MICHAŁ PŁOCIŃSKI (UR. 1987, NA ZDJĘCIU Z LEWEJ): Świat budowany przez was się nie sprawdził – zarzucają dziś starszym pokoleniom milenialsi, czyli ludzie urodzeni w latach 80. i 90. ubiegłego wieku. I przewidują, że ten świat pogrzebany zostanie przez kryzys, który wywoła pandemia koronawirusa. Nas trzech dzieli po pół pokolenia – wchodziliśmy w dorosłość w zupełnie różnych czasach, mamy różne doświadczenia życiowe i przez to pewnie inaczej patrzymy na dzisiejszy kryzys. Wyobraźmy sobie, że teraz swoją szansę na budowę lepszego systemu dostaje młode pokolenie. Jak myślicie, jaki świat po koronawirusie urządzą nam milenialsi?
MICHAŁ SZUŁDRZYŃSKI (UR. 1980, NA ZDJĘCIU Z PRAWEJ): Jechałem dziś do pracy na rowerze przez pusty plac Trzech Krzyży, który wcześniej oblegali warszawscy hipsterzy; pełen modnych kawiarni, z których jeszcze niedawno wylewały się tłumy ludzi. I zacząłem się zastanawiać, czy kryzys nie zlikwiduje tej kategorii społecznej. Hipster kojarzy mi się ze światem łatwego pieniądza, czyli tych wszystkich kreatywnych zawodów powstałych na fali wznoszącej się gospodarki, gdzie łatwo zarabiało się masę pieniędzy, które później równie szybko przepuszczało się na przyjemności. Być może nastąpi teraz pewna rewizja tego świata – to koniec dziesiątków blogów kulinarnych, na których ludzie się zastanawiali, jak wydać jednego wieczoru setki złotych w drogich knajpach, debatowali o problemach, które dziś, gdy rzeczywistość mówi „sprawdzam", wydają się nam trzeciorzędne. Restrykcje utrudniają nam przecież zwykłe zrobienie zakupów dla rodziny. Mam jednak wrażenie, że nie chodzi jedynie o restrykcje, lecz o bardzo głęboką przemianę gospodarczą, z którą będziemy mieli teraz do czynienia. Możliwe, że wraca świat, jaki moje pokolenie pamięta z dzieciństwa, czyli permanentnego niedoboru – i to nie tylko po stronie podaży, czyli braku produktów na półkach, ale i po stronie konsumentów, którzy zwyczajnie nie będą mieli pieniędzy. Jeśli tysiące ludzi stracą pracę, społeczeństwo poważnie zubożeje i wielu osób nie będzie stać na tak luksusowe życie, jakie prowadzili oderwani od rzeczywistości prowincji hipsterzy z wielkich miast.
HUBERT SALIK (UR. 1976): Kluczowe pytanie brzmi: Jak długo to potrwa? Nie mam wrażenia, żeby doszło do jakiejś gigantycznej zmiany społecznej, szczególnie w Polsce czy w krajach rozwiniętych. Następuje raczej nowe bilansowanie układu między wolnością i bezpieczeństwem. Ale trudno, by przyniosło to zmianę strukturalną. Już zresztą widać, że ludzie zwracają się o pomoc do jedynej instancji, jaka im pozostaje, czyli do państwa. Mamy zagrożenie, więc szukają bezpieczeństwa. Nie jestem przekonany, że równocześnie są w stanie oddać za to jakiekolwiek wolności. Problem polega na tym, że w tym układzie wolności i bezpieczeństwa jedno można zwiększać, zmniejszając drugie. A ludzie chcą mieć i pełną wolność, i bezpieczeństwo, co jest nierealne.
Jeśli ten układ mocno przesuniemy w stronę bezpieczeństwa, będzie to dla nas dodatkowo niekorzystne ekonomicznie – nastąpi zamknięcie wymiany towarowej, ale też pewnej wymiany kulturowej, a migracje i możliwość poznawania nowych kultur nas wszystkich rozwijają. Jeśli zamkniemy się w swoich państwach narodowych, szukając bezpieczeństwa, odbije się to na naszym standardzie życia. Jeśli jednak postawimy na wolność, to z czasem może to prowadzić do społecznego wybuchu, bo ludzie ze swoim strachem poczują się pozostawieni sami sobie. Nie twierdzę, że będzie to wybuch globalny, może bardziej różne lokalne napięcia. Ale to wszystko zależy właśnie od tego, jak długo to potrwa. Jeśli krótko, czyli jeszcze miesiąc, dwa – możliwe, że szybko o tym zapomnimy i jako społeczeństwa nie wyciągniemy długoterminowych wniosków.
M.P.: A jeśli jednak potrwa dłużej?