[b]Muniek przyznawał się do wyskoków.[/b]
Mam piękną, mądrą i wspaniałą żonę. Czego mi więcej trzeba?
[b]Wychował pan dwóch synów i może być teraz z nich dumny.[/b]
Może dlatego, że ich nie wychowywałem? Ktoś mądry powiedział, że problemy wychowawcze pojawiają się wtedy, kiedy problem ze sobą mają wychowawcy. Wystarczy jedna kobieta, jedna żona, a dalej już się idzie prostą drogą. Kiedy w pierwszym hiphopowym tekście synów usłyszeliśmy, że wychowali się w atmosferze miłości, poczuliśmy z żoną miękkie kolana.
[b]Bicia w domu nie było?[/b]
Parę razy w czapkę dostali, ale w czapkę, a nie w głowę. Mówiąc serio, są momenty gorsze, przypadają zazwyczaj na czas buntu. Kiepsko było zwłaszcza z Emade, kiedy przenieśliśmy się z Ursynowa na Kabaty. Nie mógł się pogodzić z utratą kolegów. Codziennie nam znikał. Nabiegałem się przy oknach, nawyglądałem syneczka. Przeczekałem ten czas, tak jak okres fascynacji heavy metalem. Gorzej być nie mogło. Obydwaj założyli zespół i chodzili w koszulkach zespołu Kreator. Moja mama się cieszyła, że noszą krzyże na piersi, a nie zauważyła, że były odwrócone. Wiedziałem, że z tego wyrosną.
[b]Czy synowie mieli problem z używkami?[/b]
Miałem kłopot z głowy, bo widzieli moich kolegów w różnych stanach. Jeden z nich na wakacjach w stanie głodu narkotycznego latał z siekierą po ośrodku wypoczynkowym. A najwięksi artyści, których poznali, nie mieli takich problemów. Imponowali wolnością i sztuką.
[b]Tata też musiał dawać dobry przykład.[/b]
No tak, choć pewnie widzieli mnie napitego parę razy. Różowo nie było. Teraz pijam tylko wino, ale kiedyś i innych trunków sobie nie odmawiałem. Nigdy jednak nie było z tego powodu żadnych problemów czy wybuchów agresji. Wzór „seks, drugs i rock and roll” nie jest atrakcyjny dla wszystkich!
[b]W piosence „Dziś jest ładna pogoda” rozpoczynającej nowy album Voo Voo, prosi pan, by nie pytać o receptę na życie. Tymczasem recepta pojawia się mimowolnie: trzeba żyć normalnie, zgodnie z zasadami, świat i tak pójdzie własną drogą, a to, co nie miało wartości – przeminie.[/b]
Nie chcę sobie dorabiać gęby filozofa, bo to jest piosenka, która ma mówić, że płyta nie jest pogłębiona filozoficznie: nie śpiewam o bycie, świadomości i wszechświecie. Może kierował mną młodzieżowy rozbrat?
[b]O co chodzi?[/b]
Z jednej strony powstają teksty skretyniałe, jakich nie było od 20 lat w polskiej muzyce rozrywkowej, z drugiej takie, które chcą opisać świat w całej jego złożoności, są jednak naiwne i kiepsko zredagowane. A im człowiek starszy, tym chętniej dochodzi do wniosku, że w tekście poza treścią wspaniała może być zabawa formą, co udowadniał Jeremi Przybora, a z autorów współczesnych – Lech Janerka.
[b]Im mądrzej, tym głupiej, im prościej, tym mądrzej?[/b]
Chciałbym prościej i mądrzej. A pointa piosenki, o której mówimy, jest taka, żeby się nie rozdrabniać i nie dać wkręcić. Kodeks postępowania, wbrew pozorom, pozostaje prosty. Trzeba się zachowywać porządnie, przyzwoicie. Liczą się miłość i przyjaźń.
[b]Poprzednie płyty Voo Voo były nu jazzowe, ostatnie trzy, które pan nagrał – z Maćkiem Maleńczukiem, z Fiszem i Emade, oraz najnowsza – nawiązują do korzeni bluesa i rocka.[/b]
Rock znajduje się w błogim stanie hibernacji. To dla mnie stan wymarzony. Rock nie musi już niczego udowadniać. Nie powstają płyty przełomowe, bo przełomów dokonano już kilku i nie ma obowiązku robienia kolejnych. Ważne jest jednak dążenie do odzyskania spontaniczności. Powstaje mnóstwo muzyki opartej na gitarowych riffach, jak w czasach The Kinks. Wiem, co mówię, bo sprowadzam wiele płyt do audycji w Roxy FM.
[b]Sztandarowym przykładem byli White Stripes, a ostatnio The Recounters, którzy wydali płytę w tydzień po jej nagraniu.[/b]
Powstało mnóstwo zespołów kładących nacisk na melodię, harmonię, co świadczy o tym, że daje o sobie znać tęsknota za tym, co robili np. beatlesi. Co drugi zespół niszowy nagrywa jakąś ich pieśń. Spontaniczność i radość grania związana jest być może z hipisowskim powiewem, nadzieją na przełom w polityce, a już na pewno znudzeniem technicznymi nowinkami. Stosunkowo mało powstało ostatnio godnych zauważenia płyt elektronicznych. A wracając do moich płyt: one nie biorą się z obserwacji muzycznego topu, bo mnie to nigdy nie interesowało. Tęsknota za spontanicznością musi być wszechobecna, skoro dopadła i mnie. Wcześniej udzielała się hiphopowcom, dlatego ich ceniłem.
[b]Co rok płyta, i to znakomita, pozwolę sobie zarapować. Tak miało być?[/b]
Niczego nie planowałem. Z Maćkiem Maleńczukiem już od dawna myśleliśmy o nagraniu albumu bez żadnego większego zadęcia. Mieliśmy usiąść z gitarkami i coś pomędzić. Kiedy zostaliśmy zaproszeni na Warszawski Festiwal Filmowy, zagraliśmy bez próby, ustalając jedynie piosenki, które byliśmy w stanie wykonać. Atmosfera była prywatkowa, mnóstwo młodych ludzi akceptujących atmosferę poszukiwań na scenie. Menedżerowie zauważyli naszą radość z występu i doprowadzili do sesji nagraniowej. To, co się stało po premierze, przekroczyło najśmielsze oczekiwania. Zaczęto o mnie mówić źle, co w Polsce znaczy, że odnieśliśmy sukces. Okazało się, że nie trzeba grać na świętach miast, tylko trzeba mieć dobry projekt i pokazać go w najlepszych salach. Zagraliśmy z Maleńczukiem w większości filharmonii w Polsce, w dobrych teatrach i najlepszych klubach.
[b]Jest pan mistrzem powściągliwości, a Maciek typem prowokującego ulicznika. Widziałem panów pojedynki muzyczne, ale i słowne. Dobrze się pan czuł w takiej atmosferze?[/b]
To się stało naturalnie. Maciek był frontmanem, momentami go kontrowałem. To trzymało nas w ciągłej gotowości. Muzyk musi być jak wojownik. Lubię każdą sytuację, która mnie prowokuje – czy to do muzyki, czy do igraszek słownych. Czasami daję radę, czasami mniej, Maciek podobnie.Oczywiście wszystko powinno odbywać się z szacunkiem, bo się skończyć może źle.Jak w piosence o Gnojnej.Gdybyśmy się nie szanowali i nie lubili, byłyby same złośliwości.
[b]A z synami jak się grało „Męską muzykę”?[/b]
Też przez przypadek. Na początku myślałem o kolejnym albumie z cyklu „Waglewski gra żonie”. Okładkę miał zrobić Fisz, bo bardzo lubię jego grafiki, a produkcję muzyczną Emade, gdyż wydaje mi się, że jest najlepszy, co zauważyłem, pracując z nim przy pierwszej płycie Marysi Peszek. Nagrywałem piosenki, a on robił resztę. Teraz miałem ich chyba ze20. A kiedy zacząłem rozmawiać z synami, okazało się, że wszystkim nam brakuje spontaniczności w graniu.
[b]Zaskoczyło mnie, że pana synowie, którzy zasłynęli w elektronice i hip-hopie, poszli w stronę bluesa.[/b]
Okazuje się, że dużo go słuchali, bo jakakolwiek ortodoksja w naszych czasach jest śmieszna. Kiedy Fisz usłyszał moją muzykę, postanowił dołączyć „na krzywego” – pośpiewać i pograć na basówce, a Emade na bębnach. Założyliśmy zespół. Mieliśmy zagrać kilkanaście koncertów, a już wiem, że zagramy 50. Moglibyśmy więcej, ale nie chcemy się rozmieniać na drobne.
[b]A jak sprzedały się płyty?[/b]
Moja i Maleńczuka dochodzi do 60 tysięcy, a „Męska muzyka” do 30 tysięcy.
[b]Prawie żaden z projektów lansowanych w talk-show nie może się pochwalić takim wynikiem.[/b]
Wystarczy przejrzeć roczne podsumowania sprzedaży. Warunek udziału w polsatowskim koncercie „Top” stanowi obecność w pierwszej dziesiątce. W tym roku, proszę pana, w czołówce byli Kasia Nosowska, Hey, Raz Dwa Trzy, Anna Maria Jopek, Rafał Blechacz, ja i Maleńczuk. Spectrum jest szerokie i bardzo sympatyczne. Warto wspomnieć, że w programie koncertu „Top” znalazła się Doda.
[b]Ale bardzo od was odbiegała.[/b]
Nieważne, ale była. Oczywiście wielu z nas zapracowało na obecne wyniki latami, jednak muszę dodać, że nigdy dotąd nie sprzedawałem tyle płyt co ostatnio.
[b]Gdy w mediach elektronicznych dominuje komercja.[/b]
Może właśnie dlatego?
[b]Dobrze by było, gdyby przeczytali o tym szefowie największych telewizji i stacji radiowych. Może przyjęliby do wiadomości, że to, co jest w ich mniemaniu muzyką niszową, ma szerokie grono odbiorców.[/b]
Obserwując media elektroniczne, momentami mam wrażenie, że żyjemy w dwóch różnych rzeczywistościach. Przypomina mi się stan wojenny, kiedy w telewizji był festiwal pieśni żołnierskiej, a młodzi ludzie jeździli do Jarocina. Przy okazji powiedzmy, ile było w tym roku udanych rockowych imprez. Ciągle coś się działo. Potykaliśmy się o Santanę, przewracaliśmy o Claptona, a odbyły się również: Open’er w Gdyni, Off w Mysłowicach, Jarocin, Węgorzewo i Woodstock. A było też przecież mnóstwo mniejszych, lokalnych imprez. Oczywiście poza uwagą komercyjnych nadawców. W telewizji publicznej o Open’erze opowiadali w Dwójce aktorzy z telenowel. Taka forma promowania rocka może odnieść efekt odwrotny.