Adam Struzik, dzisiejszy wpływowy, choć nieco ukryty, marszałek sejmiku mazowieckiego, to symbol polityki zawłaszczania instytucji i posługiwania się nią w partyjnych celach. Jest to filozofia rządzenia bardzo w Polsce popularna, więc wróżę Struzikowi awans. Inna sprawa, czy ten 54-letni partyjny wielkorządca jest reprezentantem modelu polityki dalszej przyszłości Jeśli brać pod uwagę perspektywę 10 – 15 lat, chyba nie. Na szczęście nie.
Jego przeciwieństwem jest Janusz Piechociński, poseł PSL wciąż spychany w dół przez Waldemara Pawlaka. On symbolizuje ambicje wielu ludowców, aby stać się partią mniej klasową, a bardziej nowoczesną. Przyznałbym mu punkt za osobistą gigantyczną pracę nad sobą. Nie wiem, czy jego gwiazda zabłyśnie tak jasno jakby mogła – bo musiałoby się to stać wbrew obecnemu prezesowi. PSL powinien sobie w każdym razie tego gorąco życzyć.
[srodtytul]Przyczajeni, kobiety, Gowin[/srodtytul]
Gdy mowa o ludziach przyczajonych na drugim planie, nie sposób nie odwołać się do intuicji. A ona podpowiada, że warto się uważnie przyjrzeć kilku osobom skupionym dziś na swoich pracach, nawet starającym się nie odróżniać zanadto od tła.
W Platformie wskazałbym dwóch ministrów: Bogdana Zdrojewskiego i Krzysztofa Kwiatkowskiego. Obaj odgrywają dziś rolę zapracowanych kompetentnych szefów swoich resortów. Ze średnimi możliwościami wykazania się. Zdrojewski ma do dyspozycji niewielkie środki, może tylko kokietować środowiska artystyczne. Kwiatkowski próbuje się kreować na „miękkiego Ziobrę”, ale własna partia pozbawiła go większości realnej władzy, zwłaszcza nad prokuraturą. A jednak słyszę i widzę, że obaj mają większe aspiracje i naturalną zdolność do budowania sobie sieci wpływów, pozyskiwania przyjaciół, zręcznego poruszania się w wewnątrzpartyjnych labiryntach. Obaj też nie zgrali się jałową antypisowską retoryką. Gdy definitywnie przestanie ona być głównym paliwem umiarkowanych liberałów (czyli po erze Tuska), mogą na tym tylko skorzystać.
Na prawym skrzydle polskiej polityki też wskazałbym ludzi, których czas może jeszcze nadejść. W moim przekonaniu zbyt pochopnie pogrzebano, jako anachronicznego, byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego. Jeśli naprawa państwa znów stanie się głównym tematem polskiej polityki, jego czysta, nawet jeśli powygniatana w politycznych starciach karta, okaże się atutem.
Jeszcze ciekawszą postacią wydaje mi się były prezydencki prawnik Andrzej Duda. Poznałem go dzięki jego wzruszającemu przemówieniu na pogrzebie Władyslawa Stasiaka i z wypowiedzi w filmie „Mgła”. Ale jego zrównoważona, ciekawa kampania na prezydenta Krakowa, w następstwie której zrazu prawie nierozpoznawalny, dostał w tym niezbyt pisowskim mieście 23 procent, pokazała jego duży potencjał.
Dawny zadymiarz Kamiński i harcerz Duda wybrali wierność Jarosławowi Kaczyńskiemu, co może ich dzisiaj ciągnąć w dół, ale może też zapewnić im reputację ludzi stabilnych i konsekwentnych. Zarazem obaj nie świecą wyłącznie światłem odbitym od lidera PiS. Gdyby był wizjonerem, Jaroslaw Kaczyński stawiałby w pierwszym rzędzie na takich ludzi. Gdyby…
Uderzająca jest nieobecność w tym gronie kobiet. Choć ich rola będzie jeszcze rosnąć, choćby w następstwie regulacji parytetowych, dziś są przeważnie paprotkami, powściąganymi w samodzielnych ambicjach. Najsilniejszą spośród nich Grażynę Gęsicką zabrała nam tragedia smoleńska. Inna, Zyta Gilowska, wycofała się sama.
Gdybym miał raz jeszcze, posługując się intuicją, szukać obiecującej kobiety w polityce, przypomniałbym o wciąż mało znanej posłance PO Agnieszce Rajewicz-Kozłowskiej. Stała się ona głośna przez moment przy okazji kontrowersji wokół in vitro, ale w parlamentarnych pracach odgrywa coraz większą rolę. Jest, zdaniem klubowych kolegów, uosobieniem twardego pragmatyzmu i zręczności w szukaniu sobie tematów i własnego wizerunku. Pasuje idealnie do modelu umiarkowanie progresywnej reformatorki obyczajów. Na dziwadła typu Joanny Senyszyn Polacy nie są wciąż przygotowani i – na szczęście – długo jeszcze nie będą.
Tylko warunkowo dołączyłbym do niej Joannę Kluzik-Rostkowską. Jest ona bowiem kompetentnym państwowcem, ale zbyt wcześnie – w następstwie splotu okoliczności – została wykreowana na lidera. Wizerunek „polskiej Angeli Merkel" może się dla niej okazać nadmiernym obciążeniem. Jednocześnie jej ambicje mogą owocować przyrostem nowych zdolności. Przypomnijmy raz jeszcze: w roku 2004 Donald Tusk był wyśmiewany jako polityk gabinetowy niezdolny do porwania tłumów. A dziś jest panem tych tłumów, nawet jeśli grillujących.
Ideowym kontrapunktem dla obu pań może się za to okazać Jarosław Gowin. Bywa niedoceniany – jako polityk staroświecki, nazbyt chłodny i uwikłany w platformerskie kompromisy. Jest jednak człowiekkiem, który umie ograniczać osobiste i programowe ambicje. A czekając na swoją chwilę, buduje sobie w Krakowie ciekawe środowisko młodych konserwatystów. Zręczność, z jaką forsował własny projekt dotyczący in vitro, pokazał go jako parlamentarnego machera. Bywa opisywany jako pierwszy naiwniak, ale to chyba dziś bardziej maska niż twarz. Jest równie łatwy do wyobrażenia jako skrzydłowy Platformy, jak i twórca nowej prawicy, jeśli na scenie doszłoby do trwalszych przemeblowań.
[srodtytul]Lista nieobecnych[/srodtytul]
Pisząc taki tekst, trzeba skręcić w kierunku wyliczanki, bo warstw i pięter polskiej polityki jest coraz więcej. Nie kładłbym krzyżyka na weteranach, nawet jeśli dziś są przedstawiani jako trudni we współpracy, przegrani ekscentrycy. Wiedza o państwie Ludwika Dorna czy rozwiedzionego (definitywnie?) z polityką Jana Rokity może się jeszcze przydać. Zwłaszcza kiedy skończy się czas grillowania.
Na koniec warto by też poszukać osób, które dopiero wejdą do polityki. Czas Tomaszów Lisów niby się skończył, nawet się nie zaczynając, a jednak... Ostatnio widzę postać, która szykuje się do tego konsekwentnie i w dobrym stylu: oponenta rządu z wolnorynkowych pozycji profesora Krzysztofa Rybińskiego. Konsekwentnie rozwodził się z prywatnym sektorem, przechodząc do roli wykładowcy. Umie się komunikować z potencjalnymi zwolennikami i przemawia już do nich językiem polityka, nie ekonomisty. Jego słabością jest liberalny fundamentalizm poglądów: parę lat temu słuchałem, jak karcił PO jako partię socjalistyczną, bo godzi się na ustawową płacę minimalną. Ale ten fundamentalizm uzupełnia się ze zgrabnym populizmem formy. Jeśli dobrze wyczuwam Rybińskiego, za kilka lat będzie elastycznością bliższy obecnemu ministrowi finansów Rostowskiemu niż okopanemu w szańcach niezłomnych przekonań Leszkowi Balcerowiczowi.
Wielu postaci nie wymieniłem. Polityków programowo „niezniszczalnych”, takich jak Sławomir Nowak z PO czy Ryszard Czarnecki z PiS, a dawniej z Samoobrony. Bo choć są zręczni, potrafią przemawiać na każdy temat i uciekali do tej pory z każdego kataklizmu, łatwo się ich też pozbyć na którymś z etapów. Nie wymieniłem wielu znakomitych posłów, takich jak lekarz z PiS Boleslaw Piecha czy spec od spraw wewnętrznych z PO Marek Biernacki. Bo choć są mądrymi znawcami swoich dziedzin, nie wyczuwam u nich twardych łokci ułatwiającym przedzieranie się przez świat polityki.
Nie wymieniłem także Janusza Palikota, bo choć wymyślił samego siebie od początku do końca, dziś pada ofiarą własnej zachłanności i chronicznej niezdolności do wspópracy z kimkolwiek. Żeby odzyskać szanse, musiałby się wymyślić raz jeszcze, od początku. Inaczej znajdą się spokojniejsi kandydaci do zagospodarowania antyklerykalnej niszy. Ludzie typu nowego radnego stolicy, ciemnoskórego reprezentanta gejów, Krystiana Legierskiego.
Za to szczególnie pouczający jest przykład Jerzego Buzka. Pamiętamy go jako z lekka wystraszonego, choć umiejętnego w sztuce przetrwania premiera przez pełną kadencję, zresztą jakoś tam zasłużonego w reformowaniu państwa. Dziś dzięki swojej miękkiej charyzmie zrobił karierę międzynarodową i wyćwiczył się w specyficznej sztuce – uśmiechania się i mówienia na okrągło. Tyle że jeśli w roku 2012 przestanie być przewodniczącym Parlamentu Europejskiego, trudno będzie dla niego znaleźć odpowiednią rolę w kraju. A ma już ponad 70 lat. Ale to niewątpliwie polityk z przyszłością, tylko akurat trudno go dopasować do układanki. To też „urok” polityki.
A kto z tych ludzi będzie stanowił wartość dodaną, kto tylko dekorację? Osąd pozostawiam czytelnikom.
[i]Dziękuję moim doradcom,: Tomaszowi Butkiewiczowi, Piotrowi Gursztynowi, Michałowi Karnowskiemu i Piotrowi Skwiecińskiemu[/i]