Tyle rubli na marne

Z Antonim Zambrowskim autorem wspomnień „Syn czerwonego księcia” rozmawia Tomasz Zbigniew Zapert

Publikacja: 06.06.2009 15:00

Tyle rubli na marne

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

[b]RZ: Pamięta pan swoje adresy?[/b]

Wszystkie oprócz pierwszego. Babcia opowiadała, że to gdzieś na Marszałkowskiej. Jako niemowlę wyjechałem w 1934 roku z matką przez Wolne Miasto Gdańsk statkiem do Leningradu.

Gdy wróciłem jako nastolatek do Warszawy w maju 1945 roku, zamieszkaliśmy w domu Wedla na Puławskiej róg Madalińskiego. Po dwóch latach przenieśliśmy się na Szucha 16, gdzie naszymi sąsiadami byli Władysław Gomułka, Stanisław Mikołajczyk oraz Stanisław Radkiewicz. Ci dwaj ostatni mieszkali na jednej klatce schodowej. Radkiewicz opowiadał memu ojcu w mojej obecności na wczasach w Zakopanem, jak przez omyłkę wszedł do mieszkania Mikołajczyka. Sekretarka prezesa PSL krzyknęła z wrażenia, do przedpokoju wybiegł Mikołajczyk. Widząc szefa MBP, pomyślał zapewne, że już nadeszła jego godzina, ale Radkiewicz przeprosił za najście.

Mieszkałem jeszcze w willi Mariana Spychalskiego aresztowanego za „prawicowo-nacjonalistyczne odchylenie”, w pięknym ogrodzie na terenie MON. Moi koledzy i koleżanki cenili ten teren jako wymarzone miejsce na prywatki, ja natomiast lubiłem chodzić na pokazy filmowe organizowane co dzień przez marszałka Rokossowskiego.

Swoje wspomnienia rozpoczynam od adresu moskiewskiego. Był to sławny hotel Lux przy ul. Gorkiego 36 (dziś ulicy przywrócono nazwę Twerskiej). Stacjonowała tam międzynarodowa śmietanka komunistyczna zatrudniona w aparacie Kominternu oraz jego związkowych, rolniczych i młodzieżowych przybudówkach. Lwia jej część – zwłaszcza Polacy – została zgładzona w wielkie czystce w roku 1937.

[b]Romanowi Zambrowskiemu udało się przeżyć...[/b]

Sekretarz generalny KC KPP Julian Leński zdymisjonował ojca ze stanowiska

I sekretarza KC KZMP za jego wielki spektakularny sukces, czyli Deklarację Praw Młodego Pokolenia podpisaną wraz z młodzieżą socjalistyczną oraz „Wiciami”. Na jego miejsce mianowano Stanisława Radkiewicza – szefa białoruskich komsomolców z KZM Zachodniej Białorusi. Ojca wysłano do kraju na robotę partyjną w Radomiu i Łodzi. Matka została w Moskwie, gdzie kończyła studia w Wojskowej Akademii Lotniczej im. Żukowskiego. Przyszli pewnego dnia po nią enkawudyści, posiedziała krótko na Łubiance i w więzieniu na Butyrkach, po czym wróciła do domu. Po latach zwierzyła mi się, że cały czas „na dołku” płakała z rozpaczy, nie tyle z troski o los dwóch małych synków, lecz bojąc się, że Romek mógłby uwierzyć, iż ona naprawdę była „wrogiem ludu”.

[b]Jesienią 1939 roku trafił pan do Baranowicz.[/b]

Już po rozwiązaniu KPP ojciec wylądował w obozie w Berezie Kartuskiej. Gdy Stalin napadł 17 września 1939 roku na Polskę, straż więzienna uciekła. Ojciec przywędrował do pobliskich Baranowicz i dostał posadę w sowieckim urzędzie miejskim. Ściągnął nas z Moskwy. W Baranowiczach chodziłem do rosyjskiego przedszkola, gdzie nauczyłem się czytać i pisać po rosyjsku. Gdy Hitler napadł na Rosję, ojcu udało się umieścić nas na ciężarówce wywożącej rodziny urzędników. W Bobrujska załadowano nas do pociągu. Zajechaliśmy w wagonie towarowym aż nad Wołgę – do Kujbyszewa, czyli Samary. Podróż trwała kilka tygodni. Następnie ciężarówkami wywieziono nas w głąb stepów nadwołżańskich do sowchozu Czerwony Październik.

[b]W sowchozie umarł pański brat Sergiusz.[/b]

Matka podczas żniw obsługiwała kombajn, więc oddała brata do żłobka. Tam niemowlaka napojono surowym mlekiem... Na jesieni przeniesiono nas do sowchozowej centrali i tam już podczas zimy znalazł nas ojciec. Jego sowieccy szefowie uciekli z Baranowicz bez uprzedzenia i on maszerował przez całą Białoruś na piechotę. W głębi Rosji odnalazł swego partyjnego szefa i przyjaciela – Alfreda Lampego. Dzięki niemu ustalił nasz adres. Został nauczycielem w miejscowej szkole podstawowej, do której i ja trafiłem. Później ojca przeniesiono dalej w step – do innego sowchozu, gdzie został dyrektorem szkoły podstawowej, a matka – nauczycielką. Ojciec zgłosił się na ochotnika do I Dywizji im. Tadeusza Kościuszki w Sielcach. Na jesieni 1943 roku tacie udało się przenieść nas do Kujbyszewa. Matka została etatową przewodniczącą Zarządu Obwodowego Związku Patriotów Polskich. W lecie 1944 roku zostawiła mnie w pobliskim Stawropolu w polskim domu dziecka. Miałem tam być jedynie przez lato, ale wkrótce matka wyjechała do ojca do Lublina i dzięki temu ukończyłem IV oddział, tym razem polskiej szkoły.

Było to moje pierwsze spotkanie z autentyczną Polską. Zarówno wychowankowie, jak i wychowawczynie pochodzili z Kresów, głównie z Wołynia. Zostali wywiezieni stamtąd podczas pierwszej akcji NKWD 10 lutego 1940 roku obejmującej polską inteligencję, urzędników i osadników wojskowych.

Koledzy przyjęli mnie z rezerwą. Nic dziwnego. Byłem dzieckiem sowieckiego systemu wychowania, Polakiem uznającym wyższość wielkiego narodu rosyjskiego. Traktowano mnie jak ideowego przedstawiciela siły, która wywlokła ich z domów, pozbawiła życia bliskich, skazała na poniewierkę i głód. No i byłem ateistą. Na szczęście ten konflikt nie trwał długo. Już po kilku tygodniach mówiłem płynnie po polsku (z wołyńskim akcentem), na apelach z zapałem śpiewałem „Rotę”, a po wysłuchaniu wielu opowieści kolegów o bohaterstwie żołnierza polskiego w wojnie z bolszewikami oraz we wrześniu 1939 roku wgramoliłem się na dach szopy, aby na ścianie budynku napisać kredą hasło „Niech żyje Polska” oraz „Westerplatte trwa”. Nawróciłem się też na katolicyzm.

[b]Pierwszym pana idolem był Josip Broz-Tito.[/b]

W 1946 roku widziałem go z bliska stojącego na trybunie w Al. Ujazdowskich w Warszawie. Rok później byłem z ojcem w Jugosławii i tam widać było, że jest autentycznym przywódcą narodowym. A tu nagle wyklęcie przez Stalina. Długo ojciec przekonywał mnie o słuszności decyzji Kominformu. W 1955 roku przeżyłem szok, gdy Chruszczow odwołał stalinowskie oskarżenia. Już po XX zjeździe KPZR zaprosił Titę. Do naszej świetlicy w Domu Studenta Uniwersytetu Moskiewskiego prowadzono wszystkie wycieczki zagraniczne, więc przyprowadzono również Titę. Zraził mnie do siebie eleganckim ubiorem. W dodatku miał sygnet z brylantem. Kłóciło się to z wizerunkiem komunisty. Po doświadczeniach rewolucji węgierskiej 1956 roku zmieniłem o nim zdanie. Przeczytałem w jego biografii pióra prof. Vladimira Dedijera, że sygnet kupił sobie w Moskwie u schyłku lat 30. za pieniądze uzyskane za tłumaczenie „Krótkiego kursu Historii WKP(b)”. Miała to być lokata kapitału na czarną godzinę.

[b]

Zupełnie inaczej zareagował pan na wojnę na górze w gronie rodzimych komunistów.[/b]

Decyzja o usunięciu Gomułki i zastąpieniu go Bierutem nie wywołała we mnie żadnego poruszenia. A przecież znałem „Wiesława” osobiście, skandowałem jego pseudonim na pochodach, a tu nic. Wszystko wypaliło się we mnie wraz z zerwaniem z Titą.

[b]Jak to się stało, że studiował pan w Moskwie?[/b]

Był to pomysł mego kolegi szkolnego Włodka Wieczorka – syna zamordowanego w Oświęcimiu działacza komunistycznego. Jako uczeń klasy maturalnej liceum im. Reytana złożyłem papiery na studia ekonomiczne w Moskwie. Trafiłem na Wydział Ekonomiczny Uniwersytetu im. Michaiła Łomonosowa. Ukończyłem studia, otrzymując dyplom z wyróżnieniem i broniąc pracy „Zasada zainteresowania materialnego w socjalizmie”.

[b]Najbliższy kolega z gimnazjalnej ławki – Dariusz Fikus, pozostał w Warszawie.[/b]

Przyjaźniłem się z nim oraz jego śliczną siostrą Jolą. Bardzo często odrabialiśmy z nim lekcje, byłem u państwa Fikusów stałym gościem. Państwo Fikusowie byli przedwojenną rodziną inteligencką – kulturalni, dowcipni i niezależni w myśleniu. W mojej obecności słuchali przez radio BBC i omawiali audycje polityczne. Pan Feliks był wybitnym fachowcem, ale przeszkadzała mu w karierze w PRL jego przedwojenna endecka przeszłość. To zapewne było również przyczyną pozostania Darka na studiach w Warszawie, które zresztą znakomicie wykorzystał. Był on ode mnie starszy, znacznie bardziej dojrzały i potrafił zachować się przyzwoicie w trudnych sytuacjach. Pewnego razu nasz kolega Zbyszek Łochowski przyniósł do klasy satyryczną odę do Stalina. Za karę przeniesiono go do innej klasy. Gdyby przewodniczącym Zarządu Szkolnego ZMP był nie Darek Fikus, lecz jakiś nadgorliwiec, Zbyszek zapewne odsiedziałby parę lat w więzieniu.

Pisze pan o panującym w Rosji sowieckiej antysemityzmie.

Objawy napotkać można było na każdym kroku. Rosyjski antysemityzm był zupełnie otwarty i objawiany wyjątkowo arogancko. Gdy słyszę narzekania na polski antysemityzm, uśmiecham się z pobłażaniem. Nawet za moczarowskiej kampanii antysemickiej w latach 1967 – 1968 nie było w Polsce tyle antysemickiego chamstwa, co w Rosji.

W gronie studentów moskiewskich nie brakowało barwnych postaci.

Mieszkałem w jednym domu studenta na Stromynce z Michaiłem Gorbaczowem. O swym pobycie w domu także opowiada we swych wspomnieniach również Zdenek Mlynarz – bohater praskiej wiosny 1968 roku. Na zebraniach ziomkostwa wychowywano zarówno mnie, jak i nierozłączną parę filmowców Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego. Im zarzucano zamiłowanie do alkoholu. Gdy Skórzewski w ramach samokrytyki powiedział, że nauczyli go pić koledzy z warsztatu w czasie okupacji, zarzucono mu, iż szkaluje bohaterską klasę robotniczą. Gdy ja podczas internowania prowadziłem modlitwę przez zakratowane okno, kolega z celi dogadywał: „Tyle rubli na marne!”. Natomiast w roku 1968 w więzieniu mokotowskim współwięzień napisał o mnie żartobliwą piosenkę ze słowami: „Uczono, szkolono po linii, na bazie, lecz wyrosło ono do Moskwy w urazie”. Do całej Moskwy – to przesada, ale do Kremla – z pewnością. ?

[b]Antoni Zambrowski (1934 r.)[/b] – publicysta, społecznik. Do 1966 r. w PZPR. Usunięty za krytykę polityki wobec Kościoła. W 1968 r. aresztowany pod fałszywym zarzutem organizowania wiecu studentów i skazany na dwa lata więzienia. Współpracownik KOR. Działacz „Solidarności”. Internowany w stanie wojennym. Współpracownik prasy podziemnej i emigracyjnej. Dziennikarz „Tygodnika Solidarność”. Współzałożyciel Komitetu Polska – Czeczenia. Członek Stowarzyszenia Wolnego Słowa. Syn Romana Zambrowskiego – działacza KPP, PPR, członka Biura Politycznego KC PZPR.

[b]RZ: Pamięta pan swoje adresy?[/b]

Wszystkie oprócz pierwszego. Babcia opowiadała, że to gdzieś na Marszałkowskiej. Jako niemowlę wyjechałem w 1934 roku z matką przez Wolne Miasto Gdańsk statkiem do Leningradu.

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy