Interesów państwa Sbierbank bronił, gdy Rosja borykała się z ostatnim kryzysem finansowym. Elity kraju wpadły w przerażenie, że może runąć cały system bankowy. Tym bardziej że Rosjanie są przewrażliwieni na punkcie banków – bo już dwa razy w historii najnowszej tracili oszczędności.
Sbier miał uratować sytuację. Dostał 500 miliardów rubli (50 mld zł) od Banku Centralnego i z tych pieniędzy miał udzielać pożyczek wskazanym fabrykom i wspomagać akcję kredytową. Polityka? Owszem, ale Gref broni się, że kredyt od Banku Centralnego dostał na 8 procent rocznie i zdołał już zwrócić 200 mld.
W niektórych przypadkach trudno powiedzieć, gdzie kończy się polityka, a gdzie zaczyna myślenie ekonomiczne. Sbierbank na przykład pomagał zakładom GAZ, które produkują kiepskie samochody. – Z jednej strony ratowali miejsca pracy, z drugiej własne pieniądze, które wcześniej pożyczyli fabryce – mówi Wiesiełowa.
Gref osobiście odwiedził fabrykę Gaza, gdzie złożył deklarację: „Jeśli Sbierbank zająłby twarde stanowisko odnośnie do zwrotu długów, zbankrutowałoby pół kraju”.
Przy okazji rozmiłowany w luksusach prezes, by pokazać, że wierzy w rodzimy przemysł samochodowy, osobiście wsiadł do jednego z aut. Po przejażdżce mówił, że to dobra maszyna, choć widać było, że robi to z niejakim obrzydzeniem. Tym większym, że Sbierbank (na życzenie Putina) wziął udział w akcji udzielania kredytów preferencyjnych na zakup rosyjskich samochodów.
Także polityką były podyktowane starania Sbierbanku o zakup akcji Opla. Najpewniej chodziło o to, by poprzez zakup zakładów dobrać się do nowoczesnych technologii, które miałyby być potem wykorzystane w Rosji. Innego powodu, by inwestować w przemysł samochodowy, Sbier nie miał. W końcu do transakcji nie doszło – wycofał się z niej amerykański właściciel akcji koncern GM, płacąc Rosjanom odszkodowanie w wysokości
13 milionów dolarów. Prawdopodobnie powodem okazały się właśnie technologie: komuś zależało, by Rosjanie nie mieli do nich dostępu.
Jeszcze we wrześniu 2008 roku, kiedy krach się zaczynał, Putin na forum ekonomicznym w Soczi tłumaczył, jaki ma być podział ról – mówiąc wprost, że „von Gref” jest tym, który ma udzielać kredytów. Gref robił, co mógł, i przy okazji – także wypełniając życzenia władz – był w awangardzie, jeśli chodzi o obniżanie stóp procentowych. Wszystko to miało rozruszać zmrożoną rosyjską gospodarkę.
Oprócz tego Sbierbank pozostaje dla władzy podręcznym portfelem na nadzwyczajne wydatki. Jest np. sponsorem przygotowań do igrzysk w Soczi czy partnerem wielkiej budowy kurortów turystycznych na Kaukazie Północnym, które wymyślił prezydent Dmitrij Miedwiediew. Takim propozycjom Gref nie jest w stanie się przeciwstawić.
[srodtytul]Ekspansja[/srodtytul]
Kryzys stał się także okazją do ekspansji dla rosyjskiego kapitału. Sbierbank poszukuje możliwości inwestycji za granicę. Ma to wpisane w strategię.
– Założenie jest takie, by 5 – 7 procent zysku pochodziło z takich źródeł – mówi Wiesiełowa.
Priorytetami są nadal kraje WNP, poza tym Chiny i Indie. Ale nie tylko. Nieco ponad rok temu z Grefem i jego zastępcą w Petersburgu spotkał się wicepremier i minister gospodarki Waldemar Pawlak. Po rozmowie Pawlak powiedział, że rosyjski bank jest zainteresowany wejściem do Polski. – Rosyjskie firmy rozglądają się po okolicy, by zdywersyfikować działalność – tłumaczył polityk.
Nie minął rok i Rosjanie stanęli do gry o BZ WBK, którego 70 proc. akcji wystawili na sprzedaż ich irlandzcy właściciele. To atrakcyjny kąsek, szósty w Polsce bank, jeśli idzie o aktywa, które pod koniec marca wynosiły 56 mld złotych. Trzeci, gdy mierzymy zyski, które w pierwszym kwartale sięgnęły 233 mln złotych.
Sbierbank potrząsnął sakwą i ustami wiceprezesa zapowiedział, że rozważa złożenie oferty Irlandczykom. Ostatecznie instytucja kierowana przez Grefa oferty nie złożyła. Ale dała wyraźny sygnał, że Polska leży w obszarze jej zainteresowań.
Dlaczego Rosjanie cofnęli się sprzed samych drzwi? Uznali, co najbardziej prawdopodobne, że tym razem nie ma o co kruszyć kopii. Okazało się, że w Polsce jest silna grupa, która ma swoją koncepcję na przyszłość BZ WBK. Taką, by akcje kupił kontrolowany przez państwo bank PKO BP. Pomysł ten jest głośno wspierany przez wpływowego doradcę premiera Tuska – Jana Krzysztofa Bieleckiego, oraz ministra skarbu Aleksandra Grada, który zapowiedział nawet, że gotów jest pomagać w wykupieniu WBK przez PKO.
Jako wsparcie tej koncepcji przyjmowana była aktywność Stanisława Kluzy, szefa Komisji Nadzoru Finansowego. Mówił on, że to polskie instytucje powinny kupić WBK. – KNF ma sporo do powiedzenia przy akceptowaniu transakcji. Może przeciągać decyzję, a Irlandczykom zależy na szybkim dostaniu pieniędzy za WBK – mówi doświadczony bankowiec. Taka nawałnica mogła zniechęcić niedźwiedzia ze Wschodu. Ale czy tak będzie następnym razem?
Aktywność Sbierbanku prowokuje pytania na przyszłość. Czy wpuszczanie do kraju potentata z Rosji jest korzystne i bezpieczne? Sprawa jest tym bardziej ciekawa, że ekipa Donalda Tuska głosi odmrożenie stosunków ze wschodnimi sąsiadami.
Problemu przy tego typu transakcji nie widzi Robert Gwiazdowski, stojący na czele Centrum im. Adama Smitha. – Zainteresowanie z ich strony powinno nam pochlebiać. Chcą kupować, to znaczy, że poważnie nas traktują i uważają, że można u nas zarabiać. Idą z kapitałem na Zachód, inwestują, patrzą też na banki – ocenia Gwiazdowski. – Ich intencje? Nikt nie kupuje instytucji za 10 miliardów złotych, żeby ją niszczyć albo zamykać. Rynek banków w Polsce jest konkurencyjny. Jeśli komuś nie podoba się u Rosjanina, może się przenieść gdzie indziej. Ofert jest pod dostatkiem.
Według eksperta z Centrum im. Smitha bank z rosyjskim kapitałem mógłby być w Polsce pożyteczny: – Jest wielu polskich przedsiębiorców, którzy chcą robić interesy na terenach postsowieckich. Taki bank mógłby mieć dla nich oferty kredytowe.
Lęków nie podziela też Iwan Preobrażenski z agencji Rosbałt: – Czego macie się bać? Rosyjskie pieniądze będą pracowały w Polsce. Bank będzie musiał działać według reguł polskiego systemu.
Ważny polski menedżer bankowy jest sceptyczny: – Rosjanie nie mają know-how, nie mają w ofercie atrakcyjnych produktów. Działają na rynkach, które trudno uznać za nowoczesne – są na Białorusi, Ukrainie, w Kazachstanie.
Gwiazdowski: – Nie mają know-how? Może właśnie dlatego zainteresowali się WBK. Po to, żeby kupić sobie know-how.
Bardziej wstrzemięźliwy jest Krzysztof Rybiński, były wiceprezes NBP. Jest zwolennikiem koncepcji, w której to PKO BP kupi BZ WBK i powstanie silny bank zdolny do ekspansji międzynarodowej.
Zwraca on uwagę, że Sbierbank nie jest tylko biznesowym wehikułem, bo w 60 procentach należy do banku centralnego Rosji. – Gdy właściciel jest prywatny, możemy zakładać, że chodzi mu o prowadzenie interesu i zarabianie pieniędzy. W tym przypadku nie da się wykluczyć, że w grę mogą wchodzić także inne intencje – dostęp do ludzi, do informacji – uważa. Według Rybińskiego można sobie także wyobrazić sytuację, w której Rosjanie wywołują na polskim rynku bankowym wojnę cenową. – Schodzą z marż, proponują obsługę niemal za darmo i wywierają presję na konkurencję. Oczywiście, dla klientów jest to korzystne. Pytanie, czy w dłuższym okresie nie destabilizuje to systemu bankowego – mówi były prezes NBP.
Na razie Rosjanie odpuścili. Jest czas do namysłu nad tym, jak zareagować, gdy pojawią się znowu.