Faza szósta: machnąć ręką

Jedyne, co możemy stracić w wyniku kolejnych „epidemii” roznoszonych przez zawodowych adwokatów strachu, to radość życia

Aktualizacja: 09.05.2009 08:28 Publikacja: 08.05.2009 22:22

Faza szósta: machnąć ręką

Foto: EPA

Uff, wygląda na to, że udało nam się jednak wyrwać z paszczy apokalipsy, a raczej z jej świńskiego ryja. Choć, jak się zastanowić, to ciągle może nas dopaść. Co prawda, jak powiedział kilka dni temu jeden z dyrektorów Światowej Organizacji Zdrowia WHO dr Michael Ryan, nie ma dowodów na to, że świńska grypa osiągnęła rozmiary pandemii, ale ciągle może je osiągnąć. – Musimy założyć, że faza szósta (najwyższy poziom rozprzestrzeniania się choroby) nastąpi. Ale musimy też mieć nadzieję, że nie nastąpi – powiedział dr Ryan, nawiązując do najlepszej tradycji hollywoodzkich filmów katastroficznych: wszystkim nam grozi zagłada, ale być może dzięki niebywałemu szczęściu połączonemu z determinacją amerykańskich naukowców i niezłomnym przywództwem prezydenta w ostatniej chwili, tuż przed napisami końcowymi, wywiniemy się spod topora kata, pod który trafiliśmy zresztą z własnej głupoty. Do następnego razu... Trochę śmiesznie wygląda na tym tle Polska – gdy cały świat już powoli zapomina o świńskiej grypie, do nas ona dopiero dociera, co jednoznacznie i po raz kolejny potwierdza naszą zaściankowość i opóźnienie wobec głównych nurtów cywilizacyjnych. Na szczęście minister Kopacz i odpowiednie służby stanęły na wysokości zadania, zwołując konferencję prasową po to, żeby poinformować, że nic się nie dzieje.

[srodtytul]Wirusowy moralitet [/srodtytul]

Medialny serial pod tytułem „świńska grypa – zagłada ludzkości”, którego ogony ciągle snują się po kanałach telewizyjnych, nie jest oczywiście niczym nowym, przeciwnie – podobne zapowiedzi apokalipsy na życzenie fundujemy sobie od dawna, a w ostatnich latach ich częstotliwość rośnie w postępie odwrotnie proporcjonalnym do rzeczywistego zagrożenia, które dana zaraza ze sobą niesie.

Przypomnijmy pokrótce. W latach 90. XX wieku w Wielkiej Brytanii wybuchła wśród bydła epidemia BSE – jej ofiarą miały paść nie tylko miliony krów, ale i ludzi, u których spożycie skażonego mięsa mogło wywołać chorobę Creutzfeldta-Jacoba. Media pisały o nieuchronnej śmierci milionów, a przynajmniej przetrzebieniu narodu brytyjskiego. Do dziś w wyniku zarażenia tą konkretną odmianą wirusa zmarły 164 osoby na świecie.

W 2002 roku wybuchła epidemia SARS, choroby dróg oddechowych rozprzestrzenionej z Chin na inne kraje. W mediach pojawiały się porównania SARS do AIDS – do dziś liczba ofiar tej pierwszej wynosi 774, a wszystkich zarejestrowanych przypadków na świecie w 2003 roku, czyli w okresie apogeum epidemii, było 8096. W 2006 roku zapowiedziano śmierć jednej czwartej populacji Wysp Brytyjskich w wyniku kolejnej epidemii – ptasiej grypy. Według stanu faktycznego na dziś zanotowano 257 ofiar tego wirusa na świecie.

Gdy więc szefowa WHO Margaret Chan zadeklarowała pod koniec kwietnia, że „cała ludzkość jest dziś w niebezpieczeństwie”, i podniosła stan zagrożenia pandemią świńskiej grypy z poziomu czwartego na piąty, świat wstrzymał oddech. Chińczycy zaczęli zamykać turystów meksykańskich w hotelach i zmuszać ich do badań na obecność wirusa – A-H1N1 pochodzi z tego właśnie kraju. Chile odmówiło rozgrywania meczów piłkarskich z drużynami z Meksyku, a niektóre inne kraje latynoamerykańskie zawiesiły połączenia lotnicze z Meksykiem. Do dziś na świńską grypę (w Izraelu dla uszanowania uczuć religijnych żydów chorobę nazywa się grypą meksykańską) zmarło 30 osób na 1658 zanotowanych przypadków.

Szukanie sensu w tym pandemicznym pandemonium jest zajęciem trudnym, a porównywanie rzekomych apokalips do prawdziwych problemów zdrowotnych ludzkości (co roku milion ludzi w Afryce subsaharyjskiej umiera na malarię, 25 mln Afrykanów jest zarażonych wirusem HIV) to obraza dla ludzkiej inteligencji. Co roku 2 mln ludzi na całym świecie umiera na skutek powikłań po zarażeniu wirusem grypy typu A lub B, jest to jedna z najokrutniejszych współczesnych chorób, a społeczeństwa ze zmiennym skutkiem radzą sobie z tym problemem. Wirus grypy typu A jest obecny w populacjach świń (oraz fok, koni, wielorybów i ptaków) w różnych miejscach na ziemi i także nie jest niczym nowym. Istnieją skuteczne leki na nowe odmiany grypy i w wielu rozwiniętych krajach, zwłaszcza po panice związanej w rozwojem ptasiej grypy, od 2004 roku leki te są szeroko stosowane.

Nie mają również sensu porównania historyczne stosowane przy okazji każdej kolejnej wersji apokalipsy. W wyniku hiszpanki na początku XX wieku zginęło nawet do 50 milionów ludzi. W 1968 roku grypa z Hongkongu zabiła milion ludzi. Dzisiejsze środki i postęp nauki pozwalają znacznie ograniczyć zasięg choroby i liczbę ofiar, co zresztą przyznają eksperci WHO i innych organizacji, w dalszej części zdania dodając zwykle, że nic nie jest jednak przesądzone. Mamy się bać – brzmi przekaz – bo nawet jeśli tym razem zaraza nas nie pokonała, to następnym już może.

I, zgodnie z tymi wytycznymi, co kilka lat miliony ludzi na Zachodzie powtarzają ten sam rytuał, w którym pojawienie się jakiejś choroby nabiera rangi moralitetu. Jego główną treścią jest kolejna wersja końca świata, a sprawcami nieszczęścia jesteśmy zwykle my sami: nasza chciwość albo bezmyślność i brak poszanowania odwiecznych praw natury – bo karmimy krowy mięsem dla zysku albo zaludniamy miasta ponad miarę, umożliwiając łatwe przenoszenie zabójczego wirusa. Giniemy z własnej winy i dobrze nam tak!

Choroby jako powód zagłady ludzkości sprzedają się najlepiej, bo trafiają każdemu do wyobraźni i uderzają w najczulsze punkty. Straszenie ludzi nie jest jednak wyłącznie domeną pracowników służby zdrowia: dziś to jedna z ulubionych zagrywek polityków, podstawa bytu mediów i tysięcy organizacji pozarządowych, których celem jest szukanie dróg wyjścia z rzekomo beznadziejnej sytuacji, w jakiej właśnie znalazła się ludzkość.

[srodtytul]Specjaliści od beznadziei[/srodtytul]

W istocie żyjemy w świecie, w którym atrakcyjnie opakowany strach jest jednym z najlepiej poszukiwanych i sprzedawanych towarów. Doskonale sprzedaje się np. strach o dzieci, stąd złowieszcza popularność wszelkiego rodzaju informacji na temat rozwoju pedofilii i porwań dzieci. Rekordy popularności bije również strach o bycie wykorzystanym przez najbliższych: męża, który zawsze może pobić żonę, żonę, która może uciec z kochankiem i jeszcze przy rozwodzie zabrać dorobek życia. A jeśli nie masz jeszcze rodziny, to pomyśl, zanim się zbliżysz do kogokolwiek: mężczyzna może cię zgwałcić na pierwszej randce, a kobieta omotać psychicznie i porzucić. Po co masz cierpieć...

Adwokaci strachu nie znają umiaru i nie chcą zaakceptować np. tak oczywistych faktów, jak poprawa stanu środowiska naturalnego czy jakości życia ogromnej rzeszy ludzi. Im bardziej jesteśmy zdrowi, tym bardziej powinniśmy dbać o zdrowie, bo inaczej umrzemy. Im bardziej dbamy o lisy i jeże, tym bardziej powinniśmy je chronić, bo wyginą.

Podobnie z prawami różnego rodzaju mniejszości: najbardziej zapalczywymi obrońcami praw homoseksualistów, kobiet, dzieci, niepełnosprawnych, mniejszości religijnych są ludzie żyjący w krajach, w których poziom tolerancji wobec tych grup społecznych jest większy niż kiedykolwiek w historii ludzkości. Jednak przyznanie tego byłoby oddaniem przez adwokatów strachu kawałka władzy nad ludzką wyobraźnią, którą tak łatwo można kształtować, snując wizje przepełnione bojaźnią o dzień jutrzejszy. Paradoksalnie, im bardziej zorganizowane religie, np. chrześcijaństwo lub główne nurty islamu, szukają porozumienia między ludźmi i podkreślają wartość nadziei w życiu człowieka, tym lepiej widać, jak niehumanistyczna jest religia strachu – nie ma w niej zgody na obecność człowieka z jego wadami i zaletami ani na odkupienie, chyba że przez nieustanną pracę nad sobą, której nie ma końca. Obrońcy środowiska uważają np., że jeśli nie zmienimy naszego sposobu życia, planeta Ziemia przestanie istnieć. Nie wskazują przy tym żadnego jasno określonego punktu, do którego mogłyby zmierzać owe starania w celu ochrony środowiska – cokolwiek zrobimy, to i tak będzie za mało i czekać nas będą kolejne zadania lub – jeśli nie pójdziemy wskazaną drogą – zagłada.

[srodtytul]Ani kroku bez eksperta [/srodtytul]

Najlepszymi adwokatami strachu są ci, którzy robią na nim najlepszy interes, zwłaszcza „eksperci”, czyli ludzie mający wiedzę niezbędną do życia. Jeśli naprawdę chcesz zadbać o zdrowie, to nie wystarczy racjonalnie żyć, należy prowadzić tzw. zdrowy tryb życia, na który składają się: odpowiednie odżywianie, prowadzone prawidłowo życie emocjonalne, w tym przede wszystkim udany seks, sport wyznaczony dla konkretnej osoby na konkretny sezon.

Każdą z tych dziedzin, które w zasadzie średnio rozgarnięty człowiek sam potrafi opanować, obsługuje dziś armia doskonałych specjalistów gotowych z radością o nas zadbać. A jeśli, np. z braku przekonania albo pieniędzy, nie przyjmiemy ich rad, to oczywiście grozi nam dramatyczny spadek jakości życia, a w ekstremalnych wypadkach – śmierć w męczarniach. Weźmy dzieci: jeśli pragniemy dobrze wychować syna czy córkę, to nie wystarczy je kochać, wyzbyć się egoizmu, poświęcać czas, pracować na ich utrzymanie. Dzięki współczesnym ekspertom wychowanie dziecka z naturalnej pracy w rodzinie zmienia się w tajemną wiedzę o poziomie komplikacji równej fizyce jądrowej, najeżoną nieustannymi niebezpieczeństwami dla dziecka i rodzica, której tajniki tylko ekspert – adwokat strachu – jest w stanie nam przybliżyć. Od zajścia w ciążę przez poród i każdy kolejny etap dorastania musimy się szkolić i odsłaniać zakamarki, o których istnieniu jeszcze niedawno nikt nie wiedział.

A jeśli nie chcemy tego robić, to nie miejmy do nikogo pretensji, jeśli nasze dziecko padnie ofiarą pedofila albo zostanie porwane przez siatkę handlarzy żywym towarem. Wybór należy do ciebie – mówi nam zatroskany ekspert.

Każdy ma taką apokalipsę, na jaką zasługuje. Pewnie powinniśmy się cieszyć, że zamiast płonących krzaków, gradu i ognia przemieszanego z krwią, siedmiu grzmotów i głosów siedmiu trąb mamy tylko złowieszcze zapowiedzi przejścia z fazy piątej na fazę szóstą. Jednak pamiętajmy, że ludzie żyją dłużej i są zdrowsi niż kiedykolwiek w historii, świat jest bezpieczniejszy, środowisko naturalne chronione lepiej niż kiedykolwiek. Nie oddawajmy się we władanie adwokatom strachu, bo zabiorą nam całą radość życia, której na tym najlepszym ze światów ciągle nie brakuje.

Uff, wygląda na to, że udało nam się jednak wyrwać z paszczy apokalipsy, a raczej z jej świńskiego ryja. Choć, jak się zastanowić, to ciągle może nas dopaść. Co prawda, jak powiedział kilka dni temu jeden z dyrektorów Światowej Organizacji Zdrowia WHO dr Michael Ryan, nie ma dowodów na to, że świńska grypa osiągnęła rozmiary pandemii, ale ciągle może je osiągnąć. – Musimy założyć, że faza szósta (najwyższy poziom rozprzestrzeniania się choroby) nastąpi. Ale musimy też mieć nadzieję, że nie nastąpi – powiedział dr Ryan, nawiązując do najlepszej tradycji hollywoodzkich filmów katastroficznych: wszystkim nam grozi zagłada, ale być może dzięki niebywałemu szczęściu połączonemu z determinacją amerykańskich naukowców i niezłomnym przywództwem prezydenta w ostatniej chwili, tuż przed napisami końcowymi, wywiniemy się spod topora kata, pod który trafiliśmy zresztą z własnej głupoty. Do następnego razu... Trochę śmiesznie wygląda na tym tle Polska – gdy cały świat już powoli zapomina o świńskiej grypie, do nas ona dopiero dociera, co jednoznacznie i po raz kolejny potwierdza naszą zaściankowość i opóźnienie wobec głównych nurtów cywilizacyjnych. Na szczęście minister Kopacz i odpowiednie służby stanęły na wysokości zadania, zwołując konferencję prasową po to, żeby poinformować, że nic się nie dzieje.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Plus Minus
„Przyszłość”: Korporacyjny koniec świata
Plus Minus
„Pilo and the Holobook”: Pokojowa eksploracja kosmosu
Plus Minus
„Dlaczego umieramy”: Spacer po nowoczesnej biologii
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Małgorzata Gralińska: Seriali nie oglądam
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Plus Minus
„Tysiąc ciosów”: Tysiąc schematów frajdy
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne