Prawda nigdy nie szkodzi

Żaden kraj nie może być wolny tak długo, jak długo nie jest w stanie udźwignąć swoich prawd. Gruba kreska oddzielająca przeszłość oraz ograniczenie dostępu do prawdy nigdy nie służą prześladowanym, lecz zawsze przedstawicielom byłego establishmentu

Aktualizacja: 24.05.2008 08:19 Publikacja: 23.05.2008 21:05

Prawda nigdy nie szkodzi

Foto: Rzeczpospolita, Janusz Kapusta Janusz Kapusta

Red

Podczas rewolucyjnych zmian, które nastąpiły w czasie zimy 1989/1990 roku opozycjoniści zajęli archiwa oraz biura tajnej policji (Stasi), zatrzymali rozpoczętą akcję niszczenia teczek, przeprowadzili likwidację służb specjalnych przy okrągłym stole oraz nakazali zabezpieczenie zasobów archiwalnych.

Polityczną wolą ruchu demokratycznego było umożliwienie obywatelom dostępu do informacji, którymi dysponowali dotychczas wyłącznie ich oprawcy, oraz pokazanie szerokiej publiczności ukrytych mechanizmów władzy. Chodziło także o to, by umożliwić przyszłej demokratycznej władzy prowadzenie skutecznej polityki personalnej polegającej na rozpoznaniu kryminalistów, zdrajców oraz szpicli, aby móc ich wykluczyć ze służby publicznej.

Poszczególnym osobom zależało na zapoznaniu się z wiedzą, którą posiadała władza, społeczeństwo miało zaś otrzymać możliwość powierzania najwyższych pozycji w państwie osobom wiarygodnym i godnym zaufania. Także przedstawiciele mediów oraz naukowcy mieli uzyskać dostęp do niegdyś tajnych dokumentów, by móc przedstawić ludziom prawdziwy charakter dyktatury na podstawie twardych faktów.

Po początkowych sporach dotyczących zakresu otwarcia archiwów stworzono w Niemczech (przed zjednoczeniem w 1990 oraz po zjednoczeniu w 1991 roku) podstawy prawne umożliwiające szeroki dostęp do tajnych dokumentów. Tak jak we wszystkich krajach znajdujących się w fazie transformacji, także w byłej NRD istniały wątpliwości dotyczące ujawnienia teczek. Chodziło głównie o kwestie ochrony danych. Zastanawiano się nad niebezpieczeństwem, które może powstać, jeśli dostęp do dokumentów uzyskają osoby represjonowane. Poznawszy szczegóły prześladowania, mogłyby szukać zemsty lub próbować samodzielnie wymierzyć sprawiedliwość.

Oba te argumenty były jednak głoszone przez mniejszość. Po rozmowach z ekspertami z dziedziny ochrony danych nowi posłowie zrozumieli, że ochrona danych nie może być równoznaczna z ochroną sprawców. Wzięli się za tworzenie regulacji różniących się od tych powstałych tuż po wojnie. Wtedy ofiary nazizmu nie miały dostępu do akt, ponieważ osobiste prawa oprawców były ważniejsze.

Tym razem zrabowana ofiarom godność oraz prawa obywatelskie, których im odmawiano, miały być ważniejsze niż prawa oprawców, kolaborantów i innych ulubieńców dyktatury. Obok dokumentów Stasi publicznie dostępne miały być także wszystkie archiwa państwowe i partyjne (ogólnie przyjęte utajnienie akt personalnych na 30 lat miało nie obowiązywać w przypadku dokumentów sporządzonych przez dyktaturę).

Nie było problemu w Niemczech 1990/1991 roku ze znalezieniem parlamentarnych większości dla takiego rozwiązania. Panowała wtedy zgoda co do tego, że gruba kreska nie jest rozwiązaniem.

Na początku lat 50. kanclerz Konrad Adenauer przywrócił byłych nazistowskich urzędników do służby publicznej. Pokolenie później (1968 rok) duże ugrupowania polityczne intensywnie zwalczały jego politykę grubej kreski i wypierania się przeszłości. W Niemczech powoli narastało przekonanie, że byłoby lepiej, gdyby się wtedy dopuściło do poważnej rozprawy z przeszłością.

Powstała w ten sposób nowa kultura polityczna, która charakteryzowała się akceptacją historycznych faktów, smutkiem i wstydem z powodu tego, co się wydarzyło, oraz gotowością do zadośćuczynienia.

Takie jest polityczno-historyczne tło faktu, że – w przeciwieństwie do Polski – w Niemczech w 1990 roku nie można było odciąć się za pomocą grubej kreski od przeszłości.

Po 1991 roku okazało się, że można stworzyć warunki prawne, które zapewnią równowagę między ochroną danych, interesami ofiar, potrzebą informacji ze strony publiczności oraz prawami osobistymi byłych oprawców i ich ofiar.

W wielu krajach w fazie transformacji padają argumenty, że dokumenty służb nie są wiarygodne, ponieważ zostały sporządzone przez złych ludzi, mających złe intencje i że w konsekwencji nie wolno ich używać, tylko trzeba je niszczyć. To niepoważne i wręcz niebezpieczne. Wprawdzie to, co ujawniają teczki, nie jest absolutną prawdą, jednak jeśli zawarte w nich dokumenty są używane w sposób poważny i zachowaniem zasad krytyki źródeł, da się zdobyć wiedzę o faktach, przez co można odkryć więcej prawdy na temat osób i okoliczności. Możliwe, że to właśnie to „więcej” się wielu ludziom nie podoba.

W każdym społeczeństwie znajdującym się w fazie transformacji ci, którzy kiedyś dzierżyli władzę, elity związane z aparatem władzy oraz beneficjenci przywilejów reżimu boją się całkowitego odsłonięcia prawdy. Niektórzy z nich lękają się kary, inni degradacji społecznej, jeszcze inni pogardy współobywateli, w końcu niektórzy całkowitej delegitymizacji systemu, jaki przynosił im osobiste korzyści.

Ten opór kierowany chęcią ochrony osobistych interesów przeciwko polityce rozliczenia przeszłości, która opiera się na odsłonięciu faktów, jest w jakiś sposób zrozumiały. Występuje on we wszystkich społeczeństwach podlegających radykalnym zmianom, nie tylko w postkomunistycznych. Często grupa, o której wspomniałem, pozostaje dobrze zorganizowana politycznie także po upadku danego systemu. Czasami dominuje nawet w parlamencie i mediach.

Oprócz tego istnieje mniej wyraźnie zarysowana grupa, która w sposób zdystansowany podchodzi do poszukiwania prawdy. Pod pretekstem faktycznego czy domniemanego zachowania pokoju społecznego proponuje się często - jako rozwiązanie przyszłościowe - zapomnienie lub amnestię. Czasami, gdy grozi wojna domowa lub zbrojny konflikt, takie rozwiązania mogą być politycznie rozsądne.

Często jednak za ostrzeżeniem przed rozdrapywaniem starych ran kryją się inne motywacje niż troska o pokój. Sędzia Richard Goldstone z Afryki Południowej odpowiadał na tego typu ostrzeżenia, że „rany się nigdy nie zasklepiły. Większość z nich jest zakażona i musi zostać oczyszczona”. W niektórych społeczeństwach otwarty dialog i publiczne procesy mogą naruszyć wewnętrzną spoistość. Wtedy zasada budowy społeczeństwa jest ważniejsza od prawdy. Można to zrozumieć, ale nie stanowi to nigdy satysfakcjonującego rozwiązania.

W Afryce Południowej opracowano interesujące rozwiązanie tego problemu. Aby zapobiec nieustającemu konfliktowi i związanej z nim przemocy między byłymi przedstawicielami apartheidu a większością społeczeństwa, zagwarantowano oprawcom bezkarność w przypadku, gdy powiedzą prawdę. Tylko ona mogła ich uwolnić od kary. Kto nie był gotów przyznać się do prawdy, musiał się liczyć z wymiarem sprawiedliwości. W interesie budowania kraju młoda demokracja była gotowa zrezygnować z prawa do karania winnych. Z powodu szacunku do samej siebie i ze względu na cierpienie ofiar nie mogła jednak zrezygnować z prawdy.

Żaden kraj nie może być wolny tak długo, jak długo nie jest w stanie udźwignąć swoich prawd. Gruba kreska oddzielająca przeszłość oraz ograniczenie dostępu do prawdy nigdy nie służą prześladowanym, lecz zawsze przedstawicielom byłego establishmentu. Dlaczego należy dążyć do poznania prawdy po zmianie systemu politycznego? Ten, kto uważa godność prześladowanych za drugorzędną, nigdy nie osiągnie wewnętrznego pokoju lub dojdzie do niego z wielkim trudem.

W wielu społeczeństwach obserwujemy „nieadekwatne spojrzenie” na przeszłość, powstałe z wygody lub konformizmu. Wiele osób nie kieruje się przy tym uświadomionym zamiarem takiego traktowania przeszłości i dlatego utrzymuje, że są obiektywne. Mowa o pewnym fenomenie, który Hannah Arendt określiła przy okazji swej pierwszej powojennej wizyty w Niemczech, jako „utratę rzeczywistości”. Utrata ta jest wynikiem tego, że w dyktaturze emu, kto traktuje fakty jako fakty grozi niebezpieczeństwo. Dobrze żyje ten, kto zna opinie władców na temat faktów i je głosi. W ten sposób jak twierdzi Arendt fakty tracą swe znaczenie, podczas gdy zyskują je opinie.

Podążając tym tropem i przyglądając się dokładnie naszemu własnemu, wykształconemu po upadku dyktatury wzorcowi postrzegania, zauważamy zatrważającą rozbieżność z faktami lub też ich ignorowanie. Przeszłość taka, jaką była, jawi się nam mgliście. Stoimy wobec tego przed bolesnym zadaniem przywrócenia zdolności do właściwego postrzegania. Jest to proces bolesny, gdyż znajomość faktów i prawdziwej rzeczywistości stawia przed nami pytanie, czy w czasach dyktatury postępowaliśmy stosownie. My sami albo też nasi rodzice, krewni i przyjaciele. Czy też nie chcieliśmy wtedy po prostu widzieć wielu rzeczy, a w efekcie nie jesteśmy obecnie w stanie ich pamiętać? A może po prostu nie chcemy?

W konsekwencji mamy do czynienia z selektywną pamięcią dużej części społeczeństwa jako następstwem selektywnego widzenia w czasach dyktatury. W takiej sytuacji twarde fakty jedynie przeszkadzają. Dlatego też wiele osób ratuje się „niepolityczną” ucieczką w schemat pamięci, w którym dominuje nostalgia. Przy tym nostalgia przybiera dwie formy. Związani z systemem pamiętają tylko to, co było dobre w złych czasach. Opozycjoniści pamiętają o radości funkcjonowania w niszach, o poczuciu wspólnoty oraz swojej wyjątkowości. Zrozumieć można oba zjawiska. O nostalgii możemy jednak mówić jedynie wtedy, gdy uwalnia naszą pamięć od bólu.

Jako że ludzkość ma skłonność do unikania bólu, taka forma pamięci jest nie do wykorzenienia. Sytuacja robi się naprawdę zła dopiero wtedy, kiedy nostalgia i pamięć selektywna urastają do rangi głównego dyskursu jakiegoś narodu. Są do zniesienia, dopóki towarzyszą jedynie debacie o zasadniczo uświadamiającym charakterze. Jeśli miałyby jednak przeniknąć z mediów do podręczników szkolnych, oznacza to, że społeczeństwo jest chore. Polityka, podobnie jak jednostka, zaufanie zyskuje dzięki prawdzie.

Tutaj, w Polsce, reżim przez wiele lat zaprzeczał politycznym faktom na przykład Katyniowi w wyniku tego utracił swoją wiarygodność. Jeśli pomyślimy o debatach toczonych po upadku dyktatury, to nasunie się na pewno na myśl wiele przykładów na to, jak konstruowano sprzeczność pomiędzy „prawdą” i „pojednaniem”.

Pamiętamy konflikty w obrębie Kościoła, w łonie dawnej opozycji, wśród twórców, na uniwersytetach. Ból z tego powodu, że byli „wśród nas” zdrajcy lub tacy, którzy zawiedli, jest dla niektórych zbyt wielki. Lepiej dochować wierności mitowi własnego obozu i biada temu, kto stawia go pod znakiem zapytania!

W Polsce w ostatnich latach doszło ponadto do bolesnych debat o ciemnych stronach części opozycji antykomunistycznej i społeczeństwa. Nowo odkrywane fakty z lat wojny i okresu powojennego skonfrontowały się z długo propagowanym, głównie lub wyłącznie, pozytywnym wizerunkiem narodu w swoich własnych oczach. Gniew kierował się często w mniejszym stopniu przeciwko dawnym sprawcom i osobom uwikłanym, lecz dotknął tych, którzy badali i publikowali obciążające fakty.

Całkiem niedawno można to było obserwować podczas debaty dotyczącej najnowszej książki Jana Tomasza Grossa „Strach”. Im bardziej jednak społeczeństwo ulega przemianie, stając się społeczeństwem otwartym i wolnym, tym bardziej zdolne będzie dostrzegać także ciemne strony swej przeszłości. Heroicznej mimo tego wyjątku i postrzeganej w wielu częściach świata jako wzorcowa.

Spojrzenie w przeszłość oznacza dla Polski podwójne wyzwanie: społeczeństwo zaczęło się rozliczać nie tylko z uwikłaniem w komunizm, lecz także z własnymi dawnymi winami. Procesy takie ułatwia i wyzwala społeczeństwo obywatelskie.

Prawda, znajomość faktów nie szkodzą, lecz pomagają. Przecież Kościół nie utraciłby swojej wielkiej roli historycznej, swoich bohaterów i męczenników, gdyby dopuścił do ujawnienia prawdy o tych, którzy dali się uwikłać i zawinili.

Wśród poetów zaś tym większym blaskiem jaśnieją ci, którzy się nie podporządkowali i nie przeinaczali prawdy. Czy zaś ci, którzy mieli kiedyś chwilę słabości, współpracowali lub zawinili w inny sposób, nie zasługują dziś na uznanie, jeśli temu nie zaprzeczają, znajdując drogę do prawdy, a zarazem do samych siebie?

Nawet tym, którzy kiedyś zawiedli, prawda mogłaby jedynie pomóc, gdyby tylko odważyli się ją wypowiedzieć. Poszczególne jednostki, jak i całe społeczeństwo okazują wspaniałomyślność temu, kto wyznaje prawdę, nawet jeżeli prawda ta go obciąża. Kto się wypiera, spotyka się ze złością, szyderstwem i gniewem.

Kto czyni inaczej, może szybciej oczekiwać przebaczenia. Może zatem uzyskać coś, czego sam sobie dać nie może. Tak więc nawet w bardzo trudnych przypadkach prawda może wyzwalać (jak głosi ewangelia). We wszystkich innych obowiązuje tak czy owak zasada: prawda wyzwala, a wolność nie lęka się prawdy.

tłum. Aleksandra Rybińska, Piotr Jendroszczyk

Tekst wykładu wygłoszonego 15 maja w Warszawie podczas obchodów 20-lecia urzędu Rzecznika Praw Obywatelskich

pastor, pod koniec lat 80. działacz opozycyjny, wspólzałożyciel organizacji Nowe Forum będącej ważnym elementem ruchu obywatelskiego, który doprowadził do upadku NRD. W 1990 r. został przewodniczącym komisji parlamentu NRD ds. kontroli rozwiązania ministerstwa służb bezpieczeństwa (Stasi); po zjednoczeniu Niemiec dalej nadzorował prace nad aktami Stasi jako prezes specjalnie do tego celu powołanego urzędu. Funkcję tę sprawował do 2000 r. Jest przewodniczącym stowarzyszenia „Przeciw zapomnieniu – na rzecz demokracji”.

Podczas rewolucyjnych zmian, które nastąpiły w czasie zimy 1989/1990 roku opozycjoniści zajęli archiwa oraz biura tajnej policji (Stasi), zatrzymali rozpoczętą akcję niszczenia teczek, przeprowadzili likwidację służb specjalnych przy okrągłym stole oraz nakazali zabezpieczenie zasobów archiwalnych.

Polityczną wolą ruchu demokratycznego było umożliwienie obywatelom dostępu do informacji, którymi dysponowali dotychczas wyłącznie ich oprawcy, oraz pokazanie szerokiej publiczności ukrytych mechanizmów władzy. Chodziło także o to, by umożliwić przyszłej demokratycznej władzy prowadzenie skutecznej polityki personalnej polegającej na rozpoznaniu kryminalistów, zdrajców oraz szpicli, aby móc ich wykluczyć ze służby publicznej.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy