Okopy świętego krakówka

Społeczny Komitet Odnowy Zabytków Krakowa pierwszy raz stał się bohaterem skandalu. Poszło o zmiany personalne dokonane przez prezydenta, ale przy okazji wyszło na jaw, że mało kogo dotąd interesowało, na jakich zasadach to zacne grono wydaje niemałe pieniądze

Aktualizacja: 05.09.2009 15:20 Publikacja: 05.09.2009 15:00

Okopy świętego krakówka

Foto: Fotorzepa, Bartosz Siedlik

„Profesor Ziejka stracił zdolność honorową!”. „Słowa prof. Legutko są zwykłym kłamstwem” – wypowiedziane w lipcu zarzuty dwóch zacnych krakowskich postaci: przewodniczącego Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa (SKOZK), byłego rektora UJ oraz byłego wicemarszałka Senatu, ministra w Kancelarii Prezydenta wywołały szok pod Wawelem. Krakowskie elity niecierpiące wszystkiego, co kojarzy się z PiS, ogłosiły alarm, kiedy pojawiła się informacja, że prezydent Kaczyński chce dokonać zmian personalnych w składzie komitetu.

– SKOZK to ostatni bastion krakówka i Unii Wolności – ocenia eurodeputowany PO Bogusław Sonik. – Zwłaszcza tej części Unii, która zakochała się w Aleksandrze Kwaśniewskim. – To dość snobistyczna instytucja – mówi o Komitecie krakowski poseł PO i rektor Wyżej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera Jarosław Gowin. – Od początku opanował ją krakowski salon.

„Kraków zniesmaczony aferą w SKOZK”, „Prezydent RP robi czystkę w komitecie obrony Krakowa”, „Zamach na prof. Ziejkę” – krzyczały tytuły miejscowych gazet. Otoczony nimbem szacunku i ścianą ciszy komitet nagle trafił na pierwsze strony w atmosferze skandalu, co nigdy do tej pory się nie zdarzało. Co ciekawe, na stronie internetowej SKOZK można znaleźć kilkadziesiąt artykułów o remontach zabytków, ale żadnego na temat tego konfliktu. Warto przyjrzeć się całej historii bliżej, bo wiele mówi ona o krakowskich elitach i atmosferze panującej w dawnej stolicy.

SKOZK powołany został 31 lat temu przez Henryka Jabłońskiego, ówczesnego przewodniczącego Rady Państwa. Pieniądze pochodziły z budżetu państwa, a o ich przeznaczeniu decydować miał komitet złożony z lokalnych autorytetów i specjalistów. W zmieniającym się składzie trwał i rozdzielał pieniądze. W III RP przyznawane są one na wniosek Kancelarii Prezydenta i obciążają jej budżet. W tym roku jest to 42,5 miliona złotych.

[srodtytul]Wolimy nie pytać[/srodtytul]

Zasiadanie w SKOZK dawało wśród krakowskich elit ogromny prestiż. A ponieważ efekty prac były widoczne, nikt nigdy o nic się nie pytał, nie czepiał się, tylko podziwiał. Nie było afer, nie było kłótni ani sporów. Każdego roku kolejne kościoły i pałace odzyskiwały swój blask. Nikt w Krakowie nie ma wątpliwości, że bez ogromnych pieniędzy SKOZK miasto wyglądałoby o wiele wiele gorzej.

– Gdyby nie SKOZK, Kraków byłby miastem walących się domów, sypiących się fasad i niebezpiecznych, gnijących podwórek, jakby z początku lat 90. – mówi Jan Rokita. – Sam z siebie Kraków nie byłby w stanie tego zrobić. Bo jest skłócony, bez potencjału, nie ma wizji ani liderów.

Rozmawiałem z wieloma znanymi krakusami. Wszyscy wiedzą o komitecie, że gromadzi znamienite krakowskie osobistości, wszyscy wiedzą, że trzeba go kochać i szanować, bo bez niego miasto nie dałoby rady. Ale na jakich zasadach działa? Jak wydaje pieniądze? Kto kontroluje sposób wydawania? Czy stara się pieniądze pozyskać inaczej niż tylko z budżetu? Jak wymieniano do tej pory jego członków? Nikt nie był w stanie mi odpowiedzieć.

– Wie pan, to Kraków, my o takie rzeczy wolimy nie pytać. Ważne, że jest – mówi jeden z rozmówców. – Tam jest tylu zacnych ludzi, że na pewno wszystko toczy się jak trzeba. – mówi drugi. – Musi pan pamiętać, że kiedy dawniej w CK Krakowie powoływano kogoś na jakąś ważną funkcję, obejmował ją dożywotnio i nikt już nigdy o nic się nie pytał – tłumaczy inny.

Wszyscy podkreślają, by broń Boże nie uczynić SKOZK i Krakowowi krzywdy. Ale jak to się dzieje, że instytucja społeczna wydająca corocznie kilkadziesiąt milionów złotych nie została przez żadnego dziennikarza zapytana o obowiązujące w niej procedury?

Kiedy prezydentem został Lech Kaczyński i zadeklarował, że chce zwiększać budżetu komitetu o 20 proc. rocznie, urzędnicy Kancelarii zaczęli przyglądać się jego działalności. Zamówiono zewnętrzny audyt, przeprowadzony na przełomie 2006 i 2007 r.

Jak wynika z „Podsumowania działalności i analizy kryteriów stosowanych przez SKOZK” niejasne były na przykład kryteria przyznawania dotacji właścicielom na odnowę prywatnych kamienic. W kilku przypadkach decyzją prezydium SKOZK umarzano spłatę części kwot z dotacji na odnowę zabytków. Jak wynika z raportu, nie było wówczas jasne, czy prezydium może zmieniać formę dofinansowania ze zwrotnej na bezzwrotną. Poza tym ze 121 ówczesnych członków komitetu czterech było właścicielami lub prezesami firm konserwatorskich, które wykonywały prace na zlecenie SKOZK (dostały 16 proc. z 37 mln złotych). Prawa nie złamano, ale powstawały wątpliwości. W raporcie zalecono zmiany, zresztą stopniowo potem wprowadzone, co przyznają dziś urzędnicy Kancelarii.

Przedstawiciele Kancelarii byli zapraszani na posiedzenia komitetu, podczas których organizowano długie pokazy slajdów pokazujących, jak pięknie wyglądają odnowione przez SKOZK zabytki. Jak opowiadają, wszystko robiło imponujące wrażenie. Narzekali jednak, że niewiele mogli się dowiedzieć o szczegółach merytorycznych.

Jedna z urzędniczek opowiada taką anegdotę: – Kiedy podczas posiedzenia komitetu wstał jakiś inżynier i zaczął mówić o niejasnych procedurach wyłaniania zabytków do renowacji i firm, które miały tego dokonywać, natychmiast zaczęto go uciszać. A potem otoczono mnie szczelnym wianuszkiem, aby ten człowiek nie mógł do mnie podejść. Jeden z działaczy przekonywał mnie, że to awanturnik, a kiedy ja zapytałam, czy mimo wszystko nie warto go wysłuchać, człowiek, który wyglądał na zasłużonego działacza komunistycznego, powiedział z oburzeniem: „Czy pani wie, że ten człowiek... jest na liście Wildsteina?!” – wspomina.

Mimo że obecny prezydent radykalnie zwiększył pulę pieniędzy wydawanych z budżetu jego Kancelarii na odnowę krakowskich zabytków, elity tego miasta nie pokochały go. A życzliwi mu miłośnicy Krakowa narzekają, że dał pieniądze, ale niewiele zmienił. – Nawet próbę zmiany składu komitetu, który mu przecież podlega, podjął dopiero po trzech latach urzędowania! – narzeka młody krakowski wykładowca.

[srodtytul]Do aktywnych nie należał[/srodtytul]

Ryszard Legutko był zawsze antysalonowy, nastawiony wrogo do krakówka i prędzej czy później musiało dojść do zderzenia z Franciszkiem Ziejką, który jest z samego centrum krakowskiego salonu – mówi Jarosław Gowin. To właśnie Legutko, kiedy został prezydenckim ministrem, przejął obowiązki nadzoru nad pracami SKOZK.

– Pomyślałem, że jako człowiek z Krakowa, z UJ, a jednocześnie minister Kancelarii Prezydenta RP, mogę spróbować zrobić tu porządek – mówi prof. Legutko. Próba skończyła się kosmiczną awanturą.

Zresztą poprzedzały ją wcześniejsze wstrząsy. Kiedy weszła w życie ustawa lustracyjna, członkowie komitetu zostali zobowiązani do złożenia oświadczeń lustracyjnych. 20 z nich się nie zgodziło. Zgodnie z ustawą prezydent musiał ich odwołać. To samo zresztą robił premier premier Tusk w podległych sobie instytucjach. Ale media i krakowscy inteligenci uważali, że to pierwszy zamach Lecha Kaczyńskiego na komitet.

Drugi zgrzyt powstał, gdy nowy dyrektor komitetu zaproponował, by na tablicach zakrywających remontowane budynki pojawiła się informacja, że budynek jest remontowany przez SKOZK z funduszu Kancelarii Prezydenta Kaczńyskiego. Wybuchła znowu awantura i zdjęto napisy. – Wśród krakowskiej elity dobrze jest się w każdej sytuacji dystansować od prezydenta – mówi z goryczą prof. Legutko. – gdy pada jego nazwisko, zaraz pojawiają się uśmieszki, dowcipy, kąśliwe uwagi w najlepszym wypadku milczenie.

Kiedy Lech Kaczyński postanowił wymienić część składu komitetu, uznano to niemalże za zamach stanu. Z komentarzy wynikało jasno, że to sprawa polityczna. Że w miejsce uznanych i zasłużonych fachowców wejdą polityczni, oczywiście pisowscy, nominaci. Kazimierz Kutz na łamach „GW” objaśniał: „To czystka polityczna. Wszyscy, którzy znaleźli się na liście, nie są miłośnikami PiS. Przypadek?”. Andrzej Zoll dodał, że „choć do aktywnych członków nie należał, to Kraków i ochrona zabytków są mu bliskie, a SKOZK zawsze mógł na niego liczyć”. „Gazeta” nie sprawdziła jednak, co oznacza owo nieaktywne członkostwo. A oznacza, że Zoll nie pojawił się na posiedzeniu komitetu od 14 lat, Kutza zaś nie widziano tam od 3,5 roku.

Trzy inne osoby z grona odwołanych mają postawione zarzuty prokuratorskie, kolejne to dawni działacze związani kiedyś silnie z PZPR.

Przewodniczący SKOZK publicznie oświadczył, że jest zmianami zaskoczony i nic o nich nie wiedział. Profesor Legutko twierdzi, że lista zmian została z prof. Ziejką uzgodniona. – Co więcej, prof. Ziejka wcześniej przekazywał swoją listę propozycji zmian, która w dużej mierze pokrywała się z moim propozycjami – przekonuje Legutko. Rzeczywiście lista taka (datowana na 30 lipca 2007 r.) z podpisem prof. Ziejki istnieje, ale on zaprzecza, jakoby cokolwiek uzgadniał.

Dzisiaj prof. Ziejka nie chce się publicznie wypowiadać na temat konfliktu do czasu wyjaśnienia całej sprawy z szefem Kancelarii Prezydenta. – Chcę wyciszyć ten konflikt, bo najważniejsze jest, by nie ucierpiały na tym zabytki Krakowa. Dziwię się tylko, że prof. Legutko ciągle się tym zajmuje, bo przecież teraz jest reprezentantem Wrocławia w Europarlamencie, w Krakowie nawet nie mieszka – mówi.

Emocje towarzyszące całej sprawie były ogromne. Ryszard Legutko przez pół godziny pokazuje dokumenty i pełne emocji oświadczenia mające dowieść, że mówi prawdę. Prof. Ziejka wcześniej wypowiadał się z nie mniejszym natężeniem emocji. O profesor Marii Dzielskiej, wybitnej specjalistce od starożytnego Rzymu i Bizancjum, którą Lech Kaczyński powołał na jedną z wiceprzewodniczących, podczas posiedzenia SKOZK powiedział (cytat ze stenogramu): „ Pani profesor Dzielska – sądzę, że w Krakowie wszyscy z państwa znają ją mniej więcej – profesor historii UJ i osoba, która zaangażowana była od wielu lat w pracę przede wszystkim polityczną, ale ostatnio także i inne – naukowe”.

– To skandaliczna wypowiedź o jednym z najwybitniejszych polskich naukowców – komentuje Legutko. – Jedyna osoba z UJ, która wydała książkę w Harvard University Press.

Prof. Dzielska nie chciała się publicznie wypowiadać. Być może tym, co zraziło do niej prof. Ziejkę, było zdanie, jakie wypowiedziała podczas dawnego spotkania naukowców z prezydentem Kaczyńskim: –Wielu kolegów nie zdaje sobie sprawy, że choć byli uwikłani we współpracę, bo musieli przed wyjazdami zagranicznymi spotykać się z przedstawicielami służb, nic im nie grozi. Lustracja będzie dokonana w spokojnej i koleżeńskiej atmosferze.

A prof. Ziejka, chcąc uprzedzić zarzuty o związku z dawnymi służbami, sam opublikował w uniwersyteckim kwartalniku Alma Mater tekst o swoich przygodach z dawnymi służbami, kiedy wyjeżdżał za granicę jako naukowiec. Nie wynika z nich, by poszedł na współpracę, tylko że się spotykał kilkakrotnie i rozmawiał, bez konsekwencji. Jak napisał opracowujący te dokumenty związany z PiS prof. Piotr Franaszek „widoczne są kolejne próby prof. Ziejki wyplątania się z sieci zastawianej na niego przez Służbę Bezpieczeństwa”.

[srodtytul]Dmuchać na zimne[/srodtytul]

Krakowscy naukowcy, prawnicy, wykładowcy w swej większości są sprawą wymiany personalnej w SKOZK równie wzburzeni jak profesor Ziejka.

Prof. Jan Widacki: – To powinno być ciało apolityczne, złożone z fachowców, ludzi mających pojęcie o zabytkach. Tymczasem zmiany dokonano na zasadzie parytetu politycznego. Usunięto osoby, które były jednoznacznie kojarzone politycznie, ale które trafiły tam nie z klucza politycznego, ale fachowego. Jestem zdegustowany tym, co zrobił pan prezydent. Ale jestem zdegustowany także postawą profesora Ziejki. Jeśli wymieniono mu ludzi ze składu komitetu, powinien podać się do dymisji. Trzeba mieć odwagę cywilną.

Profesor Ziejka jednoznacznie stwierdza, że do dymisji podać się nie ma zamiaru.

Pytałem, czy Lech Kaczyński jest pierwszym prezydentem, który dokonuje takich zmian w składzie komitetu. Tego też prawie nikt z moich rozmówców nie wiedział.

Sprawdziłem. Aleksander Kwaśniewski wiosną 2001 r. odwołał cały skład komitetu – 109 osób i powołał nowy 121-osobowy. Poza komitetem znalazło się 32 jego dotychczasowych członków, trzy razy więcej osób niż obecnie odwołuje Lech Kaczyński. Kwaśniewski podziękował m.in. Andrzejowi Wajdzie, Jerzemu Stuhrowi, Janowi Józefowi Szczepańskiemu i Leszkowi Balcerowiczowi.

– Wtedy nikt nie pisał o politycznych czystkach i nie krzyczał, że to zamach. Dlaczego? – pyta Lilianna Sonik, prezes stowarzyszenia Instytutu Dziedzictwa, od lat działająca na rzecz ochrony krakowskich zabytków, szefowa publicystyki TVP Info, teraz będąca na liście kilkudziesięciu osób powołanych do SKOZK.

Uważa, że do uzdrowienia atmosfery wokół komitetu najlepsza byłaby cykliczna wymiana członków i jego władz. – Funkcje w komitecie są czysto honorowe, ale wiążą się z dużym prestiżem, a to z kolei wywołuje w Krakowie gigantyczne emocje, które bywają, co widać ostatnio, pretekstem do politycznych rozgrywek – mówi.

Prof. Ziejka: – Najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby każdy prezydent tak jak Kwaśniewski w całości odwołał, a potem powołał nowy komitet w wybranym przez siebie składzie.

Na pytanie, czy tamte zmiany dokonane przez Aleksandra Kwaśniewskiego były niepolityczne, a te dokonane przez Kaczyńskiego są polityczne, odpowiada: – Nie chcę już tego komentować, proszę mnie nie ciągnąć za język.

Niektórzy krakowscy konserwatorzy podkreślają, że takiej samej cyklicznej wymianie powinien podlegać Zarząd Rewaloryzacji Zespołów Zabytkowych Krakowa, który de facto decyduje, które firmy konserwatorskie otrzymają zlecenia, a także sugeruje SKOZK, jakie zabytki powinny być remontowane. Zarząd podległy wojewodzie zajmuje się finansową obsługą SKOZK.

Do niedawna nikomu nie przeszkadzało, że w skład SKOZK wchodzili współwłaściciele firm konserwatorskich, które otrzymywały zlecenia. Dopiero pod koniec ubiegłego roku pod wpływem nacisków z Kancelarii Prezydenta postanowiono coś z tym zrobić.

[wyimek]Do niedawna nikomu nie przeszkadzało, że w skład SKOZK wchodzili współwłaściciele firm konserwatorskich, które otrzymywały zlecenia[/wyimek]

Potwierdza to prof. Ziejka: – Osobiście rozmawiałem z kilkoma osobami, w przypadku których zachodził ewidentny konflikt interesów. Nie miałem informacji o nieprawidłowościach, ale trzeba dmuchać na zimne.

A to, że taki konflikt jest możliwy, pokazuje choćby historia Tadeusza Prokopiuka, byłego dyrektora biura SKOZK i jednocześnie społecznego sekretarza komitetu. Kiedy w lutym 2007 r. przestał być dyrektorem, trafił do rady nadzorczej Przedsiębiorstwa Rewaloryzacji Zabytków SA, firmy wykonującej wiele prac opłacanych z funduszy, jakimi dysponuje SKOZK. Dopiero w grudniu ubiegłego roku zebranie plenarne SKOZK podjęło uchwałę wzywająca do wyłączenia się z prac członków komitetu będących w sytuacji konfliktu interesów. Wtedy Prokopiuk zrezygnował ze społecznej funkcji sekretarza komitetu.

Konserwatorzy, z którymi rozmawiałem, sugerują, że wybór firm nie zawsze odbywa się na czystych zasadach, ale obawiają się i podać swoje nazwiska, i konkretne przykłady. To podważa wiarygodność ich opowieści. Twierdzą, że nikomu nie da się nic udowodnić, ale skoro ta sama grupa ludzi od lat decyduje co roku o wydaniu mniej więcej 40 milionów, to każda złotówka, każda procedura powinna być prześwietlana po kilka razy. I nie sposób się z tym nie zgodzić.

[srodtytul]Odkurzacza nie oddamy[/srodtytul]

Pytam o to prof. Ziejkę. Czy zgłaszano jakieś wątpliwości dotyczące przetargów? – Żadne sygnały o nieprawidłowościach do mnie nie dochodziły. Kiedyś do przetargu stawały jedna czy dwie formy, teraz jest ich kilkanaście, więc zawsze ktoś jest niezadowolony – mówi. I Zarząd i SKOZK przechodzą liczne kontrole i nie wykazały one żadnych nieprawidłowości – podkreśla Ziejka.

Jest jeszcze problem osób, które są członkami SKOZK i piszą ekspertyzy za pieniądze. – To też jest konflikt interesów, ale są to fachowcy, architekci, historycy sztuki, profesorowie i gdyby ich usunąć ze SKOZK, nie byłoby kim ich zastąpić – przyznaje prof. Legutko.

Trudno znaleźć ewidentne nieprawidłowości w sposobie wydawania pieniędzy przez SKOZK i Zarząd Rewaloryzacji. Dziwi raczej brak zainteresowanie i presji, by to wydawania było jak najbardziej przejrzyste i efektywne.

Tomasz Merta, wiceminister kultury, generalny konserwator zabytków: – SKOZK odgrywa niezwykle ważną rolę w ochronie tego szczególnego miasta. To ciekawy eksperyment, by pieniądze publiczne były dysponowane przez ciało całkowicie społeczne. Bardzo ważne jednak jest to, by były one dobrze kontrolowane. Bo budżet SKOZK to połowa pieniędzy, jakimi dysponuje ministerstwo na ochronę zabytków w całym kraju. Dobrze by było, aby komitet też się starał bardziej intensywnie o środki z innych źródeł.

Mniej dyplomatycznie wypowiada się Jan Rokita. – SKOZK to ssący odkurzacz przyłożony do budynku Ministerstwa Finansów w Warszawie. Gdyby to była instytucja, byłby tam menagement, montaż finansowy, biznesowe pomysły, zagraniczne inwestycje. Ale to nie jest instytucja, a tylko wielka ssąca rura. A na niej namalowane są znane i zacne nazwiska. Służą tylko do tego, by ładnie wyglądać w Warszawie, gdzie decydują o tych pieniądzach – mówi niedoszły premier z Krakowa.

Ale – jak podkreślają niemal wszyscy bohaterowie tej historii, z wszystkich stron barykady – najważniejsze jest to, by SKOZK przetrwał, a wraz z nim finansowanie. Bo Kraków jest jeden.

Znany krakowski wykładowca: – Awantura, którą wywołali ludzie SKOZK, to wielka burza w szklance wody. Oni są oderwani od rzeczywistości. Ciągle tkwią w sercu Unii Wolności, a UW nic już dziś nie znaczy. Mentalnie zostali w połowie lat 90., nie byli w stanie podczepić się pod Platformę, a dziś PO ich już nie potrzebuje.

Jak dodaje Jarosław Gowin: – Ich realne zasługi są dużo większe niż ich realna pozycja. To bardzo zasłużone towarzystwo wzajemnej adoracji żyjące w coraz bardziej zamkniętej wieży z kości słoniowej.

„Profesor Ziejka stracił zdolność honorową!”. „Słowa prof. Legutko są zwykłym kłamstwem” – wypowiedziane w lipcu zarzuty dwóch zacnych krakowskich postaci: przewodniczącego Społecznego Komitetu Odnowy Zabytków Krakowa (SKOZK), byłego rektora UJ oraz byłego wicemarszałka Senatu, ministra w Kancelarii Prezydenta wywołały szok pod Wawelem. Krakowskie elity niecierpiące wszystkiego, co kojarzy się z PiS, ogłosiły alarm, kiedy pojawiła się informacja, że prezydent Kaczyński chce dokonać zmian personalnych w składzie komitetu.

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
„Heretic”: Wykłady teologa Hugh Granta
Plus Minus
„Farming Simulator 25”: Symulator kombajnu
Plus Minus
„Rozmowy z Brechtem i inne wiersze”: W środku niczego
Plus Minus
„Joy”: Banalny dramat o dobrym sercu
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Karolina Stanisławczyk: Czarne komedie mają klimat
Materiał Promocyjny
Fundusze Europejskie stawiają na transport intermodalny