Dokumentaliści, chodźcie pieszo

Publikacja: 11.06.2010 15:12

Kadr z filmu „Poza zasięgiem”, nagrodzonego Złotym Smokiem

Kadr z filmu „Poza zasięgiem”, nagrodzonego Złotym Smokiem

Foto: Materiały Promocyjne

Do polskiego dokumentu weszło pokolenie indywidualistów, zniechęconych do polityki i życia społecznego. Chętnie kierują kamerę na siebie i swoją rodzinę, robią filmy o zagubieniu, samotności i tęsknocie za miłością. Kino staje się dla nich psychoterapią. Nie mają ambicji, żeby opisywać świat.

Szkołę polskiego dokumentu tworzyli na początku lat 60. Jerzy Bossak i Kazimierz Karabasz. Bossak kochał kino społeczne. Wspaniały pedagog uczył studentów, że poprzez jednostkowe losy można powiedzieć coś ważnego o życiu zbiorowości. Karabasz podkreślał czystość gatunku, nie uznawał manipulacji, uważał, że kamera musi chwytać rzeczywistość, a bohaterami swoich obrazów czynił zwyczajnych ludzi, w których starał się dostrzec niezwyczajność. Ich uczniowie i następcy, Marcel Łoziński, Krzysztof Kieślowski, Marek Piwowski i wielu innych, różnie podchodzili do sztuki dokumentu, ale podobnie wgryzali się w rzeczywistość, nie bali się jej osądzać.

Opisywali Polskę. W 1967 roku Franek W., wiejski chłopak z Hufców Pracy, przez rok na prośbę Kazimierza Karabasza prowadził intymny pamiętnik, Marcel Łoziński rejestrował kawałek Polski podczas konkursu na wzorową rodzinę, Maciej Drygas półtora roku szukał materiałów o Ryszardzie Siwcu, który w 1968 roku podpalił się na znak protestu przeciwko wkroczeniu polskich wojsk do Czechosłowacji, Maria Zmarz-Koczanowicz filmowała kolejki do sklepów i bezduszność urzędników, robiła portrety Polaków: od cynicznego zawodowego działacza aż po twórcę Pomarańczowej Alternatywy i dysydentów z NZS. Filmy ich i innych dokumentalistów pozostaną świadectwami życia w PRL i w Polsce czasów transformacji.

Oglądając konkurs polskiego dokumentu podczas ostatniego festiwalu krakowskiego zastanawiałam się, czy z pokazanych tam obrazów można zbudować obraz współczesnej Polski. Do kina wchodzą świeżo upieczeni absolwenci wydziałów reżyserii w Łodzi i Katowicach, Mistrzowskiej Szkoły Andrzeja Wajdy, coraz liczniejszych uczelni i kursów prywatnych. Ale odniosłam wrażenie, że często czują się oni zwolnieni z obowiązku rejestrowania świata wokół. Ken Loach czy Mike Leigh szukający tematów na ulicy byliby zdziwieni. Telewizja zalewa nas doraźnymi informacjami i reportażami, artyści mają szansę, by przyjrzeć się dzisiejszej Polsce głębiej. Nie wykorzystują jej.

Opowiadają o sobie, często – być może zainspirowani znakomitymi dokumentami Marcina Koszałki – filmują własną rodzinę. Najciekawiej robi to Daniel Zieliński, który w „Takim życiu...” pokazuje swoją babcię, starą, niedołężną kobietę, którą z całej rodziny opiekuje się tylko jeden syn. Śledzi dramat starości, samotności, mówi o poświęceniu, ale też zrzucaniu z siebie odpowiedzialności za innego człowieka i zabijaniu poczucia winy nic nie kosztującymi gestami.

To prawda, dzisiejsze trzydziestolatki przyglądają się kondycji współczesnego człowieka. Pojedynczego. W nagrodzonym Złotym Smokiem „Poza zasięgiem” Jakub Stożek opowiada o siostrach próbujących odnaleźć matkę, która porzuciła je wiele lat temu. W znakomitej skądinąd „Deklaracji nieśmiertelności” – portrecie alpinisty Piotra Korczaka-Koszałka – dotyka problemów starzenia się, rozliczeń z życiem, przekraczania granic własnych słabości. To ciekawe filmy, ale one mogłyby powstać wszędzie.

Kiedy szukam kawałka Polski, trafiam głównie na rozmaitych dziwaków, nieśmiertelnych wypalaczy z Bieszczadów lub co najwyżej stare kobiety, które w opustoszałej wsi wyglądają samochodu z chlebem. Starsza o pokolenie Ewa Borzęcka oskarżana jest nierzadko o manipulację i wykorzystywanie swoich bohaterów, ale to ona nie boi się pokazać losów ludzi w popegeerowskich wsiach. Młodsi zapuszczają się na prowincję, żeby zarejestrować jej powolny rytm albo opowiedzieć egzystencjalną historię o juhasach, którzy na halach rozmawiają o miłosnych dramatach.

Nie mam nic przeciwko takiemu kinu, zwłaszcza gdy ta wiwisekcja prowadzi do ważnej konstatacji o istocie człowieczeństwa. Ale nasz zmieniający się świat, w który – choć udajemy Europejczyków – wnieśliśmy dawną mentalność, świat, w którym dochodzi do wielkich dramatów, pozostaje przez młodych nieopisany. Więcej mogę dowiedzieć się o współczesnej Polsce z „Zera” Pawła Borowskiego, „Wojny polsko-ruskiej” Xawerego Żuławskiego czy „Chrztu” Marcina Wrony. W dokumencie Leszek Dawid z „W drodze” czy Karolina Bielawska i Julia Ruszkiewicz – realizatorki nagrodzonej Złotym Lajkonikiem „Warszawy do wzięcia”, które przez rok towarzyszyły z kamerą dziewczynom z prowincji próbującym zadomowić się w stolicy – są wyjątkami.

Myślę o Krzysztofie Krauzem, który mawia, że filmy robi się w obronie. A Maciej Drygas przypomina mi zdanie, które usłyszał od Wernera Herzoga: „Gdybym miał własną szkołę, to najpierw wysłałbym studentów na dwa lata na pieszą wędrówkę po świecie”. Może tak właśnie jest: może dokumentaliści powinni chodzić pieszo.

Do polskiego dokumentu weszło pokolenie indywidualistów, zniechęconych do polityki i życia społecznego. Chętnie kierują kamerę na siebie i swoją rodzinę, robią filmy o zagubieniu, samotności i tęsknocie za miłością. Kino staje się dla nich psychoterapią. Nie mają ambicji, żeby opisywać świat.

Szkołę polskiego dokumentu tworzyli na początku lat 60. Jerzy Bossak i Kazimierz Karabasz. Bossak kochał kino społeczne. Wspaniały pedagog uczył studentów, że poprzez jednostkowe losy można powiedzieć coś ważnego o życiu zbiorowości. Karabasz podkreślał czystość gatunku, nie uznawał manipulacji, uważał, że kamera musi chwytać rzeczywistość, a bohaterami swoich obrazów czynił zwyczajnych ludzi, w których starał się dostrzec niezwyczajność. Ich uczniowie i następcy, Marcel Łoziński, Krzysztof Kieślowski, Marek Piwowski i wielu innych, różnie podchodzili do sztuki dokumentu, ale podobnie wgryzali się w rzeczywistość, nie bali się jej osądzać.

Pozostało 81% artykułu
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał