Polska wyspa wolności

Pierwsze polskie Muzeum Narodowe jest zagrożone! W bliskiej perspektywie może zostać pozbawione siedziby zajmowanej od bez mała 140 lat na zamku w szwajcarskim Rapperswilu

Publikacja: 21.06.2008 01:29

Polska wyspa wolności

Foto: Rzeczpospolita

– Sprawa nie wydaje się być straconą, niemniej uważam, że wierni dokonaniom poprzednich pokoleń Polaków powinniśmy mocno stanąć w obronie naszych interesów. Przykre jest, że po wielu latach wzorcowej współpracy z władzami miasta przychodzi nam bronić tak ważnego dla naszej tożsamości miejsca – konstatuje dyrektor Muzeum Polskiego w Rapperswilu Anna Buchmann.

W najbliższy wtorek w zamkowej Sali Rycerskiej w Rapperswilu odbędzie się otwarta dyskusja na temat przyszłości polskiej placówki. Przyszłości, przed którą znak zapytania postawiła powstała jesienią zeszłego roku grupa Pro Schloss na czele z wydawcą lokalnego pisma „Obersee Nachrichten” i właścicielem miejscowego klubu hokejowego (w którym, nawiasem mówiąc, gra Mariusz Czerkawski) Bruno Hugiem oraz rapperswilskim pisarzem Geroldem Späthem.

To oni właśnie wstrzymali zaplanowaną przez gminę grodzką Rapperswilu i miasto Rapperswil-Jona budowę nowego muzeum miejskiego. Doszli bowiem do wniosku, że muzeum to może mieścić się we wnętrzach średniowiecznego zamku, po uprzednim usunięciu z nich Muzeum Polskiego. Zdaniem przedstawicieli grupy Pro Schloss polska instytucja cieszy się miernym zainteresowaniem, oni zaś są w stanie lepiej wykorzystać pomieszczenia zamkowe, a poza tym podkreślają, że to najbardziej wyeksponowane miejsce w mieście powinno propagować rodzimą historię, a nie cudzą.

Moja chata z kraju – chciałoby się rzec i nawet przyznać jakieś racje prohelweckiemu ugrupowaniu, gdyby nie jednoznaczne skojarzenia nasuwające się na widok stojącej przed wejściem na wewnętrzny dziedziniec zamku kolumny będącej czymś w rodzaju logo tego wyjątkowego miejsca. Kolumny ze zrywającym się do lotu polskim orłem, herbami Rzeczypospolitej Obojga Narodów i z łacińskim napisem „Magna res libertas” (Wolność jest rzeczą wielką).

Historia tej kolumny, dzieje polskiego Rapperswilu wpisują się w walkę o tę „wielką rzecz”. Wielką nie tylko dla nas – Polaków, ale dla wszystkich ludzi, którzy znają jej cenę.

Kolumnę zwaną przez mieszkańców Rapperswilu Polskim Pomnikiem, a przez Polaków Kolumną Barską, odsłonięto i poświęcono w sierpniu 1868 roku. Jej budowę zainicjował hrabia Władysław Plater, chcąc uczcić 100. rocznicę konfederacji barskiej rozpoczynającej długi ciąg polskich walk o niepodległość.

Kolumnę z czarnego marmuru, z umieszczoną na cokole tablicą z napisem „Niespożyty duch Polski stuletnią krwawą walką protestujący przeciw ciemiężącej go przemocy z wolnej ziemi Helwetów przemawia do sprawiedliwości Boga i świata” ustawiono na zamkowym cyplu nad brzegiem Jeziora Zurychskiego. W latach 80. dziewiętnastego stulecia budowla z nie do końca wiadomych przyczyn zawaliła się, a polski orzeł roztrzaskał się o skały. O wydarzeniu tym poinformował Plater, w najgłębszej tajemnicy, swego przyjaciela – Józefa Ignacego Kraszewskiego, sam natomiast szybko odbudował kolumnę, tym razem postawioną już na dziedzińcu, gdzie przed niepogodą i intruzami chroniły ją mury XIII-wiecznego gotyckiego zamczyska.

Malowniczo położony zamek był zrujnowany. Po rozbudowie w połowie XIV stulecia do końca XVIII w. służył jako twierdza i arsenał. Z czasem jego militarne znaczenie zmalało i w końcu urządzono w nim więzienie i areszt gminny, usiłowano też wprowadzić tam jedno z dwóch kantonalnych gimnazjów. Wynajmowano również pojedyncze pomieszczenia na magazyny i lokale mieszkalne. Generalnie jednak Rada Miejska Rapperswilu nie miała pieniędzy na należyte utrzymanie zamku i to było głównym, choć niejedynym, powodem skwapliwego zgodzenia się na propozycję hrabiego Platera, który latem 1869 roku zaoferował, że wynajmie część zamku na lokum dla Muzeum Narodowego Polskiego. 23 października 1870 r. nastąpiło jego uroczyste otwarcie, a sprawozdawca miejscowego tygodnika odnotowywał znajdujące się w nim „obrazy, sztychy, herby, sztandary, książki, medale i monety opowiadające o historii Polski”. Było to jedyne, prawdziwie wolne, polskie Muzeum Narodowe.

Polscy emigranci przywozili do Rapperswilu i przekazywali nowo utworzonej placówce swoje najcenniejsze pamiątki, przedmioty o wartości muzealnej, ale i emocjonalnej. Niemal od razu okazało się, że jest konieczne powiększenie dzierżawionej powierzchni i tak doszło do przejęcia przez Polaków w użytkowanie prawie całej budowli zamkowej – z wyjątkiem piwnicy w Wieży Prochowej i wież Zegarowej i Strażniczej. Na przystosowanie pomieszczeń do celów wystawienniczych i renowację zamku tylko do końca 1870 roku wydano 36 tys. franków szwajcarskich. W kwietniu 1871 r. Władysław Plater podpisał umowę o dzierżawie zamku wraz z dziedzińcem i ogrodem na 99 lat.

Szwajcarzy to naród praktyczny, do którego przemawiają argumenty finansowe. Nie tylko te najdawniejsze, sięgające czasów Platera. Także współczesne, a te – okazuje się – nie są wcale naszą najsłabszą stroną.

– Polski wkład finansowy tylko w okresie ostatniej przebudowy w roku 1990 wyniósł 250 tysięcy franków szwajcarskich – mówi Nina Kozłowska z Monachium, jedna z osób szczególnie związanych z Muzeum Polskim w Rapperswilu, które – nie zatrudniając pracowników etatowych – funkcjonuje dzięki ofiarności i wysiłkowi wolontariuszy. – Gdybyśmy zsumowali wszystkie kwoty wydatkowane w różnym czasie przez Polaków na rozbudowę i utrzymanie zamku, zebrałaby się imponująca kwota.

Ale nie pieniądze są tu najważniejsze, a fakt, że Muzeum Polskie i przed ponad 100 laty, i całkiem niedawno, gdy w takiej formie, w jakiej jest obecnie, otwarte zostało ponownie w 1975 r., traktowane było i przez nas, i przez szwajcarskich gospodarzy, rzeczywiście, jako „okno wolnej Polski na wolnej ziemi Helwetów”. I było powodem do dumy, także dla gminy i rady miejskiej Rapperswilu, które to – co trzeba podkreślić – dystansują się od pomysłów grupy Pro Schloss.

Demokracja ma jednak swoje wymagania i dlatego mieszkańcy Rapperswilu będą mieli we wtorek okazję poznać argumenty obu stron, choć przyszłość muzeum rozstrzygnie się pewnie nie od razu, najprawdopodobniej jesienią tego roku, w trakcie już bardzo konkretnych rozmów polsko-szwajcarskich. Taką wstępną turę rozmów przeprowadziła już w marcu delegacja Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, spotykając się m.in. z władzami miasta Rapperswil-Jona i kantonu Sankt Gallen. A petycję o utrzymanie polskiej placówki, zamieszczoną na stronie internetowej muzeum, podpisało już około 9 tys. osób.

Podpisy te mają swoją wagę, ale nie one zadecydują o losach Muzeum Polskiego, w tym momencie niepewnych. Zaangażowana w obronę tej polskiej instytucji na szwajcarskiej ziemi konsul polski w Monachium Elżbieta Sobótka zauważa, że nie doszło w tej sprawie do referendum, często w Szwajcarii praktykowanego. To dla nas niewątpliwie lepiej.

– Przygotowany został projekt nowej ekspozycji muzealnej, który pozwoli zrezygnować z tablic i plansz na rzecz informacji multimedialnej. Naszym zdaniem to miejsce można i trzeba lepiej spopularyzować, by znalazło się na szlaku wycieczek z Polski jako pozycja obowiązkowa – mówi Elżbieta Sobótka.

W ciągu ćwierćwiecza muzeum odwiedziło 300 tysięcy osób. Największy ruch panował w Muzeum Polskim w Rapperswilu na początku lat 80. zeszłego wieku, w czasie „Solidarności” i w stanie wojennym, gdy zainteresowanie Polską było duże i liczba zwiedzających dochodziła do 30 tys. rocznie.

Nasze muzeum to instytucja tworzona i prowadzona przez Polaków, ale otwarta przede wszystkim dla cudzoziemców i przyciągająca, ze względu na położenie, turystów z całego świata – mówi dyrektor Muzeum Polskiego w Rapperswilu, Anna Buchmann, zaznaczając jednak: – Odchodzi starsze pokolenie pamiętające okres wojny i komunizmu w Polsce. Dla młodszej generacji, mniej wrażliwej na historię, muzeum ma może mniejsze znaczenie.

Dodałbym do tych słów oczywiste stwierdzenie faktu, że w PRL o Rapperswilu nie wspominano, a jeśli już, to wyłącznie w kontekście historycznym. Stąd też wielu naszych rodaków do dziś nie wie o istnieniu w Szwajcarii tego kawałka wolnej Polski.

Już w 1869 roku Plater zadeklarował, że po jego śmierci muzeum dziedziczyć ma naród polski, a 11 lat później potwierdził przed Radą Miejską, że „jego następcą prawnym ma być Polska, to znaczy niepodległy rząd narodowy, który kiedyś ukonstytuuje się w kraju”.

Władysław Plater zmarł w 1889 roku, osiem lat wcześniej powołana została Fundacja Muzeum Polskiego. Po jej powołaniu Plater nadal kierował placówką wraz z czterema osobami, z którymi tworzył dyrekcję muzeum. Byli to: mieszkający w Dreźnie pisarz Józef Ignacy Kraszewski, Agaton Giller, członek Rządu Narodowego w powstaniu styczniowym, Stefan Buszczyński, działacz niepodległościowy i historyk mieszkający w Paryżu, a następnie w Galicji, oraz Henryk Bukowski, antykwariusz i mecenas kultury ze Sztokholmu.

W 1896 roku zbudowano w zamku mauzoleum, w którym umieszczona została urna z sercem Tadeusza Kościuszki, przywiezionym tutaj z Solury. Propagandą placówki, w której znajdowała się odtąd tak cenna relikwia, zajęło się Towarzystwo Muzeum w Rapperswilu, zdobywając – na skutek działań przede wszystkim Józefa Ignacego Kraszewskiego i Teofila Lenartowicza – znaczące, a niezbędne fundusze.

Właśnie u schyłku XIX wieku przez cztery lata mieszkał w Rapperswilu Stefan Żeromski, pełniąc funkcję bibliotekarza i to tutaj napisał opowiadania powstańcze. Bibliotekarzami w Rapperswilu byli też m.in.: Zygmunt Wasilewski, Stanisław Grabski i Florian Znaniecki.

Na przełomie stuleci XIX i XX księgozbiór rapperswilski liczył ok. 100 tys. druków i stanowił największą polską bibliotekę na emigracji. Dziś w kamienicy Burghof przylegającej do zamkowego wzgórza, w której mieści się biblioteka i archiwum Muzeum Polskiego, zgromadzone są materiały dotyczące dziejów Polaków w Szwajcarii i na emigracji, starodruki i obszerny zbiór XVIII-wiecznych map. Są tu także m.in. prywatne archiwa rodziny hr. Potulickich, prof. Krystyny Marek, Józefa Mackiewicza i Barbary Toporskiej.

Gdy w 1975 roku Muzeum Polskie w Rapperswilu otwarto na nowo, jego kustoszem został Janusz Morkowski, finansowego wsparcia udzielił mu Julian Godlewski z Lugano, a ze strony szwajcarskiej – Hans Rathgeb, radca kantonalny i miejski, który został później prezesem polsko-szwajcarskiego Towarzystwa Przyjaciół Muzeum Polskiego. Zawarto umowę na wynajem, którą dotychczas, co pięć lat, automatycznie przedłużała gmina grodzka. Obecna umowa wygasa w 2011 roku i zakłada dwuletni termin wypowiedzenia.

– Preambuła umowy – twierdzi Anna Buchmann – zobowiązuje gminę do szczególnej opieki nad Muzeum Polskim. Wypowiedzenie nastąpić może tylko w momencie jakiegoś ciężkiego przewinienia z naszej strony i to natury raczej politycznej.

Czyli, mówiąc wprost, gdyby muzeum sprzeniewierzyło się naczelnej idei, jaka legła u jego podstaw – wolności.

Tego muzeum przez pewien czas – i to dwukrotnie – nie było. Ma ono jednak w sobie coś z feniksa i za każdym razem powstawało na nowo, zawsze w związku z aktualną sytuacją polityczną.

W 1918 roku wraz z odzyskaniem przez Polskę niepodległości przyszedł czas na realizację testamentu Władysława Platera. W 1922 r. Sejm podjął uchwałę o przewiezieniu całych zbiorów muzealnych do Warszawy. Do realizacji decyzji doszło jednak dopiero w 1927 r., gdy marszałek Józef Piłsudski, jako minister spraw wojskowych, podpisał akt przyjęcia i zabezpieczenia rapperswilskich kolekcji. 14 października 1927 r. wyruszył do Polski transport liczący 13 wagonów. Na opakowanie muzealiów zużyto – informowało pismo „Rapperswiler Nachrichten” – 20 ton tarcicy. Do kraju przywieziono m.in. 3 tys. dzieł sztuki, 2 tys. pamiątek historycznych, 20 tys. sztychów, 9 tys. medali i monet, 92 tys. książek i około 27 tys. manuskryptów. Tym samym pociągiem powróciło też do ojczyzny serce Kościuszki.

Zbiory wywieziono z Rapperswilu, pozostało jednak muzeum, z którym nie bardzo wiedziano, co zrobić. W końcu w 1936 r. z inicjatywy grupy Blok zorganizowano wystawę sztuki polskiej, a następnie powstała tam trwała ekspozycja przedstawiająca życie i dorobek wolnej Polski. Placówka otrzymała nową nazwę – Muzeum Polski Współczesnej, a kierowała nią żona zakopiańskiego rzeźbiarza Halina Jastrzębowska-Kenarowa.

W czasie wojny, w 1940 r. przedarła się do Szwajcarii powstała we Francji i tam walcząca II Dywizja Strzelców Pieszych pod dowództwem generała Prugara-Ketlinga. Internowanych zostało 13 tys. polskich żołnierzy. Muzeum z konieczności skupiło się wówczas na działalności edukacyjnej, organizując m.in. objazdową bibliotekę dla wojska. W kraju natomiast znaczna część zbiorów rapperswilskich, przede wszystkim cały księgozbiór, uległa zniszczeniu: wpierw we wrześniu 1939 roku, a potem po powstaniu warszawskim, gdy Niemcy podpalili pałac Krasińskich. Urnę z sercem Naczelnika Powstania 1794 roku udało się uratować przed zburzeniem Zamku Królewskiego.

A po wojnie Muzeum Polskie znów okazało się potrzebne. Tyle że rękę wyciągnęli po nie uzurpatorzy. Pierwszym komunistycznym ambasadorem w Szwajcarii był Jerzy Putrament. W swoich pamiętnikach („Pół wieku”) z wrodzonym sobie poczuciem taktu stwierdził, że dzieje muzeum „graniczą z wisielczym humorem, który nierzadko odwiedza karty naszej historii”, a następnie podał kłamliwą informację, że zbiory rapperswilskie, z przywiezieniem których zwlekano, przybyły do Polski tuż przed wojną, za pięć dwunasta – w 1939 roku.

Starania Jerzego Putramenta, jak również drugiego literata w PRL-owskiej służbie dyplomatycznej – Juliana Przybosia, by przekształcić muzeum w ośrodek komunistycznej propagandy, spełzły jednak na niczym. Wysiłki te dostrzegli szwajcarscy gospodarze i w 1949 r., pod pretekstem wygaśnięcia kontraktu z hr. Platerem, wymówili umowę nowym lokatorom.

To muzeum jednakże było (i jest!) potrzebne, i to nie tylko Polakom. Jest to naprawdę najpiękniejszy z możliwych pomnik Walki o Wolność. O Wolność Naszą i Waszą. Z tego założenia wyszli reanimatorzy muzeum w roku 1975: rodacy na Zachodzie i ich szwajcarscy przyjaciele nieakceptujący władzy komunistycznej w Polsce.

Co dziś mieści się w muzealnych salach zamku w Rapperswilu? Zbiory ukazujące dzieje polskich emigracji – z Wielką Emigracją na czele, związki polsko-szwajcarskie, walkę Polaków „za wiarę i wolność”, sylwetki wielkich Polaków, sztukę polską. Muzeum posiada znakomitą kolekcję ponad 100 miniatur z kości słoniowej Wincentego Lesseura, nadwornego malarza króla Stanisława Augusta Poniatowskiego.

Bardzo ciekawy jest zbiór tabakierek z motywami ułanów polskich z okresu wojen napoleońskich czy inny zbiór – gemm z portretami polityków i żołnierzy z czasów powstania styczniowego. Są świetne kolekcje starych map dawnej Polski (w liczbie 800), rycin, broni, a nawet zegarków Patka. Malarstwo polskie reprezentują przede wszystkim obrazy wybitnych przedstawicieli szkoły monachijskiej, z Alfredem Wieruszem-Kowalskim, Józefem Brandtem i Michałem Wywiórskim. Są tu obrazy Józefa Chełmońskiego i Juliana Fałata, Olgi Boznańskiej i Zofii Stryjeńskiej, Franciszka Streitta, Kossaków i Józefa Czapskiego. Anna Buchmann ze swoimi wolontariuszami ma co pokazywać, czym się chwalić, a dla popularyzacji naszej kultury i historii zamek w Rapperswilu jest miejscem doskonałym.

Muzealna ekspozycja powinna zostać – co zrozumiałe – zmodernizowana i pieniądze na to są. W miniony piątek na zamku odbył się wernisaż wystaw: „Ocalona historia Prus Wschodnich” i „Tajemnice warsztatu dawnych mistrzów”. We wrześniu mieć będzie miejsce w Rapperswilu przygotowywana przez prof. Andrzeja Nowaka z Krakowa konferencja naukowa „Konfederacja barska, jej konteksty i tradycje”.

Wydaje się, że właśnie w tym kierunku iść powinny działania Muzeum Polskiego. Dla nas Rapperswil będzie już zawsze wyspą polskości, Szwajcarów zaś trzeba przekonać bądź przypomnieć im, że i dla nich ta rapperswilska wyspa ma znaczenie. Jako Wyspa Wolności.

W proteście przeciw planom likwidacji Muzeum Polskiego w Rapperswilu czytamy: „Zamknięcie instytucji tak zasłużonej dla polskiej i szwajcarskiej kultury i historii przekreśli dorobek wielu pokoleń Polaków i Szwajcarów, będzie wyrazem ignorancji najwyższych wartości wobec kultu pieniądza i komercji. Wyrazem braku szacunku dla trudu i wyrzeczeń naszych poprzedników – Polaków i Szwajcarów. Zwracamy się o pomoc w utrzymaniu Muzeum Polskiego w Rapperswilu – Muzeum o znaczeniu międzynarodowym, by nadal mogło ono przypominać o potrzebie walki o wolność, tak ważnej też dziś”.

Tym, którym te zdania wydają się nadto patetyczne, powiem – już bez ogródek – że jeśli stracimy Rapperswil, dowiedziemy tego jedynie, że jako Polacy nadajemy się wyłącznie na kompost historii. Coś jesteśmy winni: i Władysławowi Platerowi, i Józefowi Ignacemu Kraszewskiemu, i – jemu może najbardziej – Stefanowi Żeromskiemu. Coś jesteśmy winni Krystynie Marek i Jerzemu Stempowskiemu, Barbarze Toporskiej i Józefowi Mackiewiczowi. Coś jesteśmy winni generałowi Bronisławowi Prugar-Ketlingowi. Tę listę można by ciągnąć bez końca.

Jeżeli nie uniesiemy rapperswilskiego dziedzictwa, to każdy z nas będzie mógł jedynie za Janem Sobolewskim z III części „Dziadów” Adama Mickiewicza powtórzyć: „Ty, Boże na niebie, zapomnij o mnie”.

Fundator Muzeum Polskiego w Rapperswilu. Poseł na sejm powstańczy w 1831 r. Emigracyjny publicysta i działacz polityczny, związany przejściowo z ks. Adamem Czartoryskim.

Po wybuchu powstania styczniowego pomagał w przerzucie młodzieży polskiej do kraju. Przedstawiciel Rządu Narodowego w Szwajcarii. Współzałozyciel Instytucji Czci i Chleba, zapewniającej opiekę weteranom powstań.

– Sprawa nie wydaje się być straconą, niemniej uważam, że wierni dokonaniom poprzednich pokoleń Polaków powinniśmy mocno stanąć w obronie naszych interesów. Przykre jest, że po wielu latach wzorcowej współpracy z władzami miasta przychodzi nam bronić tak ważnego dla naszej tożsamości miejsca – konstatuje dyrektor Muzeum Polskiego w Rapperswilu Anna Buchmann.

W najbliższy wtorek w zamkowej Sali Rycerskiej w Rapperswilu odbędzie się otwarta dyskusja na temat przyszłości polskiej placówki. Przyszłości, przed którą znak zapytania postawiła powstała jesienią zeszłego roku grupa Pro Schloss na czele z wydawcą lokalnego pisma „Obersee Nachrichten” i właścicielem miejscowego klubu hokejowego (w którym, nawiasem mówiąc, gra Mariusz Czerkawski) Bruno Hugiem oraz rapperswilskim pisarzem Geroldem Späthem.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą