Aż pochłonie nas łagier

Ledwie Wasilij Grossman przekazał kopie „Życia i losu” przyjaciołom, a oryginał i wszystkie odpisy trafiły na Łubiankę. Główny ideolog KPZR orzekł: „Druk będzie możliwy za 200 – 300 lat”

Publikacja: 18.04.2009 15:00

Aż pochłonie nas łagier

Foto: Rzeczpospolita, Janusz Kapusta JK Janusz Kapusta

Był to drugi w Sowietach przypadek aresztowania utworu literackiego, a nie jego autora (po raz pierwszy GPU zainteresowało się w 1925 r. „Psim sercem” Michaiła Bułhakowa). Wassilij Grossman nie dawał za wygraną. Pisał do Chruszczowa, rozmawiał ze Susłowem, apelował do środowiska literackiego. Był rok 1960, w końcu trwała, podobno, erenburgowska „odwilż”. Pisarz szybko się jednak przekonał, że nie może liczyć na cud. Książka uznana została za wyjątkowo niebezpieczną dla komunistycznego systemu. Wyrok głównego ideologa KPZR Michaiła Susłowa brzmiał, z dzisiejszego punktu widzenia, nieprawdopodobnie: „Druk »Życia i losu« będzie możliwy za 200 – 300 lat”.

[srodtytul]W królestwie rozumu[/srodtytul]

I Susłowa, i gorliwych „kolegów” po piórze, którzy w toku dyskusji zorganizowanej przez „Nowyj Mir” formułowali podobne przypuszczenia, czekała jednak niespodzianka. Wprawdzie autor „Życia i losu” zmarł w 1964 r., pokonany przez szybko rozwijający się nowotwór, ale – jak miało się okazać – jeden, ukryty egzemplarz powieści w formie mikrofilmu wywiózł z ZSRR Włodzimierz Wojnowicz, też świetny pisarz, twórca m.in. „Życia i niezwykłych przygód żołnierza Iwana Czonkina”. I w 1980 r. dzieło Wasilija Grossmana wydane zostało w Lozannie nakładem oficyny L’Age d’Homme, w Moskwie osiem lat później, a w wersji ostatecznej, skonfrontowanej z uwagami autorskimi, w 1989 roku. Obecnie ukazuje się w Polsce.

„Życie i los” to dzieło wyjątkowe, nawet biorąc pod uwagę tak wybitne utwory podejmujące podobną tematykę, jak „Archipelag GUŁag” Sołżenicyna i „Opowiadania kołymskie” Szałamowa. Siemion Lipkin w wydanym w 1988 r. na emigracji „Stalingradzie Wasilija Grossmana” wyznał: „Ależ Grossman miał pecha! Gdyby swoją powieść z tak dokładnym i wstrząsającym opisem obozów mógł opublikować jeszcze przed Sołżenicynem!”.

Obozy (i hitlerowskie, i sowieckie) to jednak tylko jeden aspekt „Życia i losu”, istotny, ale w gruncie rzeczy nie najważniejszy. To, co w dziele Wasilija Grossmana było absolutnie nowatorskie i w 1960 roku stanowiłoby sensację, nie tylko literacką, to zrównanie nazizmu i komunizmu, udowodnienie, że te obie zbrodnicze ideologie były odbiciami tego samego zła, któremu na imię totalitaryzm.

Jednej z powieściowych postaci – Mostowskiemu – zatwardziałemu komuchowi, otwiera oczy niemiecki komendant obozu śmierci, prowadzący z nim rozmowę na potrzeby przygotowywanej pracy „Ideologia i jej przywódcy”. Cały marksistowski pancerz więźnia pęka po jednym pytaniu hitlerowca: „Gdyby Komitet Centralny powierzył panu pracę w Czeka, czyż mógłby pan odmówić? Odłożyłby pan Hegla i został czekistą. My też odłożyliśmy Hegla”.

Dzisiejszy odbiór książki Grossmana ma wpisaną w siebie znajomość ostatniego półwiecza, na czele ze spektakularnym upadkiem komunizmu w Europie. Tego wszystkiego Grossman, oczywiście, nie mógł przewidzieć. Ba, gdy powstało „Życie i los”, Andriej Amalrik nie postawił jeszcze obrazoburczego, ale niepokojącego i prowokującego pytania: „Czy Związek Sowiecki przetrwa do 1984 roku?”.

I w więziennej celi Łubianki powieściowy Katzenellenbogen mógł snuć wizję przyszłej organizacji życia społecznego jako jednego wielkiego obozu koncentracyjnego. „Jeśli śmiało, konsekwentnie będzie się rozwijał system obozów – rozumował – likwidując jego wady i usuwając ograniczenia, to rozwój taki doprowadzi do zatarcia granic wyznaczonych przez druty. Obóz czeka zjednoczenie z obszarem poza drutami. Ta właśnie jedność, likwidacja sprzeczności między obozem a życiem pozaobozowym, będzie sprawdzianem dojrzałości, triumfem wielkich zasad. Mimo wszelkich swoich wad system obozów ma jedną kapitalną zaletę. Tylko w obozie bowiem zasadzie wolności osobistej w postaci idealnej przeciwstawiona została wyższa zasada – rozum”.

A wówczas, „kiedy poziomy się wyrównają – ciągnął – i znikną różnice między życiem po tej i po tamtej stronie drutów, represje nie będą już potrzebne, przestaniemy wystawiać nakazy aresztowania. Dział kulturalno-oświatowy poradzi sobie ze wszelkimi anomaliami, Mahomet i góra wyjdą sobie naprzeciw”.

Czy wizję tę należy potraktować jak zamiatinowską czy orwellowską? W żadnym wypadku. Grossman był wielkim realistą, a od zbudowania takiego idealnego społeczeństwa – jakby powiedział Tadeusz Borowski – „zlagrowanego”, dzielił nas krok. Grossman, jako korespondent wojenny, po tym, co ujrzał na Ukrainie, na Majdanku, w Treblince zaprzestał moralizatorstwa, którym przesiąknięte są jego wcześniejsze utwory, konstatując, że masowe ludobójstwo może mieć charakter jak najbardziej zwyczajny, codzienny. I że podstawą systemu totalitarnego nie są wcale kaci ani partyjni fanatycy, lecz na pozór porządni obywatele, przy czym dystansujący się od ideologii, ot, „poputczycy”. Tacy jak jeden z głównych bohaterów „Życia i losu”, fizyk Sztrum: w swojej specjalności świetny fachowiec, intelektualista, kosmopolita, do czasu Holokaustu niepamiętający o swoim żydowskim pochodzeniu. A przecież człowiek sowiecki, przez sowieckość tę zglajchszaltowany. Obawiający się o swoją pozycję w instytucie, łasy na komplementy i dowody uznania (te były racjonowane, jak wszystko: naukowcowi I kategorii przysługiwał stołówkowy obiad z kompotem z suszu na deser, uczony kategorii II musiał się zadowolić kisielem z proszku, a kategorii było sześć), ale przede wszystkim przeświadczony o wielkości swej socjalistycznej ojczyzny i genialności Gospodarza (Stalina), któremu trzeba pomagać ze wszystkich sił, by – na przykład – już wkrótce dysponował bronią jądrową.

[srodtytul]Jeszcze nie aresztowali[/srodtytul]

Sztruma stać na ryzykowne odezwanie się, na krytykę panujących stosunków, zaraz jednak zapala mu się światełko ostrzegawcze. I jako przykładny człowiek sowiecki podpisze podsunięty przez władze protest przeciw wszczętej na Zachodzie kampanii, skierowanej przeciw Krajowi Rad, w którym – rzekomo – rozstrzeliwuje się uczonych i pisarzy. Piszą – dowiaduje się Sztrum – „o genetyku Czetwierikowie, stworzono komitet jego obrony”. „Czetwierikow rzeczywiście siedzi w więzieniu” – powiada bohater „Życia i losu”, na co słyszy: „Jeśli istotnie został aresztowany, to z pewnością za przestępstwa, których się dopuścił. Przecież mnie ani pana nikt nie aresztował”.

Jeszcze... – tylko o tym myśli fizyk, choć – wydawałoby się – jego akcje stoją wysoko, telefonował do niego sam Stalin zainteresowany postępami w badaniach nad bronią „A”. I, oczywiście, podpisuje protest: pełen wstydu i obrzydzenia do samego siebie.

Co naprawdę mu groziło? Dziesięć lat, zsyłka, strzał w potylicę? To nieważne; postępowaniem i jego, i milionów jemu podobnych kierował ten sam instynkt samozachowawczy.

Postać Sztruma jest lustrzanym odbiciem samego Grossmana. I on podpisał podobnie haniebny protest w 1953 roku przeciw „lekarzom mordercom”. I on wykonywał partyjne polecenia, choć nie był członkiem WKP (b) ani potem KPZR. I on wyrzekł się żydowskiego rodowodu, przemianował z Josifa na Wasilija, ze szczętem zapomniał jidysz. Dopiero śmierć matki, która zginęła w ukraińskim Berdyczowie we wrześniu 1941 roku, przywróciła mu żydowską świadomość.

Świadomość bolesną, czemu daje wyraz w „Życiu i losie”, pokazując przykłady antysemityzmu, który ponoć bolszewicki komunizm miał całkowicie wyrugować z życia społecznego. W obliczu śmierci matka Sztruma w liście do niego powiada z goryczą: „Z czasów carskich wyniosłam przeświadczenie, że antysemityzm cechuje wyłącznie bogoojczyźnianych patriotów ze Związku Michała Archanioła. A teraz zobaczyłam, że ci sami, którzy krzyczą o wybawieniu Rosji od Żydów, poniżają się po lokajsku przed Niemcami, gotowi byliby sprzedać ojczyznę za trzydzieści niemieckich srebrników”.

„Życie i los” to rzecz o współczesnym autorowi totalitaryzmie, ale i o Rosji napiętnowanej wieczną niewolą. „Od protopopa Awwakuma do Lenina – wywodzi Madjarow, jeden z bohaterów książki – nasz humanitaryzm i wolność są partyjne, fanatyczne, bez litości składają człowieka w ofierze abstrakcji. (...) Rosjanin w ciągu tysiąca lat napatrzył się wszystkiego – i wielkości, i nadwielkości, jednego tylko nie zobaczył – demokracji”.

Wiek XX przebił jednak to, co było przedtem – udoskonaloną techniką masowego uboju. Uboju ludzi. Czy w swoim dziele pozostawił Grossman ludzkości jakąś nadzieję? Tak, dostrzegł ją w tym, że – jak pisał – „człowiek obrócony w niewolnika był nim z wyroku losu, ale nie z natury”. A w naturze człowieka istnieje pierwiastek dobroci, i to w nim widział rosyjski pisarz jedyną, słabą zresztą – czego nie krył, szansę dla homo sapiens.

[i]Wasilij Grossman „Życie i los”. Przeł. Jerzy Czech. W.A.B., Warszawa 2009

Wasilij Grossman (1905 – 1964) – rosyjski pisarz i dziennikarz. Korespondent wojenny, na froncie spędził trzy lata. Zrelacjonował bohaterską obronę Stalingradu, m.in. w książce „Naród jest nieśmiertelny”. Autor głośnych, wydanych dopiero po jego śmierci antytotalitarnych powieści „Wszystko płynie” i „Życie i los”.[/i]

Był to drugi w Sowietach przypadek aresztowania utworu literackiego, a nie jego autora (po raz pierwszy GPU zainteresowało się w 1925 r. „Psim sercem” Michaiła Bułhakowa). Wassilij Grossman nie dawał za wygraną. Pisał do Chruszczowa, rozmawiał ze Susłowem, apelował do środowiska literackiego. Był rok 1960, w końcu trwała, podobno, erenburgowska „odwilż”. Pisarz szybko się jednak przekonał, że nie może liczyć na cud. Książka uznana została za wyjątkowo niebezpieczną dla komunistycznego systemu. Wyrok głównego ideologa KPZR Michaiła Susłowa brzmiał, z dzisiejszego punktu widzenia, nieprawdopodobnie: „Druk »Życia i losu« będzie możliwy za 200 – 300 lat”.

Pozostało 93% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą