Piłka nożna jest w istocie grą towarzyską, która z upływem lat staje się coraz bardziej wyrafinowana i skomplikowana, ale ciągle jest tylko grą – nie jest przedłużeniem wojny innymi metodami, nie zapowiada pokoju między wrogami, nie stanowi wyznacznika rozwoju cywilizacyjnego danego państwa. Jest zwykłą – owszem, trudną technicznie i budzącą ogromne emocje – ale jednak zabawą. To zwykle ludzie spoza futbolu nadają mu potem dodatkowe znaczenia.
Wbrew mitom przyczyną słynnej wojny między Hondurasem a Salwadorem w 1969 roku nie był mecz piłkarski, ale tak trywialne kwestie, jak nędza chłopów, dostęp do ziemi, napięcia polityczne między obu państwami. Oczywiście lepiej jest wierzyć, że przyczyną „wojny futbolowej” był mecz. Inaczej nie byłoby przecież „wojny futbolowej”, tylko jakaś mało znacząca egzotyczna potyczka zbrojna nie wiadomo o co. A tak wiemy, że gdyby nie futbol, kilka tysięcy ludzi ocaliłoby życie, a 300 tysięcy nie straciłoby dachu nad głową. Czyli futbol jednak jest najważniejszy.
Idźmy dalej: udana organizacja i fascynujący dla kibiców przebieg finałów mistrzostw świata nie mają związku z tym, co wydarzy się później. Bycie dobrym w rozwiązywaniu krzyżówek nie dowodzi niczego innego poza umiejętnością rozwiązywania krzyżówek. Bycie dobrym w organizowaniu dużej imprezy piłkarskiej nie dowodzi niczego innego poza umiejętnością zorganizowania dużej imprezy piłkarskiej.
Co potrafi dobry gospodarz?
[srodtytul]Gospodarze Euro 2004 [/srodtytul]
– Portugalczycy – wydali miliony na budowę stadionów, z którymi dziś nie wiedzą co zrobić. Mistrzem Europy została Grecja, która w tym samym roku, wypruwając żyły, zorganizowała udaną olimpiadę. Sześć lat później Grecja jest bankrutem i pariasem Europy, a Portugalia czeka w kolejce z żebraczą miską w ręku. Zwycięstwo Włochów w finale mistrzostw świata przed czterema laty być może uratowało włoskich piłkarzy przed pójściem do więzienia za korupcję, ale nie miało żadnego wpływu na poziom zadłużenia państwa.