Europa dla tworzenia wspólnych wartości potrzebuje niezafałszowanej pamięci historycznej, ale narodowe pamięci zawsze będą trochę odmienne, a każde pokolenie też ma prawo do własnej. Otwarcie na Wschód jest potrzebne i dla spójności naszego regionu, i dla rozszerzania wolnego świata w dłuższej perspektywie. Niektórzy Rosjanie uważają to jednak za zagrożenie, bo swój interes widzą dużo bardziej doraźnie jako reintegrowanie obszaru postsowieckiego wokół Rosji. Chcą to osiągać również przez ożywianie wspólnej tradycji Wojny Ojczyźnianej i wielkiego zwycięstwa nad hitleryzmem. Odfałszowanie pamięci historycznej o straszliwym dla ZSRR doświadczeniu II wojny światowej i stalinizmu jest warunkiem koniecznym do tworzenia europejskiej pamięci i wzajemnego zrozumienia. Sprawa się komplikuje, bo ważna dla rosyjskiej wewnętrznej integracji ideologia mocarstwowa nawiązuje często do tradycji „pokojowej polityki ZSRR przed II wojną światową”, oskarżając kraje Zachodu o zdradę monachijską. Minister Ławrow jeszcze niedawno oskarżał nowych członków NATO o antyrosyjskie fobie i właśnie o fałszowanie historii. Oświadczył, że próby „pozbawienia Rosji zwycięstwa” będą przekroczeniem „czerwonej linii”. Zgromadzenie OBWE, które 1 lipca ub.r. zestawiło zbrodnie hitlerowskie ze stalinowskimi, zostało ostro potępione przez Dumę. Podobnie było sześć lat temu w Zgromadzeniu Rady Europy, gdzie Szwed Lindblad doprowadził do uchwalenia podobnej rezolucji. Były wówczas w Moskwie demonstracje z transparentami: „Lindblad = Hitler”. W maju ub.r. powołano nawet w Moskwie Komisję ds. Przeciwdziałania Próbom Fałszowania Historii Szkodzącym Interesom Rosji. Ta wojna o pamięć będzie jednak niezwykła, bo historykom europejskim, którzy – zdaniem Rosjan – wypaczają historię z podpuszczenia Polaków, Ukraińców i Bałtów, przychodzą w sukurs sami Rosjanie, ponieważ chodzi w gruncie rzeczy, i to w 100 proc., o ocenę nie tyle Rosji, ile stalinizmu. Liczny jest bowiem w Rosji nurt krytyczny, którego przedstawiciele (np. Smirnow, Słucz) inaczej oceniają zarówno Monachium, jak i pakt z 23 sierpnia 1939 r. Cerkiew prawosławna powtarza przecież wytrwale, że Stalin był zbrodniarzem. Oficjalna historia dotąd głosiła, że chciał pokoju, opóźniał wybuch wojny, dał się oszukać Hitlerowi i popełniał błędy, ale później przecież wyzwolił Europę. Wielu Rosjan w to wierzy. Znam również Polaków, którzy z nieufnością traktują antystalinowskich obrazoburców jako autorów naciąganych sensacji. Rzetelni historycy spierają się często między sobą. Wiele spraw nie zostało do końca wyjaśnionych. Debata historyczna trwa i stopniowo niektóre sprawy się wyjaśniają, w czym dużą rolę odgrywają np. wypowiedzi prezydenta Miedwiediewa. Równocześnie jednak rozwija się publicystyka skrajnie nacjonalistyczna, czasem broniąca Stalina, a mamy także próby ujęć neostalinowskich gloryfikujących generalissimusa. Są także historycy na Zachodzie, np. Richard Avery („Krew na śniegu”), którzy wbrew oczywistym faktom podtrzymują dawną wersję o pokojowej polityce Stalina.
Dlatego i naszej opinii publicznej warto pokazać zestaw przeciwstawnych twierdzeń historycznych dotyczących II wojny, a ukazanych przez historyków i pisarzy rosyjskich. Sądzę, że zamysł uciszenia obrazoburców w imię wielkości i honoru Rosji jest nierealny. W epoce masowej informacji i przenikania blokada na dłuższą metę nie będzie możliwa. W imię integracji i patriotyzmu można zrobić wiele, ale na obszarze b. ZSRR nie ma przecież rodziny ani środowiska, które by nie doświadczyło boleśnie wojny, a także stalinowskich represji, gdzie by nie było zarówno ofiar, jak i katów. Ta pamięć odżywa. Nie można też usunąć z pamięci straszliwych strat, które poniosła Armia Czerwona zarówno w wyniku klęsk, jak i zwycięstw, a także wyniszczenia milionów ludności cywilnej. To było w czasie wojny, według różnych szacunków 27 – 30 milionów ludzi. Ta przerażająca rzeczywistość oznacza, że – niezależnie od późniejszych sukcesów militarnych i uzyskania przez Związek Sowiecki statusu supermocarstwa – Wielka Wojna Ojczyźniana była straszliwą narodową klęską.
Rosyjscy rewizjoniści z Wiktorem Suworowem na czele są czytani. Ukazały się i u nas dwie książki ucznia i kontynuatora Suworowa – Marka Sołonina: „22czerwca, czyli jak zaczęła się Wielka Wojna Ojczyźniana” i „23 czerwca. Dzień M”. 1) Są kontynuacją słynnego „Lodołamacza”. 3) Ważnym ich sprawdzianem są dwie pozycje PISM: pomnikowe dzieło Sławomira Dębskiego „Między Berlinem a Moskwą” oraz praca zbiorowa historyków polskich i rosyjskich: „Kryzys 1939 r.”. 3) Można też wykorzystać obszerną pracę. P. Wieczorkiewicza o czystkach w Armii Czerwonej 1937 – 1939. 4) Warto, opierając się na tych książkach, ukazać w uproszczeniu kilka zasadniczych kontrowersji, które się zaostrzały w miarę odtajniania akt oraz odkrywania nowych źródeł. Są one dobrze znane historykom europejskim, powinny więc być również uwzględnione w pracach komisji podręcznikowej, którą, jak oświadczył min. Sikorski, mają powołać rządy Rosji i Polski.
[srodtytul]Sowiecka polityka pokojowa[/srodtytul]
Oficjalna wersja rosyjska głosiła dotąd ciągłość propokojowej polityki radzieckiej przed wojną i po wojnie. Zachodowi wypominało się „Monachium” i niechęć do tworzenia wspólnie z ZSRR systemu bezpieczeństwa, co miało być główną przyczyną wybuchu wojny. Jest to niezgodne z prawdą. Nie można stawiać Monachium i paktu Ribbentrop-Mołotow na jednej płaszczyźnie. W 1938 r. słabi politycy zachodni ustępowali Hitlerowi, bo się łudzili, że w ten sposób uratują pokój. Natomiast w 1939 r. Stalin z Hitlerem zawarli pakt, który miał na celu wywołanie wojny. Momentem decydującym w tym zakresie były negocjacje wojskowe między 11 a 19 sierpnia 1939 r. w Moskwie między ZSRR a Anglią i Francją. Przystępowały one do nich bez wielkiego przekonania, głównie aby postraszyć Hitlera porozumieniem ze Stalinem. Gen. Doumenc i adm. Drax negocjowali wtedy z marszałkiem Woroszyłowem. Zachód proponował Stalinowi sojusz i wspólne zablokowanie agresora. Stalin tę propozycję odrzucił, argumentując to głównie brakiem zgody Polski i Rumunii na przemarsz jego wojsk. Obawy tych krajów przed wkroczeniem Armii Czerwonej były zrozumiałe. Jednakże zarówno komentatorzy ówcześni, jak i dzisiejsi historycy są na ogół zgodni, że był to efektowny pretekst. Mocarstwa mogły podejmować decyzje, bo mogły mniejsze kraje przekonać lub zmusić do zgody. Było też dość ewidentne, że Polska otoczona z trzech stron i słaba Rumunia nie mają dużych szans na samotną obronę i zaraz będą potrzebowały wsparcia. I wreszcie, jak się należało spodziewać, polski minister Beck ustąpił wobec nacisku Francji i wyraził zgodę na współpracę wojskową polsko-radziecką z zastrzeżeniem, że będzie ona możliwa „w warunkach, które są do ustalenia”. Stalin jednak zgodą Polski wcale nie był zainteresowany. W trzy dni po zerwaniu rozmów przybył do Moskwy min. von Ribbentrop.
Istotniejsza jest wszakże zupełna sprzeczność tej wersji z całą historią i polityką państwa sowieckiego. Demokracje zachodnie po krwawej ofierze I wojny nade wszystko pragnęły pokoju. Niemcy chciały przywrócenia swej mocarstwowej pozycji i odzyskania ziem utraconych, zwłaszcza na rzecz Polski. Polska podobnie jak Rumunia i Czechosłowacja przygotowywały swoje społeczeństwa do obrony swej niezależności. A w ZSRR głoszono konieczność zniszczenia kapitalizmu, „wyzwolenia proletariatu” i tworzenia przyszłej wspólnoty komunistycznych republik. Po odrzuceniu pokojowych planów rozwoju gospodarki Rykowa i Tomskiego w latach 20. przyjęto niezwykle ambitne zadania dla przemysłu ciężkiego i już w dwóch pierwszych pięciolatkach stworzono ogromny przemysł zbrojeniowy, który przed 1941 r. dostarczył Armii Czerwonej więcej uzbrojenia, czołgów, samolotów i dział, niż posiadały łącznie: Niemcy, Francja i Anglia. Kolektywizacja i Wielki Głód były ściśle związane ze zbrojeniami. W najgorszych latach miliony ton zboża szły na eksport, by zdobyć środki na produkcje nowoczesnej broni. Nędza i wyrzeczenia całego społeczeństwa były dobrze rozumiane zwłaszcza przez elity partyjne jako cena potęgi ZSRR i jego ambicji światowych. Młodzi Niemcy śpiewali: „Heute gehoert uns Deutschland, Morgen die ganze Welt”, a komsomolcy: „W ciełom mirie nigdie, nietu siły takoj, cztoby naszu stronu sokruszyła i bud` siewodnia k` pochodu gotow!” A ten pochód to miało być rewolucyjne „wyzwalanie wyzwalanie mas pracujących” całej Europy i utworzenie wielkiego związku republik komunistycznych. W tym duchu wychowywano armię i społeczeństwo: „ ja chatem porzucił i walczyć szedł potom, bo ziemię w Grenadzie ja oddać chcę chłopom…” Nie tylko wyżywienie i poziom życia ludności, ale nawet „polityczne” przecież traktory, były mniej ważne od czołgów. Cała radziecka doktryna wojenna oraz szkolenie dowódców i żołnierzy było nastawione na ofensywę i „wyzwalanie ludów”. Taki też był stalinowski plan wojny.