To dlatego w 1998 roku to najwyższe odznaczenie dostali Jacek Kuroń i Karol Modzelewski, a młodszy o jedną generację Adam Michnik – kipiący wówczas energią – uznał, że wpierw nagrodzić trzeba starszych kolegów z KOR. Gdy w grudniu 1995 roku Orła Białego otrzymywał Władysław Bartoszewski, wszyscy byli przekonani, że zakończył on swoją państwowa karierę.
Wśród odznaczonych najbardziej pasuje do tego starego schematu Aleksander Hall, który wycofał się z polityki już dobre dziewięć lat temu. Michnik dla odmiany jest de facto bardziej skutecznym politykiem niż wielu partyjnych liderów.
Teraz wraca pogląd, że nie ma co czekać z odznaczaniem postaci kluczowych dla epopei opozycji lat 70. i ruchu „Solidarności”. Ale jeśli tak, to jeszcze bardziej Order Orła Białego należy się Andrzejowi Czumie jako współtwórcy Ruchu, a potem ROPCIO. A jak porównywać Michnika i Halla z Janem Krzysztofem Bieleckim – o przyzwoitej, ale nie jakiejś wyjątkowej karcie działalności w podziemiu? Czy jego premierostwo sprzed 20 lat było aż tak wybitne?
Iwreszcie najbardziej tajemnicza nominacja. Biskup Alojzy Orszulik – obserwator kościelny przy rozmowach Okrągłego Stołu, o którego roli w ówczesnych wydarzeniach nie wiemy zbyt wiele. Nikt opinii publicznej nie poinformował, co konkretnie w tamtejszych rozmowach predestynuje byłego biskupa łowickiego do otrzymania najwyższego polskiego odznaczenia. Wszystko to dziwne i poplątane. Ale sygnał jest wyraźny – powracamy do kultu Okrągłego Stołu.
Jarosław Kaczyński zaczyna ogłaszać spiskowe teorie na temat sytuacji w swojej partii. W najnowszym liście do członków PiS sugeruje, że Joanna Kluzik-Rostkowska i Elżbieta Jakubiak miały już od dawna przygotowany jakiś diaboliczny plan opanowania partii od wewnątrz. „Innym szatanem tam czynnym” miał być według listu Paweł Poncyliusz jako przedstawiciel grupy „paru osób niezadowolonych” z sukcesu poznańskiego kongresu PiS. „Została podjęta gra, której cel jest przejrzysty – z jednej strony podniesiono poprzeczkę oczekiwań wyborczych (wynik powinien być 40 proc.), z drugiej strony zrobiono wszystko, by wynik był możliwie najgorszy”. Prezes PiS jakoś nie zauważa, że takie tezy skłaniają do pytań –jak mógł on tolerować miesiącami taki diabelski spisek? Kaczyńskiego, który chłodno oceniał rzeczywistość, się bano. A Kaczyński, który widzi to, co chce widzieć, wchodzi powoli na równię pochyłą.