Odwieście te flagi

Aby zostać dobrym trenerem piłkarskim, trzeba być wystarczająco inteligentnym, by umieć czytać tę grę, a równocześnie wystarczająco naiwnym (tępym – nie bójmy się tego słowa), by uważać, że piłka nożna ma ogromne znaczenie.

Publikacja: 21.06.2008 01:20

Odwieście te flagi

Foto: Rzeczpospolita

Teoretycy futbolu dodają, że chodzi o znaczenie fundamentalne i egzystencjalne zarazem, albo coś w tym rodzaju. Piłka nożna znaczy więcej niż życie i śmierć – mówią najwięksi futbolozofowie.

Dziś wszyscy jesteśmy trenerami piłkarskimi, choć raczej słabymi – większość z nas nie spełnia pierwszego warunku mojej definicji, a warunek drugi spełnia w sposób graniczący z obłędem. Nikt nie widział faulu i spalonego w meczu z Austrią, ale wszyscy wiedzą, że winnego trzeba ukarać („zabić” – mówi premier), a nasz kraj poniósł kolejną historyczną klęskę. Niewybaczalne błędy łysego Anglika i prawdopodobny spisek w UEFA skierowany przeciwko nam to tylko jedno oblicze zbrodni dokonanej na narodzie polskim w ostatnich tygodniach.

Drugiej dokonaliśmy sami, wybierając na trenera drużyny starego Holendra, który następnie skierował do gry Polaków nieudaczników. Była zatem zbrodnia, padliśmy jej ofiarą, ale i sami ponosimy za nią słuszną karę.

Jest to oczywiście wszystko logicznie spójne na tej samej zasadzie, na jakiej spójne jest przekonanie wielu z nas, że polscy lekarze, inżynierowie i nauczyciele są najlepsi na świecie, a równocześnie mamy najgorszą na świecie służbę zdrowia, mosty i szkoły. Jesteśmy jednocześnie najlepsi i najgorsi we wszystkim, do czegokolwiek byśmy się wzięli.

Oczywiście w piłce nożnej, jak mawiał wielki polski trener, można wygrać, przegrać albo zremisować, co trochę zakłóca opisany wyżej schemat narodowego obłędu. W futbolu nie można równocześnie wygrać i przegrać, choć każdy rezultat podlega dowolnej interpretacji. Dziś wielu Polaków uważa na przykład, że zakwalifikowanie się po raz pierwszy w historii do finałów mistrzostw Europy jest klęską, mimo że jeszcze na początku czerwca było wspaniałym triumfem. Po powrocie z Austrii piłkarze uciekali w popłochu przed kibicami, trener – chyba zaczął już myśleć po naszemu – próbował podać się do dymisji, mimo że nikt go o to nie prosił, i tylko Antoni Piechniczek, Grzegorz Lato i Włodzimierz Smolarek wydają się w sumie zadowoleni. Według nich triumf Polaków przekuty w klęskę dowodzi, że niezbędne jest wskrzeszenie trupa rodzimej myśli szkoleniowej, o której wszyscy zapomnieli. Niesłusznie zapomnieli, jak się okazuje, bo przecież Polacy są najlepsi we wszystkim – zwłaszcza wtedy, gdy okazują się najgorsi.

Jak wyjść z tego błędnego koła? Premier Tusk proponuje obowiązkowe budowy nowoczesnych boisk we wszystkich gminach. Nie wiem, jakie procedury przewidziano na wypadek, gdyby któraś z gmin doszła do absurdalnego wniosku, że boisko jest jej niepotrzebne, że np. woli basen albo – nie daj Boże – bibliotekę. Przypuszczam, że bibliotekę będzie musiała sama zbudować – oczywiście po wcześniejszym wybudowaniu boiska, nawet jeśli w gminie dwóch drużyn nie da się zebrać. Premiera mamy bowiem zakochanego w piłce na śmierć i życie. Zwłaszcza życie innych.

A gdyby tak popatrzeć na piłkę nożną bez tego polityczno-narodowego nalotu? Wiem, że to trudne zadanie, ale spróbujmy. Piłka nożna jest w istocie grą towarzyską, która z upływem lat staje się coraz bardziej wyrafinowana i skomplikowana. Jednak ciągle jest tylko grą – nasza porażka z Niemcami nie ma związku z budową rurociągu po dnie Bałtyku, a rewelacyjna postawa Rosji w meczu ze Szwecją nie jest wyrazem odradzania się imperium Putina. Piłka nożna i ludzie naprawdę ją rozumiejący nie potrzebują ani uszlachetniania jej porównaniami do baletu czy opery, ani zaprzęgania futbolu do spraw wagi państwowej.

I proszę nie rzucać przykładami historycznymi – w „wojnie futbolowej” z 1969 roku nie chodziło o żaden przegrany mecz piłkarski, tylko o dostęp salwadorskich chłopów do ziemi uprawnej i animozje między Salwadorem a Hondurasem. Sprzeciw lidera francuskiego Frontu Narodowego Le Pena wobec składu rasowego reprezentacji Francji na mistrzostwa świata w 1998 roku nie wynikał z jego troski o narodowy futbol, tylko ze strachu przed imigrantami. Propozycja odebrania polskiego obywatelstwa Lucasowi Podolskiemu nie ma nic wspólnego ze sportem, świadczy tylko o umysłowości autora tego projektu.

Piłka nożna nie jest przedłużeniem wojny innymi metodami, jest zwykłą – owszem, trudną technicznie i budzącą ogromne emocje – ale jednak zabawą. Jeśli gram w piłkę albo oglądam mecze, to nie to, by analizować fakturę stosunków społecznych albo poznawać istotę tradycji narodowej. Gram i kibicuję, bo uwielbiam, jak piłka toczy się po trawie, zazdroszczę umiejętności dryblingu Christianowi Ronaldo i strzału Wesleyowi Sneijderowi. Lubię śledzić wzrokiem lot piłki i dziwić się, dlaczego w ostatniej chwili zmienia kierunek. Analizować, dlaczego Boruc wychodzi zwycięsko w sytuacjach sam na sam z napastnikiem, mimo że zawsze broni tak samo i łatwo przewidzieć, co zrobi. Zrozumieć, dlaczego napastnik zwykle strzela w nogi bramkarza, a piłka zwykle i tak między nimi przelatuje. Obserwować ruchy zawodników na boisku i budować z nich figury geometryczne. Rozprawiać o inteligencji Holendrów, determinacji Turków i rodzajach bólu kolana albo stawu skokowego po wejściu obrońcy. Próbować zrozumieć rodzaj napięcia, który towarzyszy egzekutorowi rzutu karnego w decydującym momencie meczu, dzielić z nim radość po strzeleniu i smutek po pudle – czysto teoretycznie, bo przecież są to emocje niedostępne normalnym śmiertelnikom takim jak ja.

Kocham piłkę nożną, bo jest jednocześnie zwykłą grą i bywa wspaniałą sztuką rządzącą się swoimi własnymi prawami. Nie zależy od niej ani moje życie, ani los Polski.

Teoretycy futbolu dodają, że chodzi o znaczenie fundamentalne i egzystencjalne zarazem, albo coś w tym rodzaju. Piłka nożna znaczy więcej niż życie i śmierć – mówią najwięksi futbolozofowie.

Dziś wszyscy jesteśmy trenerami piłkarskimi, choć raczej słabymi – większość z nas nie spełnia pierwszego warunku mojej definicji, a warunek drugi spełnia w sposób graniczący z obłędem. Nikt nie widział faulu i spalonego w meczu z Austrią, ale wszyscy wiedzą, że winnego trzeba ukarać („zabić” – mówi premier), a nasz kraj poniósł kolejną historyczną klęskę. Niewybaczalne błędy łysego Anglika i prawdopodobny spisek w UEFA skierowany przeciwko nam to tylko jedno oblicze zbrodni dokonanej na narodzie polskim w ostatnich tygodniach.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Plus Minus
Chińskie marzenie
Plus Minus
Jarosław Flis: Byłoby dobrze, żeby błędy wyborcze nie napędzały paranoi
Plus Minus
„Aniela” na Netlfiksie. Libki kontra dziewczyny z Pragi
Plus Minus
„Jak wytresować smoka” to wierna kopia animacji sprzed 15 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
gra
„Byczy Baron” to nowa, bycza wersja bardzo dobrej gry – „6. bierze!”