne się okazują coraz to nowych przestępstw, nadużyć lub nieprawidłowości.
Na dalekich zaś – niewielkie notki informujące, iż rzekome przestępstwa, nadużycia i nieprawidłowości ogłoszone z takim hukiem kilka tygodni temu okazały się w istocie nie mieć miejsca. Zazwyczaj w formie suchego powiadomienia: prokuratura umorzyła sprawę, prokuratura oddaliła wniosek, nie stwierdziwszy przestępstwa. Nie zawsze taka informacja się ukazuje, często medium, które wcześniej o sprawie pisało, traci nią zainteresowanie do tego stopnia, że nie znajduje nawet odrobiny miejsca na poinformowanie o finale.
Najnowsze (nie wszędzie zamieszczone) notki na ten temat: prokuratura odrzuciła oskarżenie, jakoby Krzysztof Czabański, prezes Polskiego Radia, fałszował protokoły z posiedzeń zarządu PR. Prokuratura odrzuciła także doniesienie o rzekomych przestępczych związkach Patrycji Koteckiej z CBA.