Z prostego powodu: świat się zmienia i PSL powinien się zmieniać. Możemy oczywiście ciągle walczyć o te swoje 6 procent i 30 posłów, modlić się, żeby z kimś wejść w koalicję, ale co to daje? Wicepremiera, trzech ministrów i trochę stołków.
[b]Czyli wszystko to, co PSL kocha.[/b]
Mnie taki PSL od 20 lat uwiera. Ja takiego PSL nie chcę i mówię to wyraźnie! Nie godzę się na PSL, który jest dodatkiem do SLD, PO czy PiS.
[b]Nie chce pan być przystawką?[/b]
Chcę w polskiej polityce grać pierwsze skrzypce. Uważam, że trzeba walczyć o całą pulę, o wygraną w wyborach, bo trzeba mierzyć w fotel premiera, by być na pewno ministrem.
[b]Są takie partie na świecie, choćby niemieckie FDP czy Zieloni, które zadowalają się rolą słabszego koalicjanta.[/b]
Zieloni to partia nowa, a FDP z zasady jest niszowa. My mamy szansę wyjść z niszy, zresztą musimy to robić, bo liczba ludzi utrzymujących się z rolnictwa będzie malała.
A złe tendencje widzimy już teraz.
[b]Jakie?[/b]
Prześledziłem wyniki wyborów na Mazowszu. Bardzo wyraźnie widać podział na gminy, które mają bezpośrednią komunikację z Warszawą, i pozostałe. W tych drugich PSL jest dwa razy silniejsze. A tam, gdzie jest linia kolejowa albo chociaż PKS i ludzie jeżdżą do pracy, zaczynają zmieniać preferencje polityczne.
[b]Głosują na partie miejskie?[/b]
Tak, bo one mówią językiem awansu, a PSL używa języka wiecznej obrony. Patrzę, jak podpisują się na Facebooku dzieci rolników, które przenoszą się pod Warszawę, choćby do mojej gminy. Oni już piszą „Warszawa-Iwiczna”, głosują nie jak rodzice – na PSL – ale na Platformę lub na PiS, bo to ich w ich oczach rehabilituje.
[b]Już nie są „wieśniakami”.[/b]
Tak, oni już poszli wyżej. Tradycyjni wyborcy PSL wymierają, a młode pokolenie chce innego PSL: aktywnego, komunikatywnego, sprawnego w przestrzeni europejskiej, a nie zakompleksionych frustratów wzywających: „Chłopy, kosy na sztorc, idziemy!”. Dlatego ja proponuję zmianę. Musimy mierzyć w nowe środowiska, wchodzić w nowe obszary, a nie tylko okopywać się wokół ludzi, którzy i tak są z nami.
[b]Ten ton słyszymy w PSL od kilkunastu lat. [/b]
Rzeczywiście, już podczas kongresu w 1996 roku mówiłem, że powinniśmy przekształcić Stronnictwo w wielką europejską partię ludową, w nowoczesną chadecję.
[b]Tymczasem mści się na was tradycja ZSL…[/b]
Będzie mnie pan rozliczał z PRL?
[b]Nie, ale chcę pokazać, że ZSL był partią wiejskiego getta i jako swoją partię traktują was tylko rolnicy.[/b]
Musimy z tym zerwać i być pełnoprawną partią, która wypowiada się na każdy temat, która ma swoje zdanie i w sprawach gospodarki, edukacji, spraw zagranicznych.
[b]Kto ma to robić?[/b]
Mamy więcej profesorów niż niektóre partie członków! Zamiast wiecznie się bronić, powinniśmy iść do przodu, bo kto się nie rozwija, ten ginie.
[b]Na jakie środowiska, poza mitycznymi profesorami, chcecie się otwierać?[/b]
Nie o to chodzi, by na pół roku przed wyborami siąść i zastanowić się, kogo by tu wpuścić na listy, jakiego transferu dokonać, by nam wzrosło. Wtedy można co najwyżej wymyślić, że przydałby się sportowiec, jakaś dziewczyna, partia emerytów, może Piskorski. Ale tego nie da się potem złożyć.
[b]Więc co?[/b]
Zamiast tego trzeba być aktywnym i stale wyłapywać tych najaktywniejszych. Mamy burmistrza Grodziska Grzegorza Benedykcińskiego, świetnie wykształconego, z sukcesami. Jest świetny marszałek województwa świętokrzyskiego Adam Jarubas…
[b]Pan już namaszczał go na prezesa PSL.[/b]
On w ostatnich wyborach potwierdził swoje ponadprzeciętne umiejętności i takich ludzi powinniśmy doceniać, awansować.
[b]Pawlak tego nie robi?[/b]
Brak mi w stronnictwie myślenia w dłuższej perspektywie. Natychmiast po wyborach trzeba usiąść nad mapą i policzyć, gdzie nam zabrakło do mandatu tysiąc, 2 tysiące głosów. Dajmy ludziom zadania, mówmy: masz cztery lata, żeby zdobyć te głosy, a jak nie, to poślijmy tam któregoś z wiceministrów i mówmy: cały tydzień pracujesz w Warszawie, a w weekendy i urlopy w swoim nowym okręgu. Brak mi w partii myślenia o tym. Ja chcę być prezesem PSL na dwa, trzy lata, żeby uruchomić tę przemianę, a potem oddać nowoczesny PSL pokoleniu dzisiejszych trzydziestolatków.
[b]Czyli komu?[/b]
Ludziom nowoczesnym i podejmującym wyzwania. Jakiś czas temu zachęciłem naszych kolegów, by PSL stał się potęgą internetową. Ruszyły blogi, weszliśmy w portale społecznościowe i prawie wszystko zamarło po wyborach samorządowych. Przepraszam, ale dlaczego? To już następnych wyborów nie będzie?
[b]Może to i lepiej, by nie wygrywał w nich anachroniczny PSL.[/b]
Jeśli nie będzie PSL takiego, jak chcę, czyli modernistycznego, otwartego na Europę i świat, ale budowanego na tradycyjnych wartościach, to część wyborców pójdzie do partii miejskich, a część ucieknie w radykalny populizm.
[b]Jak wyglądałby PSL Piechocińskiego? [/b]
Ideowo by się nie zmienił, ale potrzebny mu powiew świeżego powietrza. Nie chodzi o rewolucję kadrową, ale o konkurencyjność. Drużynę wyborczą trzeba tworzyć z najlepszych dostępnych zawodników, a nie ze swoich kolegów. Ja od lat walczę o lepszy PSL, odmawiam przyjęcia kolejnych posad.
[b]Bo mierzy pan wyżej, nie chce być wiceministrem.[/b]
Nie chodzi o stanowisko i władzę, ale o możliwości. W 2007 roku dostałem propozycję zostania sekretarzem stanu w Ministerstwie Infrastruktury i postawiłem takie warunki, że usłyszałem, iż chcę mieć więcej władzy niż Grzegorz Schetyna.
[b]O tym właśnie mówię.[/b]
Ale ja nie chciałem władzy dla siebie, tylko przewidywałem, że jeżeli resort infrastruktury jej nie otrzyma, to wszelkie plany modernizacyjne skończą się klapą. Jeszcze w 2007 roku przygotowałem raport i powiedziałem, że wykonanie inwestycji planowanych na Euro 2012 na drogach będzie wynosiło 50 – 55 procent planów, a na kolei między 40 a 50 procent. Wówczas nikt nie śnił o kryzysie światowym, a ja to wieszczyłem.
[b]To prawda, że cały czas siedzi pan przy komputerze?[/b]
Odpowiadam na 600 e-maili dziennie!
[b]Słucham?![/b]
A jak jest jakaś akcja, na przykład w sprawie obwodnicy Wrocławia, to każdemu z 4,5 tysiąca podpisanych pod petycją wysłałem odpowiedź. Nie mój asystent, ale ja osobiście. Choć były te petycje kierowane głównie do polityków Platformy, a ja dostałem je tylko z rozdzielnika jako wiceszef komisji, to tłumaczyłem, że nie ja im składałem te obietnice, a sam zdania nie zmieniam i podsyłałem linki z raportami o mojej działalności.
[b]Nie sądzę, by wszystkie te listy były przesadnie eleganckie.[/b]
Bo nie są. Od „ty złodzieju!” po wyzwiska pod adresem PSL i mnie osobiście to norma, ale dopóki pojawiają się w nich jakieś argumenty, to odpisuję. I jest taka prawidłowość, że im ostrzej się korespondencja z kimś zaczyna, tym milej się kończy i później często pozostaję z tymi ludźmi w kontakcie.
[b]W jaki sposób?[/b]
Tworzę sobie bazy danych z tych adresów: program, z którego korzystam, segreguje każdego według płci i tematyki tych e-maili.
[b]Ile ma pan tych adresów?[/b]
Ze 300 tysięcy.
[b]Ile?![/b]
Ponad 300 tysięcy, ale co jakiś czas je czyszczę. 25 tysięcy osób dostaje raz na kwartał mój stały serwis.
[b]To może od razu podepnie się pan pod system PESEL?[/b]
To żadna przyjemność. Nie sztuka zasypać kogoś spamem, ale wiedzieć, do jakiej grupy w konkretnej sprawie się pisze. Ale Internet to nie tylko poczta. Żona się śmieje, że jak nie wiadomo, gdzie jestem, to najlepiej wejść w bloga, gdzie opisuję wszystko.
[b]Jest pan na portalach społecznościowych?[/b]
Na Naszej-Klasie mam blisko 10 tysięcy znajomych. Na Facebooku mam dwa profile, powstał trzeci, a tu systematycznie i wielokrotnie weryfikuję znajomych.
[b]Pod kątem politycznym?[/b]
Jak ktoś deklaruje, że się ze mną fundamentalnie nie zgadza, albo nawet wypisuje czasem jakieś głupoty, to cierpię, że jestem jego znajomym, ale zostawiam. Bezlitośnie kasuję tych, którzy wypisują głupoty przesycone jadem.
[b]Raz sam zasypał pan ich spamem.[/b]
Przygotowałem swoje zdjęcie ze św. Mikołajem i dostał to każdy ze znajomych z mojego profilu. Do tego zdjęcia był link. Niestety, jakiś haker dołączył do niego wirusa i każdy, kto kliknął w link, rozsyłał tę wiadomość swoim znajomym. I dalej tak szło jak piramida. Skończyło się na 15 milionach odsłon! Straszna afera była.
[b]Naprawdę zawsze pan odpisuje?[/b]
Oczywiście, tak samo jak wieczorem oddzwaniam na wszystkie telefony, których nie odebrałem. Wiem, że to zabiera czas, ale jak się chce być w polityce, to nie można inaczej. W tygodniu pracujesz, a w weekendy tyrasz.
[b]Pan tyra?[/b]
Koledzy podśmiewają się, że jakbym mógł, to bym był we wszystkich programach telewizyjnych. Sami nie chcą tam chodzić, bo szkoda im czasu, ale pół roku przed wyborami będą się zabijać, by tam chodzić. O przepraszam, trzy lata za późno!
[b]A pan zabiega o popularność?[/b]
Ale nie za wszelką cenę, choć wiem, jak to działa. Jakiś czas temu z okazji Międzynarodowego Dnia Kota Jarosław Kaczyński opowiedział PAP o swoim kocie. To napisałem w blogu o swoim Kleofasie, że pozdrawia kota Alika. Pół godziny później dzwonią do mnie: „Słuchaj, jesteś główną informacją na Onecie!”.
Przecież, gdyby mi zależało tylko na frekwencji na moim blogu, to tego bym się trzymał, mógłbym w ten sposób funkcjonować. Ale ja rocznie jestem na 100 konferencjach merytorycznych, mam tam prezentacje, wykłady, bardzo dużo publikuję w prasie fachowej.
[b]Po co panu polityka? Władza to taki afrodyzjak? [/b]
Lubię zmieniać świat, naprawdę. Przed ostatnimi wyborami miałem wielki dylemat, bo od dużej firmy dostałem propozycję zostania szefem na Europę Środkową z pensją nieporównywalną do poselskiej, ale ja czuję się współodpowiedzialny za to, co się dzieje.
[b]Parę razy pan przegrywał.[/b]
Dwa razy mimo dobrego wyniku nie wszedłem do Sejmu, ale taka jest specyfika mojego okręgu. I wiem, że po wyborach wygranych trzeba zapomnieć o pierwszym tysiącu telefonów – to są ludzie, którzy na ciebie nie głosowali, ale chcą z tobą załatwić jakiś interes.
[b]A po przegranych?[/b]
Zapamiętaj sto pierwszych osób, które do ciebie dzwoniły.
[b]Żyje pan tylko polityką?[/b]
W ciągu ostatnich 20 lat mój najdłuższy urlop trwał dziesięć dni, ale żona się śmieje, że lepiej, bym się zajmował polityką, niżby mi inne głupoty do głowy strzelały.
[b]To nie jest nudne? Jak na to wszystko reaguje rodzina?[/b]
Przyzwyczaiła się, ale ma na mnie wpływ. Córce obiecałem, że jak będzie miała czwórkę z matematyki, to spełnię jej prośbę. No i miała. Byłem pewien, że będzie chciała jechać do Włoch na mistrzostwa świata w siatkówce, a ona wyciągnęła karteczkę z adresem dietetyczki i mówi: „Jesteś tam jutro umówiony. Nie mogę już na ciebie grubego patrzeć w telewizji”. Schudłem 15 kilo.
[i]—rozmawiał Robert Mazurek[/i]